Eliot Stairs załamał ręce i westchnął na widok stosu podręczników, które czekały aż otworzy, chociaż jeden. Piękna, słoneczna pogoda wcale nie pomagała mu się zebrać do nauki. Przez okno w swoim pokoju miał widok na najbliższy park, obok którego znajdowała się tak dobrze wspominana przez niego piaskownica. Widział, jak jego rówieśnicy szaleją na rampach i sam nie mógł usiedzieć na miejscu. Chciał już wyjść z tych czterech ścian, poćwiczyć trochę nowych trików na desce.
Odnalazł w niej kilka miesięcy temu swojego powiernika i drugiego – oczywiście zaraz po Simonie – najlepszego przyjaciela. Gdy tylko czas i pogoda na to zezwalały, brał przedmiot na kółkach i jeździł.
Tak więc wpatrywał się w to przeklęte okno, które w tamtym czasie wyklinał ponad wszystko i jęknął. Wiedział, że będzie musiał się zebrać w sobie, by pouczyć się, chociaż trochę. Nie chciał zawalić tych klasówek, były one ostatnimi przed feriami. Już na starcie wiedział, że to będą długie i nudne godziny.
Zaczął czytać pierwszy akapit z działu, który właśnie przerabiali. Na co było mu znać liczbę populacji jakiegoś miasta w Chinach, niech ktoś mu to wytłumaczy. Oczy same się zamykały, dlatego gdy drzwi jego pokoju zostały otwarte, poczuł jednocześnie złość, bo ktoś śmiał przerwać jego zacną naukę, ale i wdzięczność. Tą osobą nie był nikt inny jak pewien ognistowłosy nastolatek, który wparował do pokoju Eliota, robiąc przy tym standardowy dla siebie hałas. Rzucił się na łóżko przyjaciela, nie zważając, czy ten robi coś ważnego. Uśmiechał się do siebie głupio.
Stairs, nawet za długo ze sobą nie walcząc, wskoczył na łóżko obok chłopaka, zostawiając naukę na później. Przynajmniej tak sobie wmawiał.
– Jest świetna pogoda, idziemy podbijać świat, stary – rzucił rudy.
Eliot tylko parsknął śmiechem, narażając się na morderczy wzrok niebieskich tęczówek. To nie była jego wina, że Thorn średnio raz w tygodniu rzucał podobnym tekstem, a jak zwykle kończyli przesiadując na rampach, popijając oranżadę z pobliskiego, małego sklepiku. Butelki oczywiście były do zwrotu, nie pijali w plastikowych, bo uważali, że te szklane, jak z lat dzieciństwa ich rodziców miały coś w sobie. Taką trudną do opisania magię.
Nic więcej nie mówiąc, no oprócz durnych docinek, ale to było zupełnie normalne, udali się od razu za namową blondyna do parku. Wziął oczywiście ze sobą deskorolkę, bo jakżeby inaczej. Simon wbiegł na górę rampy, bo sam nie umiał, mimo że próbował się wiele razy nauczyć jeździć na desce. Zawsze wolał przyglądać się dobremu w tym Eliotowi, ale najciekawiej było, rzecz jasna, gdy coś mu nie wychodziło i zaliczał przysłowiową glebę.
Blondyn próbował wykonać nowy trik, który podpatrzył w Internecie. Dopiero przy czwartym podejściu wyszedł, usłyszał wtedy klaskanie, więc spojrzał w górę. Oczywiście hałas robił rudzielec i ich koleżanka Lindsay – była optymistyczną brunetką i zarazem najbliższą im, zaraz po sobie nawzajem oczywiście, osobą.
– Chodź tu do nas pogadać! – krzyknęła.
Jak chciała, tak zrobił, więc już po chwili zmachany wskoczył na miejsce między swoimi znajomymi. Oparł się o metalową ramę, w dłoniach nadal trzymając ukochany przedmiot.
– Nie zgadniecie, czego się wczoraj dowiedziałam. Możesz zacząć się cieszyć – zwróciła się do zaciekawionego Eliota.
– Więc? – ponaglił ją rudy, jak zawsze niecierpliwy.
– Malia podobno pytała Victorię, a ta z kolei Sebastiana, a on Petera, gdzie on spytał się mnie, czy masz kogoś. Odpowiedziałam, oczywiście, że jesteś wolny – zachichotała zadowolona.
– No, Eli, ładna jest i jak z nią gadałem to miła, i nie głupia. – Simon patrzył na przyjaciela z uznaniem.
Eliot jedynie pokiwał głową i spuścił wzrok, bawiąc się palcami. Nie wiedział w ogóle, jak przekazać innym, a przynajmniej rudemu, prawdę, którą potwierdził kilka miesięcy wcześniej, gdy Masonowi ze starszej klasy w szatni, połączonej ze szkolnymi prysznicami ściągnęli ręcznik, którym był przepasany, pozostawiając go tak naprawdę... nago. Pomijając ich głupie zachowanie, blondyn pamiętał, jak zaczęły piec go poliki, gdy tylko przyjrzał się koledze. Do tej pory dziękował opatrzności, że nikt nie zwracał na niego uwagi, jego zarumieniona buzia mówiła wiele, chociaż to nie było najgorsze. Gorsze nadeszło w sumie dopiero, gdy spojrzał w dół i dostrzegł, że miał problem z za ciasnymi spodenkami z pewnego, dość jasnego powodu.
Zerwał się wtedy z lekcji, narażając się na pytania rodziców i Simona, ale zwyczajnie musiał pomyśleć. Czternaście lat i pięć miesięcy miał, gdy zrozumiał, że nie podobają mu się dziewczyny.
Nawet śliczna Malia.
Czuł na sobie spojrzenia przyjaciół, a słysząc ich pytania, czy wszystko gra, uniósł głowę. Postanowił wyjawić wszystko tu i teraz.
Jednak przerwał mu dzwonek telefonu. Opatrzność znowu okazała mu wsparcie, ponieważ po chwili został sam z zaniepokojonym rudzielcem. Lindsay musiała iść wcześniej do domu, bo "miała syf" w pokoju, tak przynajmniej nazwała to jej mama, która jak wiadomo była pedantką i nie raz kazała wracać córce z drugiego końca miasta, by nauczyć ją porządku.
Nadal czuł na sobie spojrzenie Simona. Uznał, że nie ma dobrego sposobu, żeby wyznać coś takiego, dlatego jak to bywało z nim, kiedy się stresował, poleciał z grubej rury.
– Wszystko dob...
– Jestem gejem.
Przerwał mu i spojrzał prosto w oczy. Z początku jego twarz wyraziła zaskoczenie, by po niedługiej chwili ostatecznie lekko się uśmiechnąć, co pozwoliło odetchnąć Eliotowi, jeszcze zanim w ogóle usłyszał słowa Simona.
– Dobra, skoro nie Malia, to może – zamyślił się i rozejrzał po parku – on – wskazał na czarnowłosego chłopaka, jedzącego lody.
Blondyn jedynie zaczął się śmiać, nie dowierzając w niego. Czy on naprawdę już zaczął mu szukać chłopaka? Do jego śmiechu dołączył ten rudowłosego, który z żadnym stopniu nie okazywał złości czy chociażby zniesmaczenia. Eliot sam nie wiedział, czego się spodziewał.
– Nie przeszkadza mi to, jeśli chcesz wiedzieć. Nawet dobrze, nigdy nie pokłócimy się o dziewczynę – ponownie parsknął.
Eliot tylko lekko szturchnął go w ramie, by zaraz przytulić chłopaka. Bez słów wyraził tak swoją wdzięczność. Trwali w tym stanie, dopóki znajomi od trików nie zawołali blondyna na kolejne próby i ćwiczenie nowych umiejętności. Z uśmiechem na ustach zszedł na dół.
Na razie wiedział tylko Simon Thorn, ale dla niego znaczyło to o wiele więcej, niż zdanie kogokolwiek.
***
Dla jasności - to logiczne, że Eliot już wcześniej myślał, że mogą podobać mu się chłopcy, a sytuacja przedstawiona powyżej po prostu zaważyła na jego osądzie ;)
Cierpię, bo koniec majówki, mimo to miłej egzystencji XD
CZYTASZ
Przyjaciele
Short StoryZnali się od tej przeklętej piaskownicy, gdy liczyło się jeszcze, kto ma lepszą łopatkę. Jakimś dziwnym trafem zaprzyjaźnili się i w tym stanie wytrwali. Tylko, czy to, aby na pewno była zwykła przyjaźń? ©i_feel_so_stupid, 2019. *Malunek z okładki...