BONUS

4.3K 410 379
                                    

23.06.2038, Las Vegas, Stany Zjednoczone.

Eliot uniósł powieki i pomrugał nimi. Chwilę zajęło mu zrozumienie, gdzie właściwie się znajduje. Rozejrzał się po pokoju, przed nim ukazał się stolik z dwoma – oczywiście pustymi – szampanami, pizzą i resztkami jakiegoś tortu. On sam leżał tylko w bokserkach, a we włosach czuł coś dziwnego, co po wymacaniu było... brokatowymi gwiazdkami. Wspomnienia z poprzedniego dnia i nocy napłynęły do niego w jednej sekundzie. Pełen szoku, niedowierzania, ale i dziwnego szczęścia przeniósł wzrok na swoją prawą dłoń, na której na serdecznym palcu założoną miał złotą obrączkę.

Zamrugał oczami i spojrzał na drugą stronę łóżka, gdzie smacznie spał sobie Simon, mając przy tym pięknie uchyloną buzię. Jednak czymś, co przyciągnęło uwagę Eliota był błyszczący diadem, który pewnie nawet koło diamentów nie stał, przekrzywiony umieszczony był w kędzierzawych włosach rudzielca.

Blondyn niezbyt wiedząc, co począć, kopnął stopą udo Thorna, który jęknął i dopiero przy kolejnym, silniejszym uderzeniu otworzył niezadowolony oczy.

– Czego? – wymamrotał.

– Spójrz na swoją prawą dłoń.

Simon niechętnie usiadł i zlewając kompletnie rozemocjonowany głos blondyna, spojrzał na prawą rękę. Zanim jego poranny umysł zrozumiał na co patrzy minęło chyba z pół minuty, by następnie jego oczy otworzyły się chyba dwukrotnie szerzej, a szczęka prawie, jak w bajkach upadła do ziemi.

– Mam żonę? – spytał otępiały.

Eliot uderzył go w tył głowy i pokazał swoją obrączkę. Rudy gapił się na nią i gapiłby się jeszcze dłużej, gdyby Stairs w końcu nie wziął spraw w swoje ręce, chociaż to chyba za dużo powiedziane.

Pokazał mu zaświadczenie o ślubie, które właśnie znalazł na podłodze koło łóżka. Całe pomięte i zalane dziwną cieczą, miał nadzieję, że to tylko wino... Wolał nie wąchać w każdym razie.

– Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy teraz po ślubie? – spytał Simon totalnie skołowanym głosem.

Rudy podrapał się po głowie, natrafiając dłonią na diadem. Ściągnął go zdziwiony, po czym odrzucił na bok. Musiał powoli przypomnieć sobie, jak skończył w Las Vegas, w jakimś hotelu, z obrączką na palcu.

I tak mieli się pobrać, ale to miało być za rok, na spokojnie i z rodziną. Chociaż w sumie jakby jego mama miała ryczeć co chwilę to chyba dobrze, że zrobili to bez nich.

Nagle pomyślał, że nawet nie wie, który dzisiaj jest.

– Eli, który mamy dzień? I rok?

Przetarł twarz dłońmi, gdy blondyn sięgał po komórkę, leżącą na szafce obok łóżka.

– Dwudziesty trzeci czerwca. Dwa tysiące trzydziesty ósmy, więc nie, uprzedzam twoje pytanie, nie przenieśliśmy się w czasie.

Eliot niesiony przeczuciem wszedł w galerię, gdzie rzuciła mu się w oczy setka zdjęć z wczoraj i z nocy. Uśmiech wpłynął samoistnie na jego wargi, no bo może i było to szalone, ale wyszedł za Simona, swojego najlepszego przyjaciela. I tak mieli to zrobić, więc już pomińmy fakt, że pobrali się prawie zaraz po zaręczynach, przez które Stairs prawie narobił w spodnie.

Przysunął komórkę ciągle oszołomionemu rudzielcowi i włączył najstarsze zdjęcie, ukazujące gościa w przebraniu Elvisa.

– Cholera, pamiętam go.

Z każdym zdjęciem zaczęli przypominać sobie coraz więcej. Wszystko zaczęło się od faceta, przebranego z Elvisa Presleya. Całą czwórką – Eliot, Simon, Lindsay i Dawid – udali się w wymarzoną wycieczkę do Las Vegas. Przechadzali się jedną z uliczek, gdzie spotkali tego mężczyznę. Simon jak to on podbiegł, by zrobić zdjęcie i od razu spytał czemu wygląda jak wygląda.

– Udzielam zaraz ślubu, rudy – odparł wtedy dumny ze swojej pracy mężczyzna.

Thorn oczywiście zafascynowany wziął od niego broszurkę, promującą ich miejsce jako najlepsze na szybki ślub. Wszyscy poszli do baru, gdzie pili kilka drinków, a z każdym Simon coraz bardziej jarał się ślubem z Elvisem. Blondyn śmiał się razem z nim z tego pomysłu, podczas gdy ich dwójka przyjaciół zamiast opanować ich entuzjazm, w głównej mierze podminowany alkoholem, patrzyła tylko i zachęcała do całego pomysłu.

Nim do każdego dotarło, co się działo, podpisali papiery. Simon ciągle szczerzył się jak nienormalny, co chwila szepcząc Eliotowi coś o nocy poślubnej. Całowali się co dwa słowa, nie do końca wiedząc chyba, co robią.

Podjechali samochodem, David prowadził, a na czas zaręczyn zamienił się z Simonem miejscem. To było tylko na potrzeby zdjęć i ceremonii. Usiadł on z przodu obok Eliota, by byli bliżej okienka, gdzie udzielano ślubu w samochodzie w kilka minut.

Pamiętali tylko, że wszystko potoczyło się szybko, a pan Elvis zbił żółwika z rudzielcem. Później były już tylko gwałtowne pocałunki, szampan i impreza z Presleyem, którego udało się wyciągnąć na wieczór.

Kolejne zdjęcie, które prawdopodobnie zrobiła Lindsay przedstawiało ich trójkę – przebierańca i nowożeńców. Każda następna fotografia przyprawiała Simona o ból głowy. Ostatnia była zrobiona przednią kamerką, ukazywała szeroko wyszczerzonego Thorna, który pokazywał do obiektywu swoją obrączkę, a Eliot, który najwidoczniej nie wiedział, że zdjęcie było robione, obejmował od tyłu przyjaciela, podbródek ułożony miał na jego ramieniu, a oczy zamknięte.

Już wtedy miał we włosach te gwiazdki.

Blondyn wypuścił długie powietrze i wolno spojrzał na Simona. Patrzyli na siebie bez słów może kilkanaście sekund, po czym równocześnie wybuchli śmiechem. To było nierozsądne, głupie i w ogóle dziecinne, ale co mogli zrobić.

Wzięli ślub w Las Vegas, imprezowali z podróbką Elvisa Presleya, ale najważniejsze było i tak to, że się kochali, więc w sumie nie czyniło im różnicy, czy wzięliby ślub tam, czy w ich mieście za parę lat. Liczyło się tu i teraz.

– Mama mnie zabije, za to, że to ominęła – wyznał Eliot, gdy już się opanował.

Simon pokiwał głową i pochylił się do blondyna. Pocałował go, w tym samym czasie wyciągając z jego włosów tę durną gwiazdkę.

Eliot na jej widok wywrócił oczami. Jednak zaraz uśmiechnął się do siebie.

Złapał swoją prawą dłonią odpowiedniczkę Thorna i zaczął gładzić jego obrączkę swoim kciukiem. Czuł obezwładniające wewnętrzne ciepło, gdy patrzył na ten symbol miłości.

– Co się mówi swojemu mężowi dzień po ślubie? – spytał z uśmiechem blondyn.

Simon udał zamyślenie, po czym odparł:

– Powtórka z nocy poślubnej?

No cóż, nikt nie mówił, że będą idealnym małżeństwem.

***

Centralnie ryczeć mi się chce... taka nostalgia mną zawładnęła.

Jak mogę się domyślać, zaskoczyłam niektórych tych, którzy postanowili przeczytać jeszcze trochę historii Eliota i Simona. Mam nadzieję, że ktoś stęsknił się za chłopcami <3

I taki fun fact, że ten bonus to przerobiona wersja z rozdziału, gdy mają 25 lat, tylko wtedy nie mogłam napisać tego jakoś dobrze.

Dziękuje jeszcze w sumie raz za każdą aktywność i już prawie że 15 tysięcy odsłon. Kocham!

~i_feel_so_stupid

PrzyjacieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz