Rozdział 15.

10.1K 736 26
                                    

Jego spokojny wzrok przyglądał mi się już od dłuższej chwili. Odwróciłam swoją twarz spokojnie w jego stronę i oparłam policzek na kolanie, przyglądając się mu równie intensywnie co on mi. Jego poczochrane włosy falowały na lekkim jesiennym wietrze, a ukryte pod cienkim materiałem mięśnie ramion, aż wołały o uwagę. Ignorowałam to jednak, zbyt zahipnotyzowana jego spojrzeniem. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym niż jego granatowym spojrzeniem. Jego pełne wargi poruszyły się bezgłośnie, a ja poczułam jakby ktoś chwytał mnie w swoją żelazną garść. Zszokowana nabrałam desperacko tchu, gdy nagle widok zastąpił mi siadający za mną Thomas. Wyrwana z transu wyprostowałam się nagle i spojrzałam na swoje dłonie. Czułam się jakby ktoś wyprał mnie kompletnie z emocji. Drżące z wrażenia kolana musiałam uspokoić swoimi dłońmi. Nie miałam śmiałości ponownie spojrzeć na Pierra. Ciepła, duża dłoń spoczęła na moim ramieniu. 

- Wszystko ok? - gorący oddech owionął mój kark. Odwróciłam się powoli za siebie, natrafiając na spoconą twarz Thomasa. Był o wiele zbyt blisko, ale w tamtej chwili nie potrafiłam się tym przejąć. - Jesteś strasznie blada. 

- Słabo się poczułam - odpowiedziałam, odpierając się na ramionach do tyłu, chcąc nabrać tchu chłodnego powietrza. Thomas jedynie mi się przyglądał. - Zaraz będzie mi lepiej. 

Poczułam za sobą jego ruch. Jego rozgrzane ciało emanowało ciepłem tuż za moimi plecami. Wiedziałam, że robił to specjalnie. Jego dłoń odgarnęła mi włosy z twarzy, podczas gdy ja powoli dochodziłam do siebie. Gdy otworzyłam ponownie oczy, stała nade mną Chelsea z Madlene. Na chwilę zniknęły, zatopione w żywej rozmowie z Leną. 

- Przejmujemy rolę pielęgniarki - powiedziała spokojnie Chelsea w stronę Thomasa. Aktualnie gładził mnie powoli po ramieniu. Co jak co, ale potrafił wykorzystać moją słabość. Uniosłam na nie swoje spojrzenie. Przyglądały mi się jedynie spokojnie. O nic nie pytały. Kątem oka dostrzegłam Roberta stojącego u podnóża trybuny. Patrzył wprost nam mnie zamarł w połowie kroku. Gdy nasze spojrzenia się ze sobą spotkały, odwrócił się na pięcie i wrócił na pokryte jeszcze zieloną trawą boisko. Po chwili dołączył do nich i Tom w towarzystwie nadzwyczaj głośnego Chada i milczącego Pierra. 

- Przepraszam. Nie wiem co mi się stało - powiedziałam szczerze, prostując się powoli. - Nagle zakręciło mi się w głowie. 

- Czasami się to zdarza - odparła Chelsea, patrząc intensywnie na plecy oddalających się od nas mężczyzn. - Dostałam się do drużyny. Idziemy to uczcić? 

- To było przecież pewne - żachnęła się Madlene, opadając na siedzenie obok mnie. Uśmiechnęła się do mnie ciepło. - Ale warto wykorzystać to jako pretekst na to by opchać się pizzą. 

- Czemu nie? -powiedziałam, uśmiechając się. Potrzebowałam chwili spędzonej tylko z kobietami. Niestety ten obrazek zniszczył dodatkowy komentarz Madlene o tym, że powinnyśmy zaprosić także resztę znajomych. Ostatecznie miał zabrać się z nami prawie każdy członek dzisiejszego przesłuchania. Westchnęłam głośno. Tyle było z mojego planu na spokojny wieczór. 

Reszta dnia minęła mi bardzo spokojnie. Wróciłam do domu na pieszo nie chcąc narażać się na spotkanie któregokolwiek ze skomplikowanych mężczyzn, którymi ostatnio się otaczałam. Odrobiłam spokojnie lekcje w swoim pokoju, potem czytając książkę pożyczoną od Madlene. Ku swojemu zaskoczeniu, czekałam z utęsknieniem na wieczór. Ubrana w jedną ze swoich kwiecistych sukienek, udałam się do wybranej restauracji na pieszo, mentalnie nastawiając się do tego, co może wydarzyć się tej nocy. A mogło stać się absolutnie wszystko biorąc pod uwagę to, że miał tam pojawić się Thomas, Lena z Pierrem i nawet Robert Sorel. Jasna cholera.

Jak zawsze pojawiłam się na miejscu jako pierwsza. Oparłam się leniwie o murowana ścianę restauracji, w ciszy obserwując mijających mnie mieszkańców. Małe dzieci goniące za swoimi zabieganymi matkami. Wąskie uliczki przecinającą tą, na której się znajdowałam, udekorowane w kolorowe proporczyki i świeżo odmalowane wejścia do sklepików. Bella Clairiere było bardzo urokliwym miasteczkiem, co roku ściągającym do siebie masę turystów. Zawieszone gdzieś pomiędzy dużym miastem, a urokliwą wsią nigdy nie zawodziło swoim urokiem. Zapatrzona na wystawę naprzeciw, nie zauważyłam gdy dołączył do mnie nikt inny jak Sorel. Spojrzałam na niego sceptycznie. Trzymał się ode mnie na dystans, zapatrzony w ten sam punkt, co ja.

Bella Clairiere and City of Legends (I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz