Niski, nawet na swój wiek, rudowłosy chłopiec, którego loki zakrywały twarz – a mama nie pozwalała ściąć – biegł ze swoim nowo zakupionym przez dziadków zestawem, składającym się z plastikowego wiaderka oraz małych grabi i łopatki prosto w stronę piaskownicy, która znajdowała się za ich przestarzałym blokiem, potrzebującym solidnej renowacji. Dostał go kilka dni wcześniej z okazji szóstych urodzin, był, jak sam uważał prawie dorosły, zwłaszcza, że już w następnym tygodniu będzie uczęszczał do pierwszej klasy. Czuł się szczęśliwy, ale i lekko wystraszony możliwością bycia samotnym.
Entuzjastycznie wskoczył do piaskownicy, przy okazji rzucając swój nowy zestaw na ziemię. Upadł na kolana, zabierając się do roboty. Kątem oka widział, że oprócz niego znajdowała się tam również dwójka innych dzieci, bawiąca się osobno. Jednak, to on miał nowiutkie zabawki i czuł się z tym świetnie. Wziął wiaderko i napełnił je piaskiem, zaczynając tworzyć wymarzony zamek. Gdy był młodszy chciał być księciem, żeby móc ratować biedne księżniczki przed strasznym smokiem.
Poczuł rękę na ramieniu, więc odwrócił się, by ujrzeć twarz, zmachanej rudowłosej kobiety, którą zwykł nazywać mamą. Uśmiechnęła się do syna, odgarniając opadające na twarz kosmyki i westchnęła, poprawiając swoją dobrze skrojoną garsonkę w odcieniu bladoniebieskim.
– Szybko biegasz – zaśmiała się. – Będę czekać na ławce – wskazała na drewniany obiekt w oddali, a chłopiec pokiwał głową, zbyt zaabsorbowany zabawą, by wydusić większą reakcję.
Wrócił wzrokiem do swojego dzieła, poprawiając ostatnie detale. Tutaj przyklepał, tam odsypał. Już miał się szeroko uśmiechnąć na zakończoną budowle, gdy zauważył lekko zburzoną jedną wierze zamku. Szybko wziął do ręki łopatkę, chcąc naprawić usterkę. Jednak zanim w ogóle dotknął nią piasku, została mu ona wyszarpnięta. Zdezorientowany malec odwrócił się w stronę złodzieja – bo właśnie tym dla niego był ten, który choćby tknie jego nowe zabawki.
W prawej ręce wyższy od niego blondynek, z szerokim uśmiechem dzierżył jego własność. Zanim zdążył się odezwać, lokowany rudzielec wyrwał mu ją z grymasem na twarzy. Na domiar wszystkiego pacnął go w ramie ową łopatką.
– Nie wolno kraść! – oburzył się, zakładając ręce na piersi.
Masujący właśnie ramię dzieciak, otworzył szeroko oczy, jakby nie wierzyły, że posądzono go o kradzież.
– Ale ja nie kladłem! – wykrzyczał, tym samym powodując śmiech rudzielca.
– Kradłem – poprawił go, jakoś bardzo zadowolony.
– Tak powiedziałem! Zlesztą powinno się dzielić z innymi, a nie być samolubnym! – fuknął blondynek.
Ryży chłopiec jakby niedowierzał, że ktoś śmiał, chcieć używać jego łopatki, odwrócił się plecami do chłopca z obrażonym wyrazem twarzy, mówiąc:
– Co moje to nie twoje.
Zanim zdążył znowu kucnąć przy zamku, został popchnięty, tak, że upadł na swoje niedoszłe dzieło. Na łokciach podniósł się do siadu, wpatrując się ze zdziwieniem w zniszczenia. Po kilku sekundach ciszy usłyszał śmiech blondyna, więc otrząsnął swoje rude pukle, zgarniając je za ucho. Wyrzucił łopatkę na dno piaskownicy, odwracając się do niego z zaciśniętymi w piąstki dłońmi i furią w oczach. Nie minęła chwila, gdy z głośnym okrzykiem rzucił się na chłopca, powalając go na ziemie. Zielonooki – jak zdążył zauważyć – od razu próbował go z siebie zrzucić. Jednak niski, piegowaty był wytrwałym zawodnikiem, więc zaczęli się szamotać i turlać, aż dziewczynka, która również była w tym miejscu, uciekła, krzycząc:
– Mamo, chłopcy są głupi!
Blondyn pociągnął rudzielca za włosy. Dzieciak pisnął i lekko wysunął rękę, odpychając mu twarz i zgniatając przy tym nos – oczywiście siłą, jaką mógł dysponować sześciolatek. Szarpali się jeszcze chwile, gdy do chłopców podbiegły ich mamy, które z początku kłótni nie usłyszały, bo zagadały się. Okazało się, że było to spotkanie po latach, bo chodziły razem do podstawówki.
Każda pociągnęła swojego syna za ramie, odciągając ich od siebie, gdy ci ciągle rzucali w siebie – jak na ich wiek – brzydkimi epitetami.
– Kletyn!
– Ha! Miałem rację, nie umiesz mówić, głupku! – odparł rudy, a mama skarciła go za obrażanie chłopca, który miał drobną wadę wymowy. Przestraszyła się, że będzie mu przykro, a samej było głupio przed koleżanką sprzed lat.
– A właśnie, że umiem!
– Nie-e.
– Ta-ak.
Kobiety spojrzały na siebie, wzdychając. Odsunęły chłopców jeszcze dalej od siebie, karząc przeprosić się za takie zachowanie. Z początku nie chcieli tego zrobić, w końcu przecież woleli szarpać się za włosy, ale gdy zabroniły im różnych rzeczy, rudemu rysowania, a blondynowi grania na konsoli, niechętnie się zgodzili. Matki niepewnie puściły dzieci, aby mogły zrobić to, o co prosiły. Pierwszy rękę wyciągnął blondyn.
– Pszeplaszam, że zablałem ci łopatkę bez pytania i popchnąłem na twój zamek. Ładny był – powiedział, uśmiechając się przy ostatnim zdaniu.
Jego mama tylko głośno westchnęła na zachowanie sześcioletniego synka.
Rudzielec wyciągnął dłoń i przeprosił się z chłopcem przed nim, mówiąc:
– Przepraszam, że nie pożyczyłem ci łopatki, że cię zwyzywałem, że chciałem cię zbić na kwaśne jabłko i że śmiałem się z tego, jak mówisz – powiedział, patrząc na chłopca z dziecięcym, ale cwanym uśmieszkiem.
Rudowłosa kobieta spojrzała na niego ostro, wiec wzniósł oczy do nieba, co chyba odziedziczył po niej i podszedł do blondyna, obejmując go lekko, jakby był chory na jakaś zarazę. Prawdopodobnie chodziło o chorobę, zwaną kretynizmem.
– Skoro podobał ci się mój zamek, możemy kiedyś taki zbudować. Razem.
Chłopiec objął niższego, zgadzając się.
Już po kilku minutach wracali do domów. Rudzielec spojrzał na mamę, przy okazji wytrzepując z kędzierzawych włosów piach i powiedział:
– Wisisz mi za to bycie miłym czekoladowe ciastka. Największe opakowanie.
***
Będą to krótkie rozdzialiki, pisane w latach, gdzie zazwyczaj jeden rozdział = jeden rok z życia.
Mam nadzieję, że się spodoba i zapraszam do czytania, a jako że jest to moja już druga pozycja na profilu chcę, by była lepsza od pierwszego opowiadania, jakie napisałam.
Mam już z góry napisane wszystkie rozdziały, będę musiała po prostu znaleźć czas, by jej poprawić i tylko nie wiem, czy dodawać, jak mi się chce, czy w jakiś konkretny dzień, np. raz w tygodniu, idk.
W każdym razie dziękuje, za każde przeczytanie ;)
CZYTASZ
Przyjaciele
Short StoryZnali się od tej przeklętej piaskownicy, gdy liczyło się jeszcze, kto ma lepszą łopatkę. Jakimś dziwnym trafem zaprzyjaźnili się i w tym stanie wytrwali. Tylko, czy to, aby na pewno była zwykła przyjaźń? ©i_feel_so_stupid, 2019. *Malunek z okładki...