— Jak bardzo naiwna byłam, sądząc, że nie spytasz? — westchnęła. — Drugi ma sama Śmierć — odezwała się cichutko, prawie szepcząc, a Clarence'owi włoski zjeżyły się na karku.
— To dobrze, czy źle? Co to właściwie znaczy?
— Obawiam się, że tego nie wie nikt. Niestety — powiedziała ewidentnie smutna i odważyła się ująć dłoń chłopaka w swoje, lekko je ściskając.
— Co znaczą te kolory? — zagaił po chwili ciszy, podczas której siedział z zamkniętymi oczami. Colette patrzyła na to z rosnącym niepokojem, bo w sumie sama nie wiedziała, czego mogła się spodziewać jutro albo pojutrze. Może to on miał umrzeć?
— Oprócz tego, że każdy powinien mieć inny kolor, można dzięki niemu nas rozpoznać. Zresztą niedługo sam się przekonasz. Chodzi o to, że twoje oczy w niektórych warunkach po prostu przybierają tę barwę i nasz środek transportu też jest tego koloru.
— Jaki to środek i co to za sytuacje?
— Pamiętasz te kolorowe pioruny, które obserwowałeś? To właśnie nasz środek transportu. Jakimś niewyjaśnionym sposobem nasze ciała na chwilę przestają istnieć, żeby pod postacią pioruna, niewidocznego dla zwykłego człowieka, przenieść nas nawet na inny kontynent.
— Co to za sytuacje? — dopytywał, przeczuwając, że nie doczeka się kontynuacji z ust dziewczyny, dopóki nie pociągnie jej za język.
— Różne, zazwyczaj ludzie tego nie widzą, więc nie musisz się martwić, oni po prostu są ślepi na rzeczy paranormalne. Ale jeżeli musisz wiedzieć, to na przykład, jak chcesz się przetransportować, albo jak opierasz się odgórnemu rozkazowi, to mogą tak mrugać, jak te Betty. Widocznie chciała na ciebie koniecznie poczekać, podczas gdy Śmierć miała dla niej zadanie. W sumie to było bardzo nierozsądne z jej strony. — Colette nieco skrzywiła się na twarzy, opierając głowę na dłoniach.
— Śmierci czy mamy? — Uniósł pytająco brwi, nie będąc pewnym, o kim dziewczyna mówiła.
— Oczywiście, że Betty — żachnęła się, jakby to było oczywiste.
— Niby dlaczego? — Clarence poczuł irracjonalną potrzebę obronienia mamy przed wszystkimi zarzutami. Niezależnie od tego, to była jego mama, ona go chroniła przed całym światem i przed tym cyrkiem.
— Zazwyczaj, gdy chodzi o przeniesienie nas gdzieś, bez naszej woli, chodzi o zebranie jakiejś duszyczki. To była głupota, bo dusza pozostaje w swoim ciele tylko przez kilka sekund, a chyba muszę cię uświadomić, że najlepiej zabrać duszę właśnie z ciała.
— Aha? A to czemu?
— Bo po wyjściu z ciała widzi martwą siebie, a uwierz mi, ciężko złapać coś tak malutkiego, jak ludzka dusza. Namierzyć ją czasami jest problem, a skubane poruszają się zdecydowanie za szybko...
— Jak wygląda dusza? Zawsze myślałem, że to taka prawie przeźroczysta wersja człowieka.
Colette spojrzała na swojego rozmówcę, który wydawał się wręcz niezdrowo zainteresowany sytuacją, w jakiej się znalazł. Powoli chyba zaczynała dostrzegać pokrewieństwo między nim a Śmiercią.
— To mit wymyślony przez jakiegoś idiotę. Ludzka dusza jest małym punkcikiem wielkości ziarenka, wokół którego unosi się niebieska łuna.
— Jakim cudem to widzi? — prychnął, nie będąc sobie w stanie wyobrazić takiej wersji duszy.
— Normalnie, nadal ma świadomość i posiada zmysły, czasem nawet bardziej wyczulone i właśnie przez to ciężko je złapać po śmierci. Są wtedy zdezorientowane i nie do końca wiedzą jak poruszać się w nowej formie i rzucają się po bokach. Raz widziałam, jak łapano taką duszyczkę... Widok niezapomniany i w sumie obie strony wyglądają jak obłąkane. — Uśmiechnęła się nieco, cofając się we wspomnieniach, tym razem do dzieciństwa.
CZYTASZ
Monster Among Man ✔ (Planowana korekta)
ParanormalZastanawiałeś się kiedyś, dlaczego niektórzy twoi nauczyciele nigdy nie chorują? A może któryś z twoich znajomych czuł intensywny zapach gardenii ogrodowych albo widział na niezachmurzonym dla innych niebie pioruny? Może tak naprawdę ludzie, którzy...