6. Napięta atmosfera

6 1 12
                                    

Tydzień później nadal czując na karku powiew niedawnego nieporozumienia, Clarence wraz z Dylanem od dobrej godziny przesiadywali w galerii. Chodzili od sklepu do sklepu, od wystawy do wystawy i już w kościach mogli poczuć jutrzejszy ból mięśni.

Urodziny Molly zbliżały się z każdym dniem coraz bardziej, a czas niestety nie stał po ich stronie. Dokładnie tak samo, jak szesnastolatka, która za nic w świecie nie chciała, chociażby naprowadzić ich na trop tego, co w szczególności ucieszyłoby ją jako prezent.

Była od nich tylko trochę ponad rok młodsza, spędzała z nimi czasami aż zbyt dużo czasu, a mimo to właśnie w tamtym momencie uświadomili sobie, jak niewiele o niej wiedzieli. Clarence czasem ganił się za swoją głupotę, czemu musiał wszystko w tak wyniosły sposób zniszczyć? Czasami zastanawiał się, jakim cudem Dylan nie odwrócił się od niego plecami, a Molly tolerowała jego obecność w ich domu. 

— Czy ty do reszty zgłupiałeś? Nie ma mowy, że kupisz to mojej siostrze! — oburzony Dylan wyrwał kawałek materiału z rąk przyjaciela i odłożył na miejsce.

— Ale, stary, ten materiał jest naprawdę dobrej jakości — zachwalał czerwoną koronkę, która w tak bestialski sposób została mu odebrana.

— Powiem to tylko raz. Nie kupisz mojej siostrze na siedemnaste urodziny koronkowej bielizny — wywarczał przez zęby wzburzony blondyn. Z jednej strony po tym całym zamieszaniu Clarie czuł, że nie powinien poruszać w taki sposób tego tematu, ale z drugiej nie mógł się powstrzymać.

— Czemu? Jej też się coś od życia należy. Niech korzysta z życia, póki może. — Clarence wzruszył ramionami. Zirytowany Dylan zamachnął się i pacnął go w tył głowy na tyle mocno, że zachwiało to mulatem.

— Ostatni raz zgodziłem się wejść z tobą do sklepu z damską bielizną.

— O nie... — odezwał się Clarence z przerażoną miną, strzelając z czarnych fikuśnych fig, które idealnie trafiły na półkę z resztą im podobnych.

Dylan westchnął zirytowany, mając serdecznie dosyć przyjaciela. Nawet nie zauważył, kiedy jego towarzysz wziął je do ręki. Złapał go mocnym chwytem za bark i bezceremonialnie nie zważając na dziwne spojrzenia kobiet w sklepie i seksownej ekspedientki, wyciągnął go na korytarz galerii.

Wtedy do jego głowy napłynęły sytuacje, kiedy to on zachowywał się, jakby brakowało mu piątej klepki, a mimo to Mortem nadal stał przy nim murem. Tyle że Dylan nigdy nie był skończonym kutasem dla siostry przyjaciela – co z tego, że akurat nie miał siostry. Nie potrafił zapomnieć tego, co działo się trochę ponad pół roku temu, a może po prostu nie chciał... Mimo to nadal starał się być zarówno oddanym przyjacielem, jak i bratem.

— Stary, co ja mam jej kupić? — zapytał blondyn, gdy ruszyli w dalszą podróż po sklepach. Postanowił przemilczeć zarówno dziwne zachowanie Clarence'a jak i niechciane wspomnienia.

— Nie wiem, ale jak nie zdecydujesz się, w góra pół godziny, to przysięgam, na Boga, że oszaleję i to ty poniesiesz za to wszystkie konsekwencje.

Oboje już mieli tego po dziurki w nosie. Dylan chciał kupić Molly coś wyjątkowego, ale jak na złość nie mógł niczego wymyślić. Normalnie zawsze aż kipiał pomysłami.

Clarence zastanawiał się, kiedy od nadmiaru gęstego powietrza i odurzającego, czasem wręcz odrzucającego zapachu, od którego zaczynała boleć go głowa, zemdleje albo – co gorsza – do reszty oszaleje. 

Chciał nawet o tym powiedzieć swojemu towarzyszowi niedoli, ale po ostatnich incydentach bał się tego, co mógł usłyszeć. W końcu prawdopodobne było to, że sobie to w jakiś niewytłumaczalny sposób wyobraził, że to działo się tylko w jego głowie.

Monster Among Man ✔ (Planowana korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz