Rozdział 8.

13.7K 823 37
                                    

To był doprawdy długi dzień, głównie spędzony w salonie wraz z rodzicami, cierpliwie odpowiadającymi na moje pytania związane z naszym życiem i tym jak wielki wpływ miało Bella Clairiere na nasze życie. Wszystkie sekrety, które przede mną mieli musiały wyjść na jaw. Wszelkie niedopowiedzenia, chwile zwątpienia czy kompletnego zagubienia powoli zaczynały łączyć się w logiczną całość. Sama zadecydowałam kiedy miał nadejść koniec prowadzonej rozmowy. W jeden dzień, nie ważne jak długi, nie byłam w stanie przyswoić całej potrzebnej mi wiedzy ani przegonić całego zakorzenionego we mnie strachu. Argumenty rodziców, nie ważne jak racjonalne, nie zawsze współgrały z moim postrzeganiem świata. Widziałam ogrom przepaści, która dzieliła mnie od pełnego zrozumienia i uszanowania nowego świata, do którego wciągnięto mnie siłą. Pierre, nawet jeśli ze zwykłej przekory nie chciałam tego przed sobą przyznać, miał rację. Nie byłam gotowa na podpisanie żadnej księgi. Ba. Nie byłam pewna, czy nadal byłam gotowa spokojnie przespacerować się po Bella Clairiere o później porze wieczornej. 

- Pozwól sobie na przetrawienie tego wszystkiego - odparła moja mama pocieszająco, po tym jak po ostrej wymianie zdań z moim ojcem, zmuszona byłam na chwilę wyjść z pokoju. Chciał wpoić mi swój nieznoszący sprzeciwu punkt widzenia na wampiry i ich istnienie. Na to jak powinnam je traktować. Jak poniekąd nigdy nie miałam traktować ich jak ludzi, nie do końca, nawet jeśli tak złudnie udawali jednego z nas. Miałam co do tego swoje własne zdanie, niestety odmienne od mojego rodzica. 

- Ile trwa faza przejściowa? - spytałam moją mamę wprost, patrząc w jej zielone oczy, równie podobne do moich. Pogłaskała mnie pocieszająco po ramieniu. 

- Tak długo jak potrzebujesz. 

- I moim przewodnikiem musi być Pierre Marcelieu - to nie było pytaniem. Uznawałam to za swój wyrok. 

- Tak - przytaknęła. Przyglądała się mi uważnie. Widziałam, że się o mnie martwiła. W ostatnich godzinach wspomniała niejednokrotnie, że sama chciała od lat wyznać mi prawdę. Ponoć od lat zauważyłam niepokojące znaki, jednak nigdy nie odważyłam się o nie spytać na głos. Byłam święcie przekonana, że były to moje urojenia. Barwne opowieści snute przez moją wybujałą wyobraźnię. - Takie jest prawo. 

- Nigdy nie znajdę z nim wspólnego języka - powiedziałam zrezygnowana, kierując się w stronę kuchni. Słońce już dawno było wysoko na niebie. Nawet nie zauważyłam kiedy nadeszła pora obiadu. - Jest zbyt zamknięty i wycofany. Zbyt oziębły. 

- Aż tak dobrze go znasz? - spytała zaskoczona, zabierając się powoli do przygotowania obiadu. Dołączyłam do niej, myjąc dokładnie podawane przez nią warzywa na sałatkę. 

- Nie - odpowiedziałam po chwili zastanowienia. - Wręcz przeciwnie. W ogóle go nie znam. 

- Może powinnaś dać mu szansę - mama spojrzała na mnie kątem oka, wsuwając pieczeń powoli do dużego piekarnika. Mówiąc to, uśmiechała się lekko. Zawsze taka była. Ugodowa. Spokojna. Totalne przeciwieństwo mojego ojca. - Nie należysz do osób, które tak szybko oceniają innych. To nie w twoim stylu - dodała, tym samym wymuszając na mnie uczucia, na które nie chciałam sobie pozwolić. Jej słowny szantaż ani trochę mi się nie podobał. Przekonywał mnie do mężczyzny, którego już od samego początku uznałam za zakazany owoc. Długi cień rzucany pod moimi nogami. Cichy szept niepokoju w moim uchu. 

***

- Jesteś pewna, że nie chcesz wejść do środka? - Madlene spojrzała na mnie uważnie, gdy czekałam spokojnie pod rezydencją rodziny Marcelieu na książki, które miał przekazać mi Pierre. 

- Nie dziękuję. Postoję tutaj - uśmiechnęłam się do niej przekonująco, opierając się swobodnie o bok mojej mamy samochodu. Udało mi się przekonać ją do tej małej pożyczki. Zgodziła się na to chyba tylko dlatego, że powołałam się na swoją desperację, ból i urok osobisty. Madlene za to  już od ponad pół godziny przepraszała mnie za wszystko, co wydarzyło się zeszłej nocy. Zapędziła się w przeprosinach tak bardzo, że cofnęła się aż do czasu naszego przedszkola. Musiałam jej przerwać, by nie oszaleć. Poznała prawdę o mieście gdy była jeszcze w podstawówce. Totalnie mnie to dobiło. Byłam o wiele mniej spostrzegawcza niż za jaką się brałam. 

Bella Clairiere and City of Legends (I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz