Dwadzieścia pięć lat

5.2K 522 654
                                    

Simon Thorn nie rozumiał, jak dał się namówić na to wyjście. Lubił jeść – to jasne, ale eleganckie restauracje to nie był jego klimat w najmniejszym stopniu. Wolałby zjeść pizzę z podwójnym serem, a przez resztę wieczoru leżeć w łóżku i oglądać Netflixa z blondynem, który swoją drogą wyglądał na lekko zestresowanego.

Rudzielec nie zbyt wiedział o co mu chodziło, ale nie chciał nawet dopytywać, gdy po raz kolejny Eliot ukrócił jego zmartwienia, mówiąc, że wszystko gra. Jak chciał tak miał.

Stairs potarł spocone czoło, gdy schował kluczyki do kieszeni i wyszedł z mieszkania. Czuł ucisk w okolicy wewnętrznej kieszeni marynarki przez całą podróż do restauracji. Tak jakby ten mały przedmiot nie chciałby zostać zapomnianym. Tak jakby Eliot w ogóle mógł myśleć o czymś innym.

Po potwierdzeniu rezerwacji kelnerka zaprowadziła ich w sam kąt sali, gdzie po prawej znajdowało się wielkie okno, odsłaniające panoramę ich miasteczka. Blondyn, by się uspokoić zaczął liczyć ludzi, których widział na dole, bo znajdywali się na trzecim piętrze. Nie wiedział nawet po co prasował tę głupią marynarkę, bo ciągle gniótł jej brzeg w palcach w nadziei na uspokojenie oddechu i siebie samego.

Z kolei Simon tuż po podwinięciu rękawów – jak on nie znosił koszul – zasiadł naprzeciwko blondyna. Oddzielała ich jedynie przestrzeń stolika, na którym ustawione były sztućce, jakieś wymyślne serwetki i świeczki – małe okrągłe ułożone w dziwne kombinacje.

– Co zamawiasz? – spytał Eliot, próbując nie ukazać drżenia głosu.

Simon wziął kartę, którą wcześniej przyniósł jeden kelner, przejrzał wzrokiem potrawy i poczuł się zagubiony. Gdzie były fryteczki, kurczak czy już nawet kebab. Za to widział pięć rodzajów pieczeni, kolejne dziesięć dodatków i jakieś dziwne nazwy nie wiele mu mówiące.

– Mają tu spaghetti? – spytał w nadziei, że chociaż to było.

Eliot parsknął cicho, odrobinę się rozluźniając i starając się ciągle porzucić stres. No tak, czego mógł się spodziewać po Simonie w trochę bardziej wykwintnej restauracji. Ostatecznie potwierdził skinieniem głowy. Co prawda było kilkanaście rodzajów spaghetti, ale wołał już nie dręczyć rudzielca. Dlatego gdy przyszedł kelner zamówił za niego, dla siebie biorąc jedną z pieczeni z pieczonymi ziemniakami. Na koniec poprosił o butelkę wina.

– Eli, czemu tu przyszliśmy? – Simon zagadał ponownie blondyna. Był ciekaw zwyczajnie, bo takie restauracje naprawdę nie były w ich stylu.

Stairs przełknął ślinę i już miał zacząć pleść głupoty, by Simon nie zorientował się w jego zamiarach, gdy podszedł kelner, nalewając rudemu do kieliszka wina, a gdy mężczyzna zaproponował i jemu, podziękował.

Przecież prowadził... Chociaż lampka by się przydała dla rozluźnienia. Albo cała butelka.

Thorn szybko zapomniał o swoim pytaniu, więc ich rozmowy toczyły się wokół codzienności i ocenianiu tejże restauracji. Była w ciepłym klimacie, wszędzie wielkie lustra, a z sufitów zwisały lampki nastrojowo oświetlające klientów. Niedługo potem dostali swoje zamówienia, które stopniowo chłonęli, ciesząc się wybornym smakiem.

Nawet rudy musiał przyznać, że było świetne, a wino wręcz idealnie słodkie z odpowiednią dawką goryczy. Niebieskie oczy błyszczały z czystej radości, a światła odbijające się w jego oczach tylko dopełniały efektu. Patrząc tak na niego Eliot prawie przestał się denerwować.

Prawie.

Delikatny ucisk pudełeczka znajdującego się w wewnętrznej kieszeni dręczył go cały wieczór, a gdy dania się skończyły, wiedział, że nadszedł czas. Simon akurat dolewał sobie alkoholu, gdy on drżącą rękę wsunął pod materiał, łapiąc między palce pudełeczko. Odsunął lekko krzesło i już miał uklęknąć przed Thornem, gdy usłyszeli klaskanie.

PrzyjacieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz