15. Kampe

965 67 3
                                    

Ludzie często mówili mi, że jestem świetna w opowiadaniu historii, co przypomina mi, jak bardzo nie lubię tego robić. Rozumiem, że jestem w tym niezła, ale szanujmy się, jako Nuntius nie mam zbyt wiele czasu na takie bezowocne pogaduszki. Po cholerę stać i mówić o tym, jak to zrobiło się to, czy tamto, kiedy w każdej chwili jakiś potwór (albo opętany heros, czy wkurzony bóg) może cię zaatakować. Ale żeby tej mojej autobiografii stało się zadość...

Spotkanie z Kampe nie figurowało na mojej liście marzeń, choć zawsze podziwiałam to, że potrafi władać rękami niezależnie od siebie, co czyniło ją oczywiście jeszcze bardziej niebezpieczną. Chyba wszyscy wiedzą jak ona wygląda, a jednak widok kobiecego torsu, tułowiu smoka, kolczastego ogona skorpiona, ostrych pazurów i węży wijących się zarówno przy nogach, jak i we włosach robił wrażenie. Nie podobała mi się. A właściwie nie podobała mi się jej mina. Była zadowolona... zbyt zadowolona. 

Zdaje się, że szkolenia przechodzone w obozach dla twoim-rodzicem-jest-bóg-to-cud-że-jeszcze-żyjesz stają się drugą naturą, bo nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, kiedy cała nasza czwórka stanęła ramię w ramię z bronią w wyciągniętych rękach. Nie spodziewałam się wygranej. Kampe, jak wiadomo, jest odporna na większość ciosów. 

- Przecież miała zginąć w Labiryncie - szepnął Nico, stojąc po mojej lewej stronie

- Miała? - zapytałam równie cicho, nie przestając wpatrywać się w potworzycę wyłaniającą się z... zza skał?

- Sturęki ją zasypał, niedługo później Dedal zginął - odpowiedział krótko

- Co robimy? - odezwał się Leo, kiedy Kampe zaczęła coś syczeć

- Stajemy do walki - odparłam - Chyba nie mamy innego wyboru.

Nie mieliśmy nawet czasu, żeby się zastanowić, bo Kampe natarła. Ja i Nico (jako, że oboje byliśmy w posiadaniu mieczy) zajęliśmy się odparowywaniem ciosów jej szabel, podczas, gdy Leo atakował potworzycę ogniem, a Piper starała się nie zginąć. Tak naprawdę nie do końca wiem, co takiego robili. Zbyt zajęta byłam tym, żeby nie zostać przeszytą na wskroś szablą, pazurem, ogonem, czy czym tam jeszcze. Tu nie było czasu na eleganckie, szermiercze zagrania. W takiej walce trzeba działać intuicyjnie. Niezależnie od wszystkiego, zaufaj swojej intuicji. Podskocz. Schyl się. Uderz. Przetnij. Odchyl się. Z całą pewnością trafiłam ją. I to nie raz. Gdyby to był jakikolwiek inny potwór, już dawno rozsypałby się w pył i prowadził honorowe życie w jakimś odległym zakątku Tartaru. 

Uderzyła mnie. Nie to, że coś, będąc Posłańcem często dostaję w skórę, ale zdumiał mnie ogrom i siła tego uderzenia. Zupełnie jakby dopiero teraz do mnie dotarło, że Kampe to jednak siostra Tyfona. Z tego, co załapałam, odepchnęła mnie skrzydłem. Poleciałam na ziemię jakieś kilka metrów od niej, niby nic wielkiego, a jednak wydawało mi się, jakbym przeniosła się o wiele dalej. I niech mnie Piorun Piorunów strzeli, jeśli nie miałam racji. Byłam na tej polanie sama. Całkiem sama, a słońce dopiero zaczynało się zniżać. Prychnęłam wściekle. Co Ricards właściwie chce osiągnąć? 

Obeszłam polanę (tak w zasadzie to była polana, ale tylko tak w połowie, bo z dwóch stron był las, z trzeciej skały, a z czwartej jakiś zając, zwiewający w pole) kilkukrotnie, ale co mogłam zrobić? Albo zbyt mocno dostałam w głowę, albo mój ulubiony antagonista znowu bawi się czasem. A jeśli tak... To przeszłość, czy przyszłość?

- I tak oto zwariuje Angel de Gurney. - westchnęłam i usłyszałam ciche (raczej odległe) rozmowy oraz trzaski przedzierania się przez chaszcze

Niewiele myśląc, wspięłam się na skały i ukryłam w cieniu, obserwując, jak w zasięgu mojego wzroku pojawiają się cztery postacie. Chyba wolałabym, żeby ktoś mnie teraz obudził i powiedział, że jednak dostałam w głowę trochę za mocno, bo wydawało mi się, że to jesteśmy my! Im dłużej się przyglądałam, tym bardziej byłam tego pewna. Leo zbierał chrust i podpalił jednym pstryknięciem, po czym usiadł na trawie i zaczął bawić się palcami. Niedługo po tym, kiedy słońce zaszło, moja młodsza (o jakąś, ja wiem... godzinę?) wersja usiadła przy ognisku, wpatrując się w ogień. Nico i Piper stali pod drzewami, może rozmawiali? Patrzyłam, jak w pewnym momencie Nico odchodzi od córki Afrodyty i siada obok mnie. Zaczęliśmy rozmawiać. Ah...tak... Jedyna chwila, kiedy pozwoliłam sobie otworzyć się przed kimkolwiek i czułam się naprawdę dobrze. Z uśmiechem patrzyłam, jak się śmiejemy, jak dołączają do nas Piper i Leo. To było cudowne. Nie tylko patrzeć na to, ale czuć. Uśmiechnęłam się, wspominając to, co właściwie działo się teraz na moich oczach z tą różnicą, że z tej odległości nie byłam w stanie dosłyszeć poszczególnych, wypowiadanych przez towarzystwo słów. Cieszyłam się. Ta chwila mogłaby trwać i trwać. 

Niestety życie nie jest takie proste i przyjemne, jakby się wydawać mogło, a już na pewno czasem nie da się nim kierować w takim stopniu, jakby się chciało. Podczas poprawiania się na miejscu, postawiłam nogę na luźnych kamieniach, które zleciały na dół. Herosi i ja podnieśli głowy, zaalarmowani. Zsunęłam się na ziemię. Nie było sensu udawać, że mnie tu nie ma. Ruszyłam w ich stronę i widziałam, że są zdziwieni. Uniosłam pokojowo rękę, ale oni wyjęli broń i zaczęli coś do siebie szeptać.

- Spokojnie, wszystko wam wytłumaczę, ale zaraz może się tu pojawić Kampe, więc...

- Stajemy do walki - usłyszałam głos tej drugiej mnie - Chyba nie mamy innego wyboru.

Otworzyłam szeroko oczy, widząc, że są w najwyższej gotowości, żeby mnie zaatakować i także wyjęłam miecz. Nico i drugaJa zaatakowali, a ja z trudem odpierałam te ataki. Była ich dwójka. Dwójka świetnych szermierzy, plus rzucający ogniowe kule Leo. Nagle przypomniałam sobie, co stało się ze mną i dostrzegłam w tym szansę. Swoją jedyną szansę. Odepchnęłam tą drugą mnie najdalej, jak potrafiłam i zajęłam się pojedynkiem z synem Hadesa. Nie chciałam go skrzywdzić, ale przecież musiałam się bronić, przed jego agresywnymi atakami. Nie zarejestrowałam momentu, w którym tamta miniJa trafiła do przeszłości, ale doskonale zapamiętałam moment, w którym w oczach Nico pojawiło się zdziwienie i odsunął się ode mnie na odległość miecza.

- Angel? - zapytał

- To było dziwne - odpowiedziałam i kręcąc głową, schowałam miecz, nie zważając na zszokowane spojrzenia herosów.

Deputy of Gods 𝓝𝓲𝓬𝓸 𝓭𝓲 𝓐𝓷𝓰𝓮𝓵𝓸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz