2. Poznaj Colette

18 3 23
                                    

Clarence nigdy nie należał do ludzi płochliwych, starał się przełamywać lęki i przeć przed siebie mimo przeciwności. Czasem nawet rozważał opcję z aktorstwem. Udawanie emocji zawsze zdecydowanie lepiej mu wychodziło niż pokazywanie tego, co naprawdę czuł.

W momencie, w którym zaczął czytać legendę podrzuconą na jego biurko przez tatę, chciał w połowie przerwać, ale nie potrafił zbyt wciągnięty w ten wyimaginowany świat. W jego przypadku wciągnięcie się w cokolwiek, co chociażby było fragmentem jakiejś książki, a to z pewnością należało do antologii, było niemożliwe.

Może właśnie to sprawiło, że gdy obudził się w nocy, jego puls pędził jak szalony. Przez chwilę miał mgliste pojęcie o tym, o czym śnił, ale później z szybciej niż zazwyczaj bijącym sercem powoli z powrotem usnął. Rano już nawet nie pamiętał, że przydarzyło mu się coś takiego, jak koszmar. 

W starych dresach, które powoli zaczynały się drzeć i rozciągniętym, wyblakłym podkoszulku zszedł do kuchni na śniadanie. Jedną ręką przecierał niewyspane oczy, drugą natomiast wstawiał miseczkę z mlekiem do mikrofalówki. Oczywiście jak zwykle postawił na płatki o smaku ciasteczek.

Nie należał do ludzi, którzy uwielbiali zmiany. 

Zasiadł samotnie przy stole i zajadał się codziennym porannym przysmakiem, kiedy Betty wróciła do domu z zakupami. Wyjątkowo nie były one jakieś gigantyczne, przez co, zanim Clarence się podniósł, jego mama kładła już dwie wypchane siaty na blacie. Wydawało się, jakby nic dla niej nie ważyły. 

 — Pomógłbym ci — odezwał się niemrawo, patrząc na kobietę krzątającą się po kuchni, chowała produkty do odpowiednich szafek, ustawiała na przeznaczonych dla nich półkach.

 — Dałam radę. Przeczytałeś? 

Clarence mruknął pod nosem coś, co miało znaczyć „tak" z pełną buzią płatków.

 — Gdzie wczoraj byliście? — zapytał, gdy tylko przełknął. 

 — Nie musisz i nie chcesz wszystkiego wiedzieć, kochanie. 

Betty uśmiechnęła się szeroko do syna, w którego głowie zaczęły pojawiać się niechciane myśli tego, co wczorajszego wieczora mogli robić jego rodzice. Skrzywił się mimowolnie, a jedzenie mało mu się nie cofnęło, gdy uświadomił sobie, że przecież jego rodzice nadal mogli i prawdopodobnie uprawiali seks. Pokręcił głową, starając się wyrzucić z głowy niechciane obrazy, jakie mimowolnie zaczęły się tam pojawiać. 

To było praktycznie niemożliwe, ale przez to aż odechciało mu się jeść. Wstawił na szczęście pustą już miskę do zlewu i wyszedł z pomieszczenia, poganiany głośnym śmiechem mamy. Od zawsze cieszył się, że miał ciemniejszą karnację, przynajmniej czerwone plamy na twarzy aż tak bardzo nie rzucały się w oczy.

Chyba w życiu by sobie nie wybaczył, gdyby zmarnował jedzenie. 

Niedługo później w szarych spodenkach i czarnej koszulce wraz z Dylanem u boku wyjeżdżali z ulicy Falcon Drive, na której oboje mieszkali i skręcali w Edwards Lake Road porośniętą drzewami, głównie sosnami i krzewami, z obydwu stron.

 — Co cię tak wzięło z tą siłownią? — prychnął Clarence, gdy w końcu stwierdził, że nie wytrzyma w ciszy trzech mil. 

Wiedział, że coś było na rzeczy, bo Dylan nigdy nie należał do ludzi małomównych, wręcz przeciwnie. Wystarczały mu tylko śladowe ilości uwagi, żeby mógł rozwinąć dosłownie każdy temat. Może przejmuje się egzaminami i tym, czy dostanie się na wymarzony uniwerek?, pomyślał Clarence, po czym stwierdził sam przed sobą, że to raczej nie możliwe.

Monster Among Man ✔ (Planowana korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz