-Iris...piękna głupiutka Iris.- mężczyzna poklepał ciebie po policzku.- Znowu mnie okradłaś. I co ja mam z tobą zrobić?
- Puścić wolno i dać spokój.- próbowałaś się wyrwać z uścisku gościa, który cię trzymał.Byłaś w królestwie znaną złodziejką i używałaś swojej mocy wiatru do tego. Niektórzy nawet się nie orientowali. Jednak Cruiser cię dorwał. Już któryś raz kradłaś mu jedzenie z jego zajazdu. Gość cię nie znosił, ale miałaś już na niego patent. Kiedy on się odwrócił podskoczyłaś i kopnęłaś go w plecy tak, że upadł na stolik. Gościa przerzuciłaś przez plecy i wybiegłaś łapiąc swoją torbę.
Uciekałaś pomiędzy ludźmi śmiejąc się z głupoty Cruisera. Dobiegłaś do swojej kryjówki i weszłaś tam.
- Wróciłam!- krzyknęłaś, a do ciebie podbiegła twój ośmioletni brat. Przytuliłaś go mocno.
- No hejka młody. Aż tak się stęskniłeś? Nie było mnie tylko kilka godzin.
-Z mamą jest źle...-spojrzał na ciebie smutny. Szybko odrzuciłaś torbę w kąt i pobiegłaś do pokoju matki. Kobieta leżała na łóżko pod ścianą. Podbiegłaś do niej i klękłaś przy jej łóżku.
-Mamo co się dzieje? Wszystko będzie dobrze...-głaskałaś kobietę po głowie.
-Kochanie...zaopiekuj się Marco...kocham was...-zamknęła oczy. Zmarła. Zmarła na twoich rękach. Wyszłaś z pokoju i przytuliłaś mocno swojego brata.
-Mamusia jest już w lepszym miejscu. Już się nie męczy Marco.- chłopiec zapłakał. Wtulił się w ciebie mocno. Głaskałaś go po główce uspokajając.
-Chodź zaśpiewam ci kołysankę i pójdziesz spać, okej?-wzięłaś go na ręce i zaniosłaś do jego pokoju. Zaśpiewałaś mu kołysankę, a chłopczyk zasnął. Wyszłaś z pokoju i poszłaś do sąsiada. Zapukałaś do drzwi. Otworzył ci mężczyzna około 50.
-Dzień dobry. Mam prośbę.
-Dzień dobry kochana! Co się stało? Jak się czuję mama?
-Chodzi o to...mama nie żyje.- spuściłaś głowę. Zawsze wesołe oczy mężczyzny straciły swój blask.
-Rozumiem. Moi chłopcy zabiorą ciało.
-Dziękuje, ale nie o to chciałam prosić. Jeśli coś się stanie i mnie złapią to zaopiekuje się pan Marco.
-Oczywiście dziecko. Uważaj na siebie. I pamiętaj, że zawsze będziesz miała tutaj schronienie.
-Dobrze dziękuję.-wyszłaś. Wróciłaś do domu i zrobiłaś ogień w piecu. Usiadłaś na przeciwko ognia obserwując ogniki. Wyciągnęłaś rękę w stronę ognia czując przyjemne ciepło. W pewnej chwili płomyk dotknął twojej dłoni, ale cię nie oparzył. Zdziwiłaś się i przysunełaś ją bardziej. Ogień dotykał twojej dłoni nie parząc cię. Pomyślałaś o tym, że chciałabyś zabrać płomyk na swojej dłoni. Zabrałaś powoli dłoń a nad nią utrzymywał się ogień. Szok malował się na twojej twarzy. Szybko odrzuciłaś go w płomienie i wyszłaś z pokoju. Poszłaś do łazienki i opłukałaś twarz. Spojrzałaś na swoje odbicie.
-To nie może być prawda...nie mogę być tą dziewczyną z legendy...-zacisnęłaś dłonie na umywalce. Łza spłynęła ci po policzku. Wybiegłaś po chwili z pomieszczenia, a potem z domu. Musiałaś uciec od tego. Biegłaś przez ulicę aż wpadłaś na kogoś. Upadłaś na ziemię. Złapałaś się za głowę i spojrzałaś do góry i zobaczyłaś metalowe zbroje żołnierzy królewskich. Za nimi stał Cruiser z wrednym uśmieszkiem. Podniosłaś się szybko z ziemi i chciałaś biec w przeciwną stronę, ale złapali cię. Szarpałaś się ile mogłaś, ale żołnierze uderzyli cię w kark i zemdlałaś.Obudziłaś się w lochu mając dłonie w metalowych rękawicach służących do blokowania magicznych mocy. W twojej głowie zaczęły pojawiać się pytania co z twoim bratem i jak szybko ciebie skażą. Zaklnęłaś pod nosem słysząc jak ktoś schodzi po schodach. Po chwili zza zakrętu zobaczyłaś żołnierza. Otworzył cele i podszedł do ciebie. Złapał cię za ramię i podniósł do pozycji stojącej. Zaczął cię prowadzić w głąb zamku. Szłaś za nim myśląc jak szybko pozbyć się utrapienia na twoich rękach i uciec stąd. Jednak z żadnej strony nie było nadziei na ratunek. Zaprowadzili cię do sali tronowej. Żołnierz rzucił cię na kolana i powiedział do króla siedzącego na przeciwko ciebie.
-Panie o to mag powietrza Iris, córka praczki. Okradła kilku kupców i właścicieli karczm. Zakradła się nawet do królewskiego skarbca i przywłaszczyła 300 złotych monet. Kupcy twierdzą także, że próbowała ich zabić. Wyrokiem za te wykroczenia jest śmierć.- król spojrzał na ciebie karcącym wzrokiem. Patrzyłaś prosto w jego oczy z determinacją. Nie mogli cię zabić. Kto wtedy zająłby Marco.
- Dziecko...co cię podkusiło do tak złego czynu. Przecież twoi rówieśniczych chodzą do szkoły i pomagają rodzicom.
- Jak mam chodzić do szkoły kiedy nie mamy pieniędzy. Matka ciężko zachorowała i nikt nie chciał przyjmować usług od dzieciaka. Szybko wszystko straciliśmy i samo życie skłoniło mnie do tak drastycznych kroków.
-To nie jest żadne usprawiedliwienie. Nikt nie ma prawa okradać innych z ich ciężko zarobionych oszczędności!-Chyba ukradzionych...
-Jak śmiesz!-żołnierz spoliczkował cię. Upadłaś na ziemie i spojrzałaś z nienawiścią na niego. Świece w sali zaczęły lekko przygasać. Żołnierze i król rozejrzeli się z niepokojem. Uspokoiłaś się i światło na nowo się rozpaliło.
-Cóż...-rozpoczął król lekko przestraszony.-Nie masz nic na swoje usprawiedliwienie. Dokładnie za 3 dni w południe zawiśniesz na szubienicy za swoje czyny.-wyszedł. Po prostu wyszedł. Żołnierz zaprowadził cię do lochów,a ty musiałaś czekać na swoją zgubę...
__________________________________________________________
Hejka rozdziały będą pojawiać się losowo i podejrzewam,że będę pisać krótsze na początku. Długo nie pisałam i na nowo muszę się rozkręcić ;) Pozdrawiam :*
CZYTASZ
Narzeczona śmierci
RandomDawno dawno temu żył sobie chłopak w królestwie gdzie każdy miał moc jednego z żywiołów. Był bardzo odważny. Tak odważny, że zrzucił wyzwanie samej śmierci. Śmierć pokonała go i zdenerwowana powiedziała, że zabije wszystkich mieszkańców królestwa, z...