7. Ty o wszystkim wiedziałaś

7 1 32
                                    

— Wiem, że to wszystko robi wrażenie — Colette machnęła ręką, wskazując na otoczenie, w które wgapiał się Clarence — ale nie mamy całego dnia na podziwianie wnętrz. Mogę ci zagwarantować, że jeszcze ten widok ci się znudzi.

Mulat nadal stał w miejscu, podczas gdy Colette podparła się pod boki, zirytowana. Okej, może i było tu ładnie, ale bez przesady. Tak naprawdę dziewczyna po prostu przyzwyczaiła się do tego, co od zawsze ją otaczało, z kolei dla Clarence'a był to niemały szok. Zresztą przez to, że tam stali czuła się niezręcznie. W końcu w pewien sposób naruszali przestrzeń osób, które tam siedziały, gdy Clarence się na nie gapił.

— Gdzie my w zasadzie jesteśmy? — zapytał, rozglądając się dookoła. 

— W pałacu Śmierci, a konkretniej w jego sercu, czyli w bawialni. — Wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic niezwykłego.

Clarie obkręcił się dookoła własnej osi, chłonąc wzrokiem jak najwięcej. Trzeba było przyznać, że miejsce to był zdecydowanie unikalne i co najdziwniejsze wydawało się przytulne. Otaczała ich nasycona czerń, zarówno ściany, jak i sufit miały tę barwę. Z tą różnicą, że na stropie były namalowane białe punkciki, które w rzeczywistości były malutkimi gwiazdkami. Podłoga z kolei wyłożona została czarnym marmurem, na który w niektórych miejscach zostały narzucone włochate dywaniki. Na ścianach znajdowały się kandelabry, które obecnie nie dawały żadnego światła. Mimo to pokój był rozjaśniony przez słońce wpadające przez wysokie okna zajmujące niemal połowę ścian. Widok z nich był również niesamowity, ponieważ rozchodził się na błonie, na których co jakiś czas przewijały się różnokolorowe kwiatki. 

— Wieczorem i w nocy jest tu jeszcze ładniej — odezwała się Colette, patrząc na podziwiającego Clarence'a. 

Chyba wolała nieco mu opowiedzieć o tym miejscu, niż żeby wgapiał się jak kretyn, zakłócając tym nieco spokój innych osób. Bawialnia była tym miejscem, w którym czas spędzał każdy, kto nie miał nic do roboty. Obecnie trzy osoby czytały jakieś książki, inna siedziała na ciemnoszarej skórzanej sofie, wypełniając jakąś krzyżówkę i popijając kawę. Natomiast w kącie na poduszkach siedziała grupka dzieci, które grały w monopol. Oprócz ich śmiechów ciszę przerywały trzaski z nigdy niegasnącego kominka.

— Chyba kocham to miejsce — westchnął, podążając za ciągnącą go za rękę Colette.

— Okej, teraz czas się ogarnąć, czeka cię spotkanie życia. — Zaśmiała się nieco wymuszenie, ale Clarie jakby tego nie zauważył pochłonięty zapamiętywaniem szczegółów. 

Colette prowadziła go korytarzami, których ściany były również utrzymane w czarnym tonie. Tylko tutaj nie było okien, a przyjemne żółte światło dawały zawieszone na ścianach kandelabry. W korytarzach wisiały również różne obrazy, które dzięki skierowaniu na nie specjalnego oświetlenia jeszcze bardziej przyciągały wzrok. 

— Większość z nich jest autentyczna — powiedziała, widząc zafascynowanego chłopaka. 

— Może się nie znam na sztuce, ale jestem pod wrażeniem.

— W to nie wątpię. 

— Dlaczego wszystko jest czarne, a ten dywan jest czerwony? — zapytał Clarence zaskoczony. 

W jakiś dziwny sposób cała czerń w tym pałacu do siebie pasowała, nawet czerwony dywan wydawało się, że był idealnie na swoim miejscu. Jednak, dlaczego on był właśnie czerwony? 

— A dlaczego nie? Tak już jest, w sumie rzadko kiedy cokolwiek się tu zmienia, a ten dywan jest, odkąd pamiętam — powiedziała niby obojętnie, wzruszając ramionami. 

Monster Among Man ✔ (Planowana korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz