Piper POV
- Daleko jeszcze? - zapytał Leo chyba po raz setny w ciągu tej godziny - Nogi mnie bolą!
Przyznaję, że szliśmy w dość szybkim tempie, ale dawało się wytrzymać, przynajmniej w lesie nie prażyło na nas słońce. Ja, Leo, Nico i Angel wyruszyliśmy z Obozu chwilę przed świtem, zmierzając do jakiegoś małego miasteczka na położonego na zachód od Long Island. Mamy przed sobą jeszcze pare ładnych godzin drogi przed sobą, a syn Hefajstosa zaczął narzekać już po 50 metrach za barierą Obozu Herosów.
- Bardzo daleko - odpowiedział mu cicho di Angelo, idący dwa kroki przed nami
- Zatrzymamy się za pół godziny - stwierdziła Angel, uśmiechając się pocieszająco do Valdeza, a widząc jego cierpiętniczą minę, zaśmiała się krótko i poklepała chłopaka po ramieniu - Dasz radę
- Nie dam rady! - krzyknęła nasza żywa zapalniczka, jednocześnie wywołując języczek ognia na swojej dłoni - Zaraz padnę!
- Daj spokój, Leo - powiedziałam ze śmiechem - Nie będzie aż tak źle
- A jeśli zemdleję na środku drogi? - syn Hefajstosa uparcie drążył temat i widać było, że świetnie się przy tym bawił
- To zostawimy cię tam, gdzie będziesz leżał - mruknął Nico, a Valdez podbiegł do niego i uderzył w ramię - Ał!
Chłopaki zaczęli się sprzeczać, co moja towarzyszka skomentowała cichym parsknięciem, więc postanowiłam zwrócić się do niej.
- Jak jest w tym twoim Obozie? - zapytałam, zaczynając rozmowę
Dziewczyna popatrzyła na mnie. Miała śliczne oczy, niebieskie, ale jednocześnie z dziwnym odcieniem szarego. Była tego samego wzrostu co ja, zdążyłam zauważyć, że nie przepada za tłumami, w skutek czego ubiera się w rzeczy o ciemnych kolorach, by "wtopić się" w cień. Trochę jak Nico.
- Ogólnie czy szczegółowo? - zapytała, a kiedy wybrałam drugą opcję, po krótkiej chwili zamyślenia zaczęła opowiadać - Wszyscy Nuntius mieszkają w jednym, ogromnym domu, podzielonym na dwie części: chłopięcą i dziewczęcą. Mamy jedynie wspólną kuchnię, z której przeważnie i tak nikt nie korzysta-
- Są zajęcia, jak u nas? - dopytywałam, zaciekawiona, choć oczywiście wiedziałam, że Angel nie powie mi więcej niż powinnam wiedzieć, by w razie czego nie zdemaskować Posłańców
- Mhm - potwierdziła, zaczynając wyliczać - Jest szermierka, strzelanie z łuku, łacina i greka, no i lekcje przetrwania-
- A majsterkowanie? - włączył się do rozmowy Leo, któremu znudziło się zamęczanie syna Hadesa
Nuntius potrząsnęła głową, wpatrując się w drogę przed sobą... a może w Nica?
- Rozwijanie hobby, to w wolnym czasie - odpowiedziała, po czym dodała jeszcze cicho - O ile takowy się znajdzie
- Nie macie czasu wolnego? - zapytałam szczerze zdziwiona, przy okazji odgarniając zabłąkane kosmyki włosów, które bezczelnie wlazły mi do ust
- W teorii mamy - uśmiechnęła się w zadumie, pewnie wspominając swój dom wśród Posłańców - Ale praktycznie zawsze Aron-nasz trener znajduje wszystkim jakieś zadanie, czy to czyszczenie broni, wypad do miasta po zakupy, sprawdzenie szczelności bariery, czy co tam jeszcze mu się umyśli
- Tu się zatrzymamy - zarządził di Angelo, przerywając naszą beztroską pogawędkę.
Valdez dosłownie padł na ziemię dając ulgę swoim nogom, co zaraz po nim uczyniliśmy i my.
Angel POV
Kiedy już się rozsiedliśmy, jedząc jabłka powróciliśmy do tematu przepowiedni, która wyprawiła nas w drogę.
- Czyli co... musimy znaleźć Hypnosa i zapytać co on odwala, tak? - zapytał Leo, przypatrując się mi i moim towarzyszom
Faktem było, że ostatnio herosi nie mieli snów. Znaczy - półboskich snów. A to jest co najmniej dziwne w zestawieniu ze słowami Wyroczni Delfickiej.
- Nie do końca - odezwałam się zanim zdążyła to zrobić Piper - Ktoś mógł go uwięzić, bo wątpię, żeby był to strajk.
- Uwięzić boga snów? - zapytał z powątpiewaniem Nico - Wtedy pokazałby komuś, gdzie się znajduje, albo chociaż, że coś jest nie tak.
- Ale scenariusz Angel jest prawdopodobny - zauważyła Mclean - Może zablokowali mu jego boskie możliwości
- Koniec końców będzie dobrze - odezwał się Leo, wzruszając ramionami - Przynajmniej nic nas na razie nie atakuje i możemy iść tam gdzie Hypnos często bywał, czy cokolwiek
- Nie kracz - mruknęłam, rozglądając się nerwowo dookoła, ale nie zauważyłam nic prócz wszechogarniającego lasu... i drzew... i krzaków... no po prostu chaszczy
- Daj spokój, przecież od mówienia nic się nie-
Valdezowi przerwało stado harpii, lecących z tym swoim okrzykiem prosto na nas. Zdążyłam jeszcze walnąć syna Hefajstosa w potylicę, zanim mój miecz zmaterializował się w mojej dłoni i rzuciłam się do walki. Kątem oka zarejestrowałam, jak moi towarzysze dobywają swej broni, by zniszczyć mitologiczne stwory. Harpie były ciężkimi przeciwniczkami. Pierwszą zabiłam, nie odnosząc żadnych obrażeń, ale wtedy kolejna z potworzyc wczepiła swe pazury w moje prawe ramię, kreśląc w nim długą szramę. Szybko się jej pozbyłam, choć nie bez trudności. W duchu podziękowałam Aronowi za niekończące się treningi szermiercze, podczas których uczył nas walki zarówno prawą, jak i lewą ręką, dzięki czemu najzwyczajniej w świecie przerzuciłam miecz do drugiej dłoni, dobywając uszkodzoną ręką sztyletu. Jak to w bitwie bywa - szermiercze sztuczki na niewiele się tu przydały. W tej walce liczyła się szybkość i dokładność, by kolejne harpie padały na ziemię, rozsypując się w złoty pył. Usłyszałam krzyk bólu jednego z moich przyjaciół, ale zamiast się odwrócić, zaatakowałam kolejnego stwora. Z ulgą przyjęłam fakt, że pokonaliśmy wszystkie harpie i zrobiłam półobrót na pięcie, stając przodem do herosów. Piper miała poharataną nogę - już się nią zajmowała biorąc do ust nektar, a później ambrozję... Leo się palił, ale to nic nowego... A Nico leżał na ziemi otoczony kałużą krwi. Bez wahania podeszłam do niego. Miał poważne obrażenia, któraś z potworzyc musiała go zaskoczyć z tyłu. Ambrozja niewiele by tu zdziałała, tego byłam świadoma, ale mimo wszystko podałam mu ją, by choć zatamowała krwawienie. W tym czasie podeszła Piper i podała mi butelkę z wodą, a ja popatrzyłam na nią nierozumiejącym wzrokiem.
- Percy potrafi leczyć rany wodą - wyjaśniła, zdejmując zakrętkę i polała moje dłonie
Poczułam przyjemne pieczenie, czując jak woda krąży po moich rękach, lecząc zadrapania, ale skupiłam się na synu Hadesa. Strumień życiodajnej cieczy przelał się między moimi palcami, skapując na brzuch chłopaka i wchłaniając się, jednocześnie oczyszczając i zasklepiając rany na tyle, by nie przeszkadzały, ani się nie otworzyły. Nagle ktoś strzepnął moje ręce z ciała Nica. Podniosłam głowę i napotkałam wściekły wzrok di Angela.
- Nie. Dotykaj. Mnie. - syknął, cedząc słowa
CZYTASZ
Deputy of Gods 𝓝𝓲𝓬𝓸 𝓭𝓲 𝓐𝓷𝓰𝓮𝓵𝓸
FanfictionUWAGA! ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ ZASTANÓW SIĘ, CZY NA PEWNO ZNIESIESZ POZIOM ZAGMATWANIA TEJ OPOWIEŚCI (A W PEWNYM MOMENCIE JEST NAPRAWDĘ WYSOKI). JEŚLI UWAŻASZ, ŻE DASZ SOBIE Z TYM RADĘ - 𝓩𝓪𝓹𝓻𝓪𝓼𝔃𝓪𝓶! Bycie Posłańcem Olimpijskich Bogów nie jes...