XVII

1K 60 7
                                    

Od kilku dni Edgar unika mnie jak ognia. Tułacze się po zamku nie mogąc znaleźć miejsca dla siebie. Muszę wymyśleć jak zbliżyć się do niego na tyle, aby odebrać mu kosę. Został mi tylko tydzień i nie wiem co robić.

Postanowiłam się przejść po ogrodzie. Zmienił się odkąd przybyłam tutaj. Był piękny. Jednak kiedy odejdę znów wróci do swojej dawnej postaci. Edgar  nie zostawi go w takim stanie. Wścieknie się i nie będzie chciał mnie znać. Zranię go bardzo okradajac go i uciekając. Jednak nie chce krzywdy mojego braciszka. Jedynej osoby, którą mogę uratować. Nie pozwolę, żeby zginął. Rozejrzałam się i zauważyłam Edgara siedzącego w altance. Wyglądał na bardzo zamyślonego, także nie zauważył jak podeszłam i dosiadłam się.
-Co się dzieje między nami? - zapytałam dotykając jego dłoni. Mężczyzna aż podskoczył i spojrzał szybko na mnie.
-Nie słyszałem kiedy przechodziłaś.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Wszystko jest dobrze, nie musisz się martwić Iris. - ucałował moją dłoń i już chciał odejść, ale przytrzymałam go za nadgarstek.
-Widzę przecież. Unikasz mnie Edgar... Ja...tęsknie za tobą Edgar. Czy zrobiłam coś nie tak?-zapytałam podchodząc i opierając głowę o jego ramię. Delikatnie splotłam nasze palce i wdychałam jego delikatny, pociągający zapach czekając na jego odpowiedź. Poczułam jak jego ciepła dłoń wpłata się w moje ogniste włosy i powoli przesuwa się wzdłuż żuchwy, przechodząc subtelnie do podbródka i unosząc go delikatnie. Patrzył na mnie swoimi przenikliwymi ciemnymi oczami, jednak nie czułam niepokoju. Czułam troskę patrząc w jego oczy. I jednocześnie ból. Ból tak okrutny i natarczywy, który miał już nigdy mnie nie opuścić. Poczucie winny, które otaczało mnie mimo tego, że nic nie zrobiłam. Samotna łza spłynęła po moim policzku. Edgar czule otarł ją. Przysunął się powoli do mnie i złożył delikatny i subtelny pocałunek na moich ustach. Odwzajemniłam pocałunek wraz z całym uczuciem, jakie miałam do mężczyzny. Łzy coraz gęściej spływały po moich policzkach. Edgar odsunął się ode mnie i otarł moje łzy, po czym przytulił mnie do swojej piersi. Oddychałam powoli wtulajac się w mężczyznę. Jednak nasza chwilę została przerwana.
-Widzę, że ślub, który ma się odbyć już jutro będzie idealny braciszku-zaśmiał się Lazarus. Spojrzałam na Edgara, którego zdenerwowała obecność brata.
-Ślub będzie cudowny. Nie musisz się o to martwić Lazarusie- powiedziałam kąśliwie. Odeszłam wraz z Edgarem zostawiajac mężczyznę.
-Zapomniałem, że to jutro... Wybacz ukochana.-powiedział dotykając delikatnie mojego policzka.
-Rozumiem co się dzieje. Chcę wziąć z tobą ślub. Chcę być z tobą szczęśliwa Edgarze...kocham cię Edgarze.
-Ja ciebie też Iris-pocałował mnie namiętnie co odwzajemniłam. Trwaliśmy tam dłuższą chwilę aż oderwałam się od mężczyzny.
-Będę musiała się przygotować skoro mam jutro zostać twoją żoną.-powiedzialam i odeszłam od mężczyzny. Znalazłam służące i poprosiłam je o pomoc w przygotowaniu wszystkiego. Do końca dnia wszystko było gotowe, a ja leżałam na łóżku myśląc o dniu jutrzejszym, który miał być najpiękniejszym i jednocześnie najgorszym dniem w moim życiu. Będę musiała zranić Edgara. I to bardzo boleśnie.

Następnego dnia od rana trwały przygotowania. Wszyscy biegali, a ja siedziałam w swojej komnacie już gotowa do ślubu. Poprowadzić miał mnie Lazarus. Czekalam na niego długi czas aż w końcu przyszedł.
-Wyglądasz pięknie... Jak na narzeczoną mojego brata.
-Jakiś ty uprzejmy. Idziemy?-wstałam i podeszłam do niego. Wraz z mężczyzna zeszliśmy do głównej sali gdzie czekał Edgar i służba. Lazarus poprowadził mnie do Edgara gdzie ten złapał mnie za rękę uśmiechając się do mnie. Uśmiechnęłaś się czule do niego i ceremonia się zaczęła.
-Ja Edgar władca podziemia, biorę ciebie za żonę ślubując ci miłość, wierność i uczciwość małżeńska i, że ciebie nie opuszczę aż do skończenia świata.
-Ja Iris władczyni żywiołów, biorę ciebie za męża ślubując ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską i, że ciebie nie opuszczę aż do skończenia świata.-w tym momencie miała nastąpić wymiana obrączek. Edgar zdjął swoją z której zazwyczaj materializował kosę śmierci i nałożył mi na palec. Ja z żywiołów stworzyłam piękna obrączkę i zrobiłam to samo po czym czule pocałowałam mężczyznę, a łzy spłynęły mi po policzkach. Mężczyzna oderwał się ode mnie i starł mi łzy.
-Kocham cię Iris. - wyszeptał z uśmiechem.
-Ja ciebie też Edgarze... Przepraszam, ale muszę.-wyszeptałam z łzami w oczach i odepchnelam go wiatrem, tak samo resztę zebranych i zaczęłam szybko biec do wyjścia. Już nie było wyjścia. Musiałam ratować brata. Mimo złości Edgara to był mój priorytet. Biegłam przed siebie pamiętając o wejściu, o którym opowiadał mi Marcus. Musiałam wydostać się z podziemia. Już tutaj nie byłam bezpieczna. Moje cudowne dni z Edgarem minęły nieodwracalnie. W końcu wybiegłam stamtąd. Zaczynało zmierzchać więc musiałam się pospieszyć. Ruszyłam biegiem do miasta. Wszyscy patrzyli na mnie z szokiem, ale ja się tym nie przejmowałam. Musiałam zdążyć. W końcu dobiłam do bram. Zatrzymał mnie żołnierz.
-Gdzie?!
-Do króla Frocyna. Mam kosę śmierci...

Narzeczona śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz