Simon Thorn poprawiał swoje rude i okropnie niesforne włosy, przeglądając się w lustrze znajdującym się w łazience. Pomińmy fakt, że aby tam dosięgnąć, stanął na krześle przyciągniętym specjalnie z salonu. Miał szczęście, bo udało mu się nie porysować paneli – mama by mu ucięła głowę.
Wracając, stał już przed tym lustrem trochę czasu, doprowadzając kłaki do względnego porządku. Jego uwagę odwrócił jednak wbiegający i zdyszany blondyn, który patrzył na niego gniewnie.
– Czyli czekałem na ciebie tyle czasu, bo sobie włoski czeszesz? – założył ręce na piersi, patrząc na przyjaciela wzrokiem pełnym mordu. – Mieliśmy iść na plac zabaw.
Rudzielec ostatni raz przeczesał swoje kłaki i zeskoczył z krzesła na białe płytki. Uśmiechnął się szeroko w stronę Eliota i patrzył na niego wyczekująco, kompletnie ignorując jego wyrzuty.
Blondyn widząc jego wzrok, wzruszył rękami i spytał:
– Co?
Simon wręcz oburzył się i pokiwał głową na wszystkie strony, tak że wszędzie latały pomarańczowe pasma. Był bardzo zadowolony ze swojej pracy i w duchu przybijał sobie piątkę. Niestety widząc nierozumiejący wzrok blondyna, wzniósł oczy do nieba.
– Patrz na moje włosy, wyglądają teraz świetnie, uczesałem je. – Jakby na dowód tego przeczesał palcami kosmyki, dumnie wypinając pierś.
– Ale po co? Wyglądają tak samo. – Oberwał za to w ramię. Nie podważało się logiki młodego Thorna bez poniesienia konsekwencji.
– Amy mówiła, że będzie moją dziewczyną, jeśli zrobię coś z włosami, bo wyglądam źle – wytłumaczył podekscytowany.
W końcu miałby dziewczynę, może wtedy durni bliźniacy przestaliby się z niego śmiać, pokazałby, że to on był z Amy, a nie oni. Powszechnie wiadome było, że Amy Watson nie chodziła z byle kim. Tylko z wybranymi. Cena za ten luksus według Simona była niewielka – ogarnąć włosy. Miał nawet zamiar pójść do fryzjera i je podciąć.
Najpierw jednak musiałby przekonać mamę, która kochała jego kudły.
Jego entuzjazmu nie podzielał jednak zielonooki, który tylko dalej stał w progu łazienki z założonymi na piersi rękami. Odkąd się poznali byli nierozłączni, a ich przyjaźń spokojnie można było nazwać prawdziwą. Oczywiście tak twierdzili. Ich rodziny się lubiły i często wpadali do siebie na zmianę. Dlatego nie chciał pozwolić, by jakaś wstrętna dziewucha mieszała mu w głowie.
– Dziewczyny są ble! Nie słuchaj jej, masz supel włosy. Nie musisz ich zmieniać, dla mnie zawsze są fajne – bąknął.
Simon jakby nie słysząc przyjaciela, tylko lekceważąco machnął ręką, wyciągnął go z łazienki. Udali się na obiecany wcześniej plac zabaw przed blokiem. Nie mieszkali daleko od siebie, oddzielały ich marne dwie ulice, a najbliższy plac znajdywał się właśnie tam, gdzie się poznali.
Ach, ta przeklęta piaskownica.
Mówiąc pani Thorn, że wychodzą, wybiegli z domu, oczywiście, uprzednio rozglądając się, czy nic nie jedzie, mimo mało ruchliwej drogi. Po kilku minutach biegu, a właściwie wyścigów – które wygrał blondyn – wpadli na teren placu. Kilkoro dzieci, w większości młodszych, bawiło się i śmiało. Widzieli także tę potocznie zwaną „zbuntowaną młodzież". Dwóch chłopaków i trzy dziewczyny okupowali huśtawki. Palili papierosy i śmiali się głośno, wyglądali na licealistów, ale w sumie dla dziesięciolatków wszyscy wyglądali już na staruszków. Jeden niebieskowłosy chłopak pochylił się i po chwili całował szatynkę siedzącą na huśtawce. Z kolei drugi nastolatek rozmawiał – i co chwila wybuchał śmiechem – z pozostałą dwójką dziewczyn, które trzymały się za dłonie. Jedna dodatkowo opierała głowę o ramię drugiej. Starsze kobiety ciągle patrzyły krzywo na grupę młodzieży. Eliot z kolei też patrzył na nich w ten sam sposób, tylko z innego powodu. Zajęli jego ukochane huśtawki! I to na rzecz obśliniania sobie twarzy.
Fuj! Kategorycznie nie chciał mieć dziewczyny. Nigdy.
Odwrócił się w stronę Simona, który zniknął w niewyjaśniony sposób. Chciał mu się pożalić na grupkę zajmującą jego ulubione zabawki. Rozglądał się dookoła głowy, gdy w końcu odnalazł wzrokiem rudą czuprynę – co trudne nie było. Stał i uśmiechał się, a jego policzki... czy on się czerwienił? Przyjrzał się dziewczynie stojącej na przeciwko niego, byli równego wzrostu. Dziewczynka miała blond włoski związane w dwa kucyki, od razu rozpoznał w niej niesławną Amy Watson. Chciał do nich podejść, gdy zobaczył, jak pochylała się nad rudzielcem. Pocałowała go w policzek, po czym odeszła, machając czerwonemu na twarzy Simonowi.
Zdziwiony podbiegł do przyjaciela, który jak go zobaczył, zaczął skakać i piszczeć z radości. Eliot nie chciał być złym przyjacielem, więc cieszył się z nim. Jednak nie mógł zrozumieć, czemu akurat Amy. Każdy wiedział, że była niemiła, a on przecież nie chciał, żeby Simon później chodził smutny. Wiedział też, że go nie doceniała i to od chwili, gdy narzekała na jego włosy. Eliot osobiście uwielbiał ich kolor, bo kojarzyły mu się z wakacjami i radością.
– Powiedziała, że w końcu się uczesałem i że od razu lepiej! – wykrzykiwał, ciesząc się. – I mówiła, że jak kupię jej kwiaty zostaniemy parą. Rozumiesz? Będę miał dziewczynę.
– Ona jest niefajna. Znajdziemy ci kogoś lepszego – próbował go przekonać.
Thorn machnął tylko ręką na przyjaciela i pogłębił swój śmiech oraz radość.
***
Simon romantyk.
No więc tyle z regularności XDDD w sumie chyba na korzyść, bo szybciej, ale tak mi się nudziło, że wolałam poprawić rozdział. tsaaa
CZYTASZ
Przyjaciele
Short StoryZnali się od tej przeklętej piaskownicy, gdy liczyło się jeszcze, kto ma lepszą łopatkę. Jakimś dziwnym trafem zaprzyjaźnili się i w tym stanie wytrwali. Tylko, czy to, aby na pewno była zwykła przyjaźń? ©i_feel_so_stupid, 2019. *Malunek z okładki...