Clarence nieco zszokowany ostatnią wiadomością od Colette, zaczął szukać przyjaciela. Nie wierzył, że Dylan to zrobił. Co prawda blondyn nie miał już wątpliwości co do tego, że Clarie nie nosił się z zamiarem podrywania Azjatki, ale to jednak było przegięcie.
Wśród przyjaciół Molly, bliższej i nieco dalszej rodziny dziewczyny szukał wzrokiem blond czupryny, której jak na złość nie mógł nigdzie wypatrzeć. Dylan od zawsze miał to do siebie, że jak był potrzebny, to nigdy nie było go w pobliżu, a jak człowiek chciał od niego odpocząć, to zawsze kręcił się gdzieś pod nogami.
— Wszystko okej? — Molly znikąd znalazła się obok swojego chłopaka, a uśmiech z jej twarzy spełzł, gdy zobaczyła jego niezbyt zadowoloną minę. — Jak chcesz, to możesz się zaszyć w moim pokoju. Rozumiem, że to musi być przytłaczające. Pamiętam jeszcze, że nie lubisz takich zbiorowisk...
Clarence spojrzał na nią, a jego wyraz twarzy złagodniał. W tamtym momencie kompletnie nie przypominała tej dziewczyny, która podczas ostatniej kłótni sprawiała wrażenie, że może użyć wszystkiego, byle tylko zniszczyć człowieka. Z pewnością nie miała na to wpływu, zmiana fryzury. Molly, po tym, gdy do siebie wrócili, stwierdziła, że skoro zaczyna się nowy rozdział w jej życiu, musi coś w sobie zmienić. W ostateczności padło na skrócenie włosów, które teraz sięgały jej tuż przed ramiona, co sprawiło, że jej kości policzkowe nieco bardziej się uwidoczniły.
— Kochanie — zaczął Clarence, automatycznie kierując się do kuchni — wszystko jest idealnie, po prostu szukam twojego cholernego brata.
— Chyba nawet nie chcę wiedzieć, co tym razem zrobił — powiedziała, kręcąc z politowaniem głową.
Oj zdecydowanie nie chcesz, pomyślał zgryźliwie, przeklinając Dylana. Czemu on zawsze musiał wpadać na tak durne pomysły? Przecież wiedział, jak się sprawy miały, a i tak robił tak, żeby wszystkim utrudnić życie. Bo przecież przyjście na imprezę urodzinową siostry bez osoby towarzyszącej, ugodziłoby w jego godność i metkę podrywacza wyrobioną wśród znajomych zarówno jego, jak i jego siostry.
— Spokojnie, to nic takiego — skłamał, byle tylko poprawić jej humor.
W końcu były jej urodziny, a ostatnim czego Molly potrzebowała, było zamartwianie się zbyt pomysłowym i możliwe, że zbyt nadpobudliwym starszym bratem.
— Tak? Jakoś ci nie wierzę — zaśmiała się, mierząc się wzrokiem z chłopakiem.
Clarence mruknął pod nosem coś, co miało imitować „mhm", trącając jej nos swoim. Uśmiechnęła się, co automatycznie odwzajemnił. Molly zarzuciła szczupłe dłonie na ramiona jej faceta, którego obecnością ostatnio nie mogła się nacieszyć. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim tęskniła, dopóki pierwszy raz po pół roku nie zaczęli znowu ze sobą rozmawiać. Clarence zauważył, że cienie spod oczu dziewczyny zniknęły niedługo po tym, jak odświeżyli swój związek, a jej twarz nabrała nieco barw, sprawiając, że wydawała się żywym człowiekiem. Nadal była zaskakująco blada, jak na kogoś, kto całe życie mieszkał w słonecznej Alabamie, w której przez siedem miesięcy średnia temperatura wynosiła ponad sześćdziesiąt osiem stopni Fahrenheita*.
Clarence lekko musnął usta swojej dziewczyny, prawie ich nie dotykając, nadal się uśmiechał. Molly przyciągnęła go bliżej siebie, pogłębiając pieszczotę, podczas gdy dłonie chłopaka spoczywające na biodrach dziewczyny, kciukami lekko zataczały kółeczka.
— Podobał ci się prezent? — zapytał, odrywając się na chwilę od jej ust. Tym razem obdarzył małymi pocałunkami bladą szyję.
— Nie miałam czasu otworzyć, a co? — Wplotła palce w kędzierzawe włosy Clarence'a, bawiąc się nimi.
![](https://img.wattpad.com/cover/161812231-288-k884818.jpg)
CZYTASZ
Monster Among Man ✔ (Planowana korekta)
ParanormalZastanawiałeś się kiedyś, dlaczego niektórzy twoi nauczyciele nigdy nie chorują? A może któryś z twoich znajomych czuł intensywny zapach gardenii ogrodowych albo widział na niezachmurzonym dla innych niebie pioruny? Może tak naprawdę ludzie, którzy...