3. Idź do okulisty, chyba jesteś ślepy

15 3 59
                                    

Clarence nigdy nie podejrzewał, że będzie się źle czuł w towarzystwie jakiejkolwiek dziewczyny. Chociaż źle może nie było odpowiednim określeniem. Z pewnością towarzyszyła mu niepewność, co do niego kompletnie nie pasowało. 

Może i nie był typem flirciarza czy złego chłopca, który pociągał większość dziewczyn, jak i niektórych facetów. Nawet mu na tym nie zależało. Nie sprawiałoby mu to przyjemności. Mimo to zawsze należał do ludzi towarzyskich, a przez te ciemne oczy z kilkoma złotymi plamkami, większość osób od razu potrafiła mu zaufać i zacząć się zwierzać. 

Oczywiście grono osób, z którymi to on dzielił się swoimi troskami czy radościami, było naprawdę niewielkie. Głównie tworzył je Dylan, ale i on nie wiedział wszystkiego. Nawet sam Clarence nie wiedział wszystkiego o tym, co było częścią jego świata. Jego prawdziwej natury. 

Chłopak zdecydowanie należał do ludzi spokojnych i w jakiś dziwny sposób był w sobie zamknięty. Zdarzały się również chwile, gdy po prostu nie lubił ludzi, ale zazwyczaj każdy w jego oczach miał czystą, niezapisaną kartę. 

Każdy oprócz niej.

Mimo że nie chciał tego przed sobą przyznać, gdy siedział naprzeciwko niskiej Azjatki, sącząc powoli kawę, miał już wyrobione o niej zdanie. Niekoniecznie pozytywne. I mimo że wmawiał sobie, że przecież ani legenda, ani durny sen nie mógł mieć z nią nic wspólnego, to nie potrafił być w stosunku do niej tak obiektywnie nastawiony. Denerwowało go to tak, jak sam fakt, że został wręcz zmuszony, żeby spędzić z nią swój wolny czas.

Wziął kolejny kęs mrożonego tortu cytrynowego, który naprawdę wolno przeżuwał, a następnie pociągnął spory łyk mrożonego Latte Macchiato. Gdyby nie to, że po przyjeździe do domu planował pójść spać i nie wyściubiać nosa z pościeli przez resztę dnia, może wybrałby Americano albo Espresso, tak jak zrobiła to Colette. Swoją drogą pierwszy raz miał do czynienia z kimś o takim imieniu.

 — To jakie masz plany na przyszłość? — odezwała się Colette, patrząc prosto w oczy Clarence'a, który mało nie udusił się kawą. 

Zaczął kaszleć, a łzy stanęły mu w oczach. Podczas gdy siedzący obok niego Dylan klepał go, a w zasadzie walił po plecach w miejscu pomiędzy łopatkami dłonią, starając się uratować przyjaciela, ich towarzyszka powoli sączyła swoją kawę, patrząc prosto w załzawione oczy Clarence'a.

Jego twarz przybrała piękny odcień dojrzałego buraka. Przyglądała mu się z pewnego rodzaju fascynacją. W jego głowie już w tamtym momencie zakiełkowała myśl, że ona prędzej czy później wpędzi go do grobu. Ta refleksja pojawiła się tak nagle w jego głowie, że aż zachłysnął się powietrzem. Teraz przypominał nie tyle buraka, co przy jego ciemnej karnacji zazwyczaj i tak było słabo widoczne, lecz z mlecznej czekolady przeobraził się karmelową.

 — Stary, weź, nie strasz — rzucił zaskakująco swobodnym tonem Dylan, gdy już opanowali sytuację, a odcień twarzy jego przyjaciela powoli wracał do normy. 

Clarence spojrzał na niego wrogo, wciąż załzawionymi ciemnymi oczami, ale się nie odezwał. Oderwał wzrok od przyjaciela i z zaciśniętymi szczękami zaczął rozglądać się po lokalu. Patrzył wszędzie, pilnował jedynie tego, żeby nie zahaczyć o postać siedzącą naprzeciwko. Jakież miał szczęście, że gdy uważnie omijał jej sylwetkę, tuż nad jej ramieniem mógł zobaczyć zapełniony parking. Miał idealny widok na swoją ukochaną Hondę, a w jego głowie zaczęło pojawiać się tornado myśli. Główną z nich było to, co wymagało naprawy w jego autku. 

Zagubił się we własnej głowie, ale nie na długo. 

 — Wybierasz się na studia? — Colette podjęła wcześniejszy temat, nie spuszczając nawet na chwilę wzroku z Clarence'a. 

Monster Among Man ✔ (Planowana korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz