Impreza osiemnastkowa Eliota trwała od dobrych dwóch godzin. Większość nastolatków była już pijana, a sam solenizant jeszcze jakoś się trzymał. Stał przy barze znajdującym się w sporym klubie w ich miasteczku. Poprosił o dwa kieliszki wódki – jeden oczywiście dla niego, a drugi dla Simona, który radośnie odebrał alkohol, wlewając w siebie szybkim ruchem zawartość. Objął ramieniem przyjaciela, który wtulił się w jego ciało, zaciągając się zapachem Thorna. Ten zawsze kojarzył mu się z wakacjami, zachodzącym słońcem i tym najpiękniejszym momentem, gdy przybierało odcień włosów Simona. Od razu na jego twarz wkradł się uśmiech.
Od kilku miesięcy wykorzystywał każdą chwilę ich biskości, jednocześnie dręcząc tym samego siebie. Wiedział, że Simon nie odwzajemniał jego uczuć, które sam zrozumiał dosyć późno. Pamiętał, jak to w niego uderzyło, jak załamany się czuł, bo nie miał zamiaru niszczyć ich przyjaźni. Wolał cierpieć, mając rudzielca przy sobie, niż cierpieć bez niego.
Eliot kochał swojego najlepszego przyjaciela, mimo że wcale tego nie chciał.
Nikt oczywiście o tym nie wiedział, więc dusił się tym uczuciem, spychając je na sam dół serca, starając się o nim zapomnieć czy nie czuć zazdrości, widząc Simona rozmawiającego się z przypadkową dziewczyną.
Wtulony w bok chłopaka zaczął się śmiać z kolejnego głupiego komentarza, odnoszącego się do przypadkowych ludzi, przez niego rzuconego. Usiedli na jedynej wolnej kanapie, znajdującej się w przestronnym pomieszczeniu. Była to duża hala, podzielona na część z parkietem, na której tańczyli roześmiani goście, oraz na tę z kanapami. Oprócz tego do wyjścia na dwór prowadził przeszklony, długi hol z czerwonym dywanem i ławeczkami naprzeciwko siebie, można było tam usiąść z dala od duchoty i odgłosów imprezy.
– Boże, Eli – zaśmiał się Simon – umrę jutro z powodu kaca.
Blondyn, popijając kolejnego drinka zamówionego wcześniej do ich stolika, również się roześmiał, kiwając głową. Po chwili dosiadła się Lindsay ubrana w krótką, czerwoną sukienkę na cienkich ramiączkach. Trzymając w dłoni kieliszek z alkoholem, szczerzyła się, patrząc na chłopaków.
– Jak się czujesz, staruszku? – spytała Eliota. – Możesz już głosować.
– Nie gadajmy o polityce w moje urodziny – parsknął.
Rozmawiali jeszcze trochę, póki brunetka nie została porwana do tańca przez Davida, kolegę Stairsa ze skateparku. Blondyn od jakiegoś czasu czuł, że między nimi iskrzy i odpowiadało mu to, bo zaraz po Simonie była to dwójka najbliższych mu ludzi. Znali się dobre kilka lat całą czwórką i nie zapowiadało się na szybką rozłąkę, nawet, jeśli w przyszłym miesiącu rozdzielali się na studia.
Spojrzał na Simona, wzdychając. Kochał imprezy, ale miał ochotę na coś jeszcze bardziej w jego stylu. Miał ochotę na deskorolkę. Co dosyć zabawne, to na niej tu dziś przyjechał, zajęło mu to, co prawda dwa razy więcej czasu, bo przewoził również rudzielca, który w ciągu tylu lat nadal nie umiał na niej jeździć.
– Przejechałbym się na desce – rozmarzył się.
Rudy spojrzał na niego z błyskiem w oku.
– Masz osiemnastkę, więc twoje życzenie jest moim rozkazem, Eli.
Wstał, wcześniej dopijając zawartość swojej szklanki, co zrobił również pełnoletni i pociągnął go za dłoń do wyjścia. Eliot poczuł, jak przyjemne uczucie przechodzi go z powodu ich złączonych dłoni, przez całe jego ciało, by dotrzeć do serca, zwracając jego myśli na niewłaściwe tory. Przełknął ślinę i potrząsnął głową.
Znaleźli się w przeszklonym holu, gdzie pod jedną z ławek ukryta była bezpiecznie deskorolka, z którą blondyn nie rozstawał się od przeszło czterech lat. Wymieniał w niej tylko to, co potrzebne, między innymi przetarte kółka. Na niej spisane były różne podpisy, daty czy nawet niektóre rysunki utalentowanego przyjaciela.
CZYTASZ
Przyjaciele
Short StoryZnali się od tej przeklętej piaskownicy, gdy liczyło się jeszcze, kto ma lepszą łopatkę. Jakimś dziwnym trafem zaprzyjaźnili się i w tym stanie wytrwali. Tylko, czy to, aby na pewno była zwykła przyjaźń? ©i_feel_so_stupid, 2019. *Malunek z okładki...