2. Muszę sam to załatwić

5 1 38
                                    

— Nie wierzysz mi? — padło pytanie z ust Colette.

Wpatrywała się uważnie w chłopaka, który w trakcie słuchania jej wypowiedzi, aż usiadł z wrażenia. Teraz gdy już skończyła mówić, wstał i zaczął krążyć po nie dużej wolnej przestrzeni pokoju Dylana. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby jednak jej nie uwierzył. W końcu mówiła o jego rodzicach, ale również o tym, co tyczyło się jego, o rzeczach, które przecież powinien był wiedzieć, a o których nie miał bladego pojęcia.

Dylan przez cały ten czas stał oparty o parapet i o dziwo nie żałował mijającej go imprezy na dole. Słuchanie czegoś, o czym nigdy nie powinien się dowiedzieć, nawet jeżeli sądził, że było to nieprawdziwe, wydawało się ciekawsze.

— Nie chodzi o to. Mam wrażenie, jakbyś zrzuciła na mnie bombę, a później jeszcze przejechała walcem tak dla pewności.

Poczekaj, dowiesz się wszystkiego. To dopiero będzie dla ciebie cios, pomyślała gorzko, łapiąc się na tym, że najchętniej oszczędziłaby mu całej tej wiedzy, o której jeszcze nie wiedział.

Spojrzał na nią ciemnymi zagubionymi oczami i nie wiedział, co zrobić z tym fragmentem faktów, jakie miał zaszczyt otrzymać od obcej osoby. Nawet nie miał pewności, że to wszystko, co powiedziała, było prawdą.

Miał teraz porozmawiać z rodzicami? Nie byłby to głupi pomysł, gdyby przez osiemnaście lat jego życia tak zawzięcie nie starali się ukryć przed nim tego, kim tak naprawdę był. Kim oni byli.

Wbrew pewnym oporom, które podawały w wątpliwość słowa dziewczyny, chciał jej uwierzyć. W końcu ona nie miała najmniejszego powodu, żeby go okłamywać, przecież nawet dobrze się nie znali. Nic by nie zyskała na wprowadzeniu go w błąd. A jego rodzice, jaki mieli powód? Tu też żaden nie przychodził mu do głowy.

— Dzięki, naprawdę. To dużo dla mnie znaczy — powiedział Clarence, wycofując się z szarego królestwa przyjaciela.

Colette już otwierała usta, żeby jakoś go zatrzymać i mieć pewność, że nie zrobi nic głupiego, ale nie zdążyła. Drzwi cicho kliknęły, gdy o dziwo bez zbędnego trzaskania, wyszedł i szybko zbiegł po schodach.

Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy wstała, westchnęła głęboko i opadła na łóżko Dylana. Zapadła cisza, która zbytnio jej nie przeszkadzała. Dylanowi, jednak nieco ciążyła, przez co już chwilę później wyszedł z pokoju, uważając, że mógł zaufać jej na tyle, żeby zostawić ją ze swoimi prywatnymi rzeczami.

— No to pięknie — westchnęła pod nosem, przecierając twarz.

Przeczuwała, że ta rozmowa powinna odbyć się pomiędzy Clarencem a jego rodzicami, a nie nią. W końcu to oni postanowili ukrywać całe jego pochodzenie przed nim i to oni powinni wziąć za to odpowiedzialność. A to była dopiero pierwsza z tego typu rozmów.

Clarence tak naprawdę nie dowiedział się niczego o nim samym, a jedynie o tym, co łączyło Colette z Betty i Bartem. Wtedy nie miał jeszcze bladego pojęcia, że jego plany odnośnie do życia zawodowego nawet nie będą miały szansy zaistnieć. 

Colette wiedziała, że w momencie, w którym zaczęła z nim tę krótką pogawędkę, zaczął się jego okres przygotowawczy. Musiała doprowadzić go do Śmierci w ciągu tygodnia, inaczej mogłoby być kiepsko, a Śmierć w zniecierpliwieniu już wyczekiwała tego spotkania. 

***

— Kochanie, stało się coś? — zapytała Molly, patrząc na jeszcze nieco zdenerwowanego chłopaka. 

Monster Among Man ✔ (Planowana korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz