Rozdział 43.

6.3K 454 10
                                    

Gdy wszedł na korytarz wyprostowałam się i odwróciłam do niego twarzą. Miał niewyraźną minę. Bez słowa otworzył szafkę i zaczął się przepakowywać. Nie miałam pojęcia co zrobić. Był na mnie wściekły za wydarzenia z korytarza. Przynajmniej tak myślałam. Przeszłam mu pod pachą i zasłoniłam własnym ciałem szafkę. Objęłam go w pasie i spojrzałam w górę. Udawał, że mnie nie widzi.

-Hej. Spójrz na mnie.- położył dłoń na półce nad moją głową i spojrzał w dół. Z jego oczu nie byłam w stanie niczego wyczytać. - Powiedz coś. Cokolwiek. Możesz mnie zwyzywać jeśli chcesz. - uśmiechnął się krzywo.

- Tak. To wyjątkowo dobry sposób na rozwiązanie problemu. - Z jego twarzy udało mi się wyczytać mieszankę smutku i złości.

- Jesteś na mnie wściekły. - schowałam twarz w jego bluzie. Nie było tak źle, bo jeszcze mnie nie odepchnął.

-Tak, jestem. - zrobił krok do tyłu i wyplątał się z moich ramion. Za bardzo przeceniłam sytuację. - Śmierdzisz nim.- spojrzałam na niego błagalnie. - W sobotę też nim śmierdziałaś. - zrobiłam krok w jego stronę. Cofnął się równocześnie. Zrobiłam kolejny i mimo jego oporu znowu się w niego wtuliłam i włożyłam swoją głowę mu niemal pod pachę.

-Teraz śmierdzę tylko i wyłącznie tobą.- Poczułam dotyk chłodnej dłoni na policzku. Zaczęłam się szybko tłumaczyć.- Widziałam się z nim w sobotę. Poszłam rano do jego domu porozmawiać. Na bankiecie powiedział mi coś i chciałam sobie z nim to wyjaśnić. To wszystko. -poczułam, że jego opór słabnie.

-Nienawidzę tego gościa. - Spojrzałam mu w twarz. Malowała się na niej głęboka nienawiść. Dotknęłam najdelikatniej jak potrafiłam jego ramienia. Drgnął.

- Nigdy mu nie wybaczę, że podniósł na ciebie rękę. - zaśmiał się złowieszczo.

- Nie martw się o to, nie mam zamiaru pozostawać mu dłużnym. - zadrżałam.

-Nawet tak nie mów! - zrobiło mi się na myśl o tym co może jeszcze zrobić broń łowców. Chciał coś jeszcze powiedzieć lecz zasłoniłam mu usta dłonią. - Błagam oszczędź mi tych pogróżek. Nie widzisz w jakim jestem stanie? - odjął moją dłoń od swoich ust i spojrzał na mnie łagodniej.

- Powinnaś je usłyszeć choćby za to, do jakiego stanu mnie dzisiaj doprowadziłaś. Nigdy więcej nie życzę sobie oglądać ciebie z nim w takiej sytuacji jak dzisiaj na korytarzu. - zapewniłam go gorąco, że to się więcej nie powtórzy. Przyglądał mi się jeszcze parę chwil. Dłoń z policzka przesunęła się na moje usta. Przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze zamyślony - Mam wrażenie że...- nie skończył.

- Wrażenie że? - zachęciłam go do dokończenia odrobinę bojąc się tego co może powiedzieć. Potrząsnął głową i pochylił się by mnie pocałować. Ochoczo przysunęłam się do niego nie chcąc narażać go na to, by naciągał niepotrzebnie ramie. Nagle się ode mnie odsunął jakby sobie o czymś przypomniał.

- Jestem na ciebie jeszcze zbyt wściekły.- Po czym wyminął mnie i spakował książki do torby, którą chwycił w dłoń zamiast jak zawsze zamaszyście zarzucić sobie na ramię. Jak porażona prądem stałam w miejscu i nie wiedziałam co ze sobą począć. Ruszył korytarzem w stronę wyjścia i machnął na mnie w dłonią bym do niego dołączyła. Poczułam się strasznie podle. Najgorsze było w tym to że wiedziałam, że takie traktowanie mi się należy. Gdybym to ja przyłapała Pierra w takiej sytuacji z jakąś dziewczyną wpadłabym w furię. Nie wspominając już faktu, że owa dziewczyna by mnie dzień wcześniej postrzeliła w ramię i miała mały sekret z moim ukochanym. Niczym zbity pies ruszyłam za swoim lubym smętnie rozmyślając nad tym co mnie czeka. Zdawałam sobie doskonale sprawę, że będę musiała wybrać jednego z nich. Sorel był moim najleprzym przyjacielem a Pierre zaś sensem mojego życia. Dlaczego więc musieli być w stanie wojny i szczerze się nienawidzić? Przebywając przy Robercie z Pierrem miałam doprowadzać go do istnej pasji, z Pierrem było jednak o wiele gorzej. Miał on prawo szczerze nienawidzić Roberta a sam fakt, że nie widział o wszystkim co mnie z nim łączy powodowało, iż moja przyjaźń z nim była tym bardziej zakazana. Pierre odzywał się do końca dnia do mnie z chłodną grzecznością, doprowadzając mnie do szaleństwa. Nie mogłam zrobić niczego by mu wynagrodzić moje niedomówienia, więc ze stoickim spokojem znosiłam wszystko starając się wyglądać na szczerze skruszoną. Opuszczając rezydencję Marcelieu byłam w jeszcze podlejszym nastroju niż rano. Bardzo chciałam opowiedzieć o wszystkim Pierrowi, by nie musieć ciągle czuć się tak winna lecz wiedziałam doskonale, że mogę tym samym jeszcze bardziej rozeźlić mojego chłopaka. Tego wieczoru uporałam się ze wszystkimi zadaniami domowymi na cały tydzień, chcąc ucieć od smętnych rozmyślań. Następnego dnia Pierre był w jeszcze podlejszym nastroju, co gorsze, wydawało mi się, że wygląda o wiele bladziej, wydawał się być cały dzień rozdrażniony i nieobecny a nawet najdelikatniejszy dotyk z mojej strony, powodował w nim nagle reakcje. Rozstaliśmy się tego dnia bez słowa. W środę nawet nie zaszczycił mnie słowem i w chwili gdy moje stopy dotknęły dywanu w moim pokoju po powrocie ze szkoły po mojej twarzy popłynęły łzy. Straciłam ochotę na cokolwiek i resztę dnia spędziłam w pokoju leżąc na łóżku zastanawiając się nad tym czy rzeczywiście, aż tak sobie zasłużyłam na takie oziębłe traktowanie. Zachowywał się jakbym co najmniej go zdradziła, a nie rozmawiała z mężczyzną którego nienawidzi.

Bella Clairiere and City of Legends (I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz