– Proszę, powiedz, że to są żarty?
Eliot stłumił uśmieszek i pokręcił głową. Dłoń trzymał na brązowej czuprynie chłopca, który niezrażony niezbyt przyjaznym przyjęciem wcinał batona. Zresztą dostał go od blondyna, w zamian za grzeczne zachowanie.
– Mamy plany! A tego – wskazał na dzieciaka – w nich nie było. Cholera, Eliot.
Simon czując, że niewiele mu brakuje do wywalanie na oko pięciolatka za drzwi, usiadł na kanapie, biorąc głębszy wdech.
Ich kochanej sąsiadce coś wypadło i nie mogła zająć się swoim dzieciakiem, a cała rodzinka magicznie wyparowała. Jednak Eliot, jak zawsze, był w idealnym miejscu i czasie, dlatego gdy spotkali się z kobietą na klatce, nie mógł odmówić.
– No weź, kochanie, spójrz na niego – uśmiechnął się idiotycznie – będziemy się dobrze bawić. Jedna dodatkowa osoba nie zniszczy nam rocznicy, prawda...
– Jake – odparł niewzruszony chłopiec.
– No właśnie, Jack się zgadza.
– Jake – poprawił go pięciolatek, marszcząc gniewnie brwi.
– Nieważne – westchnął blondyn.
Chłopiec pokazał mu język i rzucił w niego papierkiem po batoniku.
– Wiesz co, może jednak oddamy go z powrotem, najlepiej schronisku – zirytował się bardzo dojrzały czterdziestotrzylatek.
Simon wbrew sobie zaśmiał się. Chyba mógłby polubić tego dzieciaka, ale Eliot nie musiał o tym wiedzieć.
Dzisiaj wypadała ich rocznica, mieli zjeść dobrą kolacje, napić się wina i zobaczyć jak potoczyłby się wieczór i noc, a teraz na głowie mieli dodatkowo zirytowanego chłopca.
Rudy – z domieszką kilku, według siebie, wcale nie siwych kosmyków – spojrzał na zegarek, dochodziła ósma. Mimo że tego nie chciał, musiał przerwać sprzeczkę między swoim partnerem a zirytowanym dzieciakiem. Poprawił kołnierzyk koszuli, którą miał na sobie i z całą dobrocią w głosie, na jaką było go stać, zwrócił się do Jake'a... a może Jacka?
– Młody, mam świetny plan. Pójdziemy na dwór, pobiegasz za patykiem czy co tam lubią chłopcy w twoim wieku, a ja z nim – wskazał Eliota – zajmiemy się sobą.
Brązowowłosy zastanowił się głęboko i ostatecznie skinął głową. Blondyn jak na tego trochę bardziej rozważnego zaczął głośne i nudne rozważania, czy o tej godzinie chłopak nie powinien już spać. Wtedy Jake spojrzał na niego co najmniej jakby go obraził i odparł, jakby to coś więcej tłumaczyło:
– A co ja mam cztery lata?
Jak na wspaniałych opiekunów przystało, zignorowali jego pytanie, które i tak było najpewniej retoryczne. Szybko się zebrali i wyszli z mieszkania, a Simon uprzednio zgarnął jeszcze wino z blatu.
Żarty żartami, ale naprawdę wolał spędzić ten wieczór we dwoje. Sami. Może nie był duszą romantyka, ale jakieś tam uczucia posiadał. Zresztą ulokował je w pewnym blondynie, trzymającym go teraz za rękę.
Całą trójką dotarli na plac zabaw, bo wszystko zawsze kończyło się właśnie tam. Jak mówili, rzucili chłopakowi patyk, który po chwili dezorientacji wzruszył ramionami i za nim pobiegł. Byli więc teraz tylko we dwoje.
Gwiazdy na niebie dodawały klimatu, gdy Simon odkorkował wino. W niebieskich oczach odbijały się wszystkie lata spędzone razem, chwile, te śmieszne i niekoniecznie, oraz miliony emocji. Delikatne światło pobliskiej latarni oświetlało jego piegi, a teraz i jakieś zmarszczki. Eliot kochał każdą jedną, nieważne jak banalnie to brzmiało.
Usiedli na brzegu piaskownicy w tych eleganckich koszulach, z ułożonymi włosami i z o wiele za dużymi, by nazwać je normalnymi, uśmiechami. Jak sprzed lat blondyn ułożył głowę na ramieniu Simona i chcąc nie chcąc zaczął wspominać.
Wszystko zaczęło się od łopatki rudzielca i rzekomej kradzieży, tutaj, dokładnie tu. Może i był sentymentalny, ale kochał ten plac zabaw, bo dzięki niemu poznał najbardziej denerwującą osobę na ziemi, która właśnie wypiła jedną trzecią butelki, oczywiście, prosto z gwintu. Klasa.
Ale kochał go, cholera, naprawdę tak było, a że był dobrym mężem, partnerem, a przede wszystkim przyjacielem, wyrwał mu wino z ręki i upił kilka sporych haustów. Ignorował marudzenie partnera, dopóki ten bezczelnie nie stuknął mu butelki, powodując, że oblał sobie całą koszulę.
– Simon, ile ty masz lat? – jęknął Eliot, pocierając materiał.
– Osiemnaście. Mentalnie – dodał, widząc ten rozbawiony wzrok.
Blondyn czując, że w szkle jest jeszcze jakaś resztka alkoholu, chlusnął nią w twarz zdziwionemu takim obrotem spraw mężczyźnie. Uśmiechnął się z należytą powagą.
Simon uniósł tylko wdzięczny środkowy palec, ale zaraz parsknął, a Stairs no cóż, nie był gorszy. Thorn pochylił się po chwili, położył dłoń na policzku z lekkim zarostem i pocałował swojego partnera, w ten sposób przekazując wszystkie swoje myśli i pragnienia.
Eliot rozumiał, bo jak mógłby nie, swojego najlepszego przyjaciela od prawie czterdziestu lat.
Odsunęli się od siebie z podobnym, rozmarzonym wyrazem twarzy. Rudowłosy nawet otwierał już usta, by coś powiedzieć, ale przerwał im zapomniany pięciolatek.
– Znalazłem patyk – zmęczony, z szerokim uśmiechem wpatrywał się w wytrąconych z równowagi mężczyzn.
Simon głośno jęknął, a Eliot jak zawsze roześmiał się, opierając czoło o klatkę rudzielca.
Zero prywatności.
***
Ogólnie wczoraj wróciłam i spałam po wycieczce 15h, tak że to chyba tłumaczy, czemu nie dodałam rozdziału w dniu powrotu, haha.
Ostatni rozdział ,,Przyjaciół" dodam najprawdopodobniej w niedziele.
CZYTASZ
Przyjaciele
Short StoryZnali się od tej przeklętej piaskownicy, gdy liczyło się jeszcze, kto ma lepszą łopatkę. Jakimś dziwnym trafem zaprzyjaźnili się i w tym stanie wytrwali. Tylko, czy to, aby na pewno była zwykła przyjaźń? ©i_feel_so_stupid, 2019. *Malunek z okładki...