Biegłaś przez las do swojego miasteczka. Musiałaś jak najszybciej dotrzeć do brata. Biegłaś uliczkami miasta, aby jak najszybciej dotrzeć do swojego dawnego domu. Bałaś się o Marco. Przecież tak długo był sam. Tęskniłaś za nim. Wbiegłaś szybko do swojego domu.
-Marco! Marco gdzie jesteś?!- nic. Kompletna cisza. Szukałaś go po pokojach. W końcu wbiegłaś do ostatniego pomieszczenia. Było całkowicie zdemolowane. Wyglądało to jakby przeszło tam tornado. Jedynie stolik stał nienaruszony. Podeszłaś do niego, a na nim spoczywał list z królewską pieczęcią. Szybko otworzyłaś list i zaczęłaś czytać."Droga Iris
Moja straż doniosła mi iż nasze królestwo ma nieproszonego gościa w twojej postaci. Wiedziałem, że przybyłaś tu tylko w celu zobaczenia brata. Na szczęście wpadłem na wspaniały pomysł i zaopiekowałem się nim. Jeśli chcesz go zobaczyć przybądź na zamek. Będę na ciebie czekał. Jednak jeśli nie przybędziesz twój brat posłuży jako pokarm dla moich wspaniałych psów.
Król Sandemarku
Frocyn"Westchnęłaś ciężko łapiąc się za głowę. Musiałaś uratować swojego brata. Podpaliłaś list i wyszłaś z domu. Poszłaś powolnym krokiem w stronę zamku. Wszyscy odsuwali się od ciebie przestraszeni. Poruszałaś się dostojnie jak dama. Przebywanie z Edgarem odbiło się na tobie. Zastanawiałaś się co się teraz z nim dzieje. Czy już planuje podróż na powierzchnię, żeby cię zabrać. Jednak musiałaś uratować Marco. Weszłaś na plac przed zamkiem gdzie było słychać gwar rozmów i śmiechów, który jednak po chwili zamilkł. Przeszłaś pomiędzy nimi nawet nie racząc ich spojrzeniem. Wszyscy wiedzieli po co przyszłaś. Ruszyłaś w stronę wejścia do zamku, a potem do sali tronowej. Otworzyłaś drzwi podmuchem wiatru i spojrzałaś wprost na króla, który jak gdyby nigdy nic siedział spokojnie na tronie. Podeszłaś do niego mając ochotę go zamordować.
-Gdzie jest mój brat?- warknełaś. Król Sandemarku spojrzał na ciebie i zaśmiał się. Pokazał ruchem ręki do żołnierza, że ma gdzieś pójść. On po chwili wrócił trzymając Marco. Rzucił go na ziemię. Szybko podbiegłaś do niego i mocno przytuliłaś. Chłopczyk wtulił się w ciebie cicho szlochając. Spojrzałaś na króla. Ten znów machnął ręką w stronę żołnierzy. Ci w jednej chwili rozdzielili ciebie i brata. Szarpałaś się i krzyczałaś aż w końcu jeden z żołnierzy zasłonił ci usta. Król Frocyn podszedł do twojego braciszka i złapał go przysuwajac mu ostrze do szyi. Skamieniałaś obserwując jego każdy ruch.
- Zrobisz co ci każe, a chłopiec przeżyje.- skinęłaś niepewnie głową. Bałaś się o swojego brata. To jedyna osoba, która ci została.- Przyniesiesz mi atrybut twojego partnera. Samą kosę śmierci.- spojrzałaś na niego szeroko otwartymi oczami. Nie mogłaś tego zrobić Edgarowi.
- Zapomnij...to jest praktycznie niemożliwe!
- Czyli chcesz aby twój braciszek zginął?- przycisnął nóż bardziej do szyi Marco delikatnie ją nacinając. Stróżka krwi spłynęła po jego szyi, a w tobie się zagotowało. W okół ciebie zaczął pojawiać się czarny dym, który z każdą chwilą coraz bardziej rozchodził się po sali.
-Zostaw mojego brata.- warknełaś. Ledwo trzymałaś nerwy na wodzy.
- Spróbuj coś zrobić mi lub komuś z żołnierzy to twój brat zginie.- warknal władca przysuwając nóż bardziej do jego szyi.- Masz czas do przesilenia letniego. A teraz wynocha stąd.- żołnierze zaczęli cię wyprowadzać z sali tronowej. Krzyczałaś i wyrywałaś się ile tylko sił miałaś. Straż wyrzuciła cię przed zamek wprost do błota. Zamknęli wrota. Leżałaś tam załamana, ale wiedziałaś co musisz zrobić. Znałaś cenę. Musiałaś zdobyć kosę Edgara. Kosę samego mrocznego żniwiarza.
CZYTASZ
Narzeczona śmierci
DiversosDawno dawno temu żył sobie chłopak w królestwie gdzie każdy miał moc jednego z żywiołów. Był bardzo odważny. Tak odważny, że zrzucił wyzwanie samej śmierci. Śmierć pokonała go i zdenerwowana powiedziała, że zabije wszystkich mieszkańców królestwa, z...