Jedenaście lat

5.2K 543 383
                                    

Eliot poprawił odruchowo włosy, nim zapukał do drzwi domu Simona. Czekał chwile, ale nikt nie otwierał, za to dało się usłyszeć podniesione głosy, z czego jeden na pewno należał do rudego potwora. Nie zastanawiając się nad tym za wiele, wszedł do środka. Teraz dokładniej słyszał rozmowę, a raczej kłótnie.

Minął krótki i dosyć wąski korytarz, wchodząc do kuchni, skąd dochodziły głosy. Niski rudowłosy machał rękoma, krzycząc coś do mamy, która tylko podtrzymywała głowę na ręce. Wyglądała jakby była o krok od załamania nerwowego, ewentualnie wyrzucenia Simona na bruk.

Eliot nienawidził obserwować, jak jego koledzy kłócą się z rodzicami, a już zwłaszcza Thorn, tak bardzo nie wiedział, co ma wtedy robić. Czuł się nie na miejscu. Tak było i tym razem.

– Dzień dobly? – Bardziej zapytał niżeli powiedział.

Dwie głowy gwałtownie obróciły się w jego kierunku. Mama Simona wyglądała jakby wybawił ją z sytuacji, a sam rudzielec wskazał na niego palcem i przyciągnął bliżej za dłoń. Eliot nie opierał się, przyjaciel ciągle trzymał go za nadgarstek, więc przesunął odpowiednio swoją dłoń, więc teraz trzymali się za dłonie. Tak po prostu było wygodniej.

– Eliot, powiedz mojej mamie, że dzisiaj są urodziny Toma i musimy iść, prawda? – wlepił w niego wzrok sugerujący, że musi go poprzeć.

Ale Eliot to Eliot.

– Tom ma ulodziny? – spytał zdezorientowany.

Thornowi zaczęła drgać powieka, ale wziął głębszy oddech i uśmiechnął słodko, kiwając głową. Nadepnął też z całej siły, tak, by jego mama tego nie widziała, na stopę blondyna, który otworzył szerzej oczy, ale nie wydobył z siebie dźwięku, bo dobrze wiedział, że w przeciwnym wypadku nie wyszedłby z kuchni żywy.

– No tak, zapomniałem – zachichotał sztywno, odwracając się do mamy Simona.

Kobieta nadal miała nietęgą minę i nie widziało jej się wypuszczać dzisiaj z domu syna nigdzie indziej jak tylko do szkoły. Miał pomagać sprzątać na Wielkanoc, w końcu sam kurz się nie zetrze.

– Miałeś posprzątać w pokoju, a nie włóczyć się z kolegami. – Widząc proszącą minę syna, przestąpiła nerwowo z nogi na nogę i przeniosła spojrzenie na speszonego Stairsa. – Będziesz na tych urodzinach?

Eliot poczuł jak Simon ponownie położył swoją stopę na jego bucie w akcie ostrzeżenia, jego odpowiedź zależała od tego, czy pójdzie do szkoły ze spuchniętą nogą. Tego nie chciał oczywiście.

– Tak, jasne. W końcu dwan...

– Trzynaście – kaszlnął cicho Simon.

Eliot skinął ledwo dostrzegalnie głową i uśmiechnął się, tak jak to matki uwielbiały, do pani Thorn.

– W końcu trzynaście lat kończy się tylko laz.

Niewielka, aczkolwiek zabójcza, stopa zniknęła z jego buta. Tak samo mała piegowata dłoń wysunęła się z jego własnej, gdy niższy chłopiec założył ręce na piersi, wpatrując się z wyczekiwaniem w mamę.

Blondynek od razu poczuł pustkę, spojrzał teraz na swoją samotną lewą dłoń, ale zaraz potrząsnął głową, wracając do poważnych negocjacji rodziny Thornów.

– No dobrze – westchnęła niechętnie kobieta, zwieszając ręce zrezygnowanie – ale gdy tylko wrócisz pokój ma błyszczeć. Rozumiesz, Simon?

Rudy już otwierał buzię, by coś powiedzieć. Kobieta wywróciła oczami i odparła, nim w ogóle się odezwał:

– Nie, Eliot ci nie pomoże, leniu.

Blondyn spojrzał na rudego i sam wzniósł oczy do nieba, kręcąc głową z niedowierzaniem. I tak by mu nie pomógł. Preferował raczej naśmiewanie się z przyjaciela, gdy zmarnowany będzie wycierał półki, samemu leżąc na jego łóżku i pijąc sok.

W sumie wizja sprzątania wyglądała lepiej niż jakieś urodziny Toma, o których nawet nie wiedział. Albo nie został zaproszony.

Rudowłosa kobieta głośno westchnęła i odwróciła się do nich tyłem, zaczynając sprzątać blat.

– Idźcie już, bo się spóźnicie.

Chłopcy pokiwali głowami, a sam Thorn jeszcze uściskał mamę, bo pozwoliła mu ostatecznie iść. Co prawda po piętnastominutowych błaganiach, ale jednak.

Gdy wyszli zbił z Eliotem żółwika, a widząc dziwny wyraz twarzy przyjaciela, spytał, o co chodzi.

– Tom ma ulodziny?

Simon patrzył na niego chwilę, zanim wybuchnął śmiechem. Obdarzył przyjaciela pobłażającym wzrokiem, niedowierzając, że Eliot nie załapał. Pokręcił głową i powiedział:

– Oczywiście, że nie. Nie chciało mi się sprzątać – wzruszył ramionami.

Stairs przekręcił głowę, zauważając pewną lukę w jego mistrzowskim planie przechytrzenia pani mamy.

– Co za lóżnica? Przecież posprzątasz po powlocie albo jutlo w najlepszym lazie. – Nie rozumiał nic i tego nie ukrywał.

Rudy uśmiechnął się sprytnie i poklepał blondyna po policzku, przy okazji zakładając buty, kucając naprzeciwko drzwi i Eliota, a tyłem do korytarza.

– Jak wrócę, będę udawał chorego oraz, że się przeziębiłem, wtedy na pewno mama posprząta za mnie.

Zaczął wiązać drugiego buta, ale nie słysząc żadnej reakcji od przyjaciela, uniósł głowę. Eliot miał zaciśnięte usta i wskazał głową coś za plecami chłopaka.

Simon zacisnął oczy i przełknął ślinę, odwrócił się i wyszczerzył głupio, gdy zobaczył mamę, trzymającą dłonie na biodrach. Ups.

– Teraz to już nie wyjdziesz z domu przez jakieś dwa tygodnie i pomożesz mi posprzątać caluteńkie mieszkanie, a nie tylko swój pokój. – Udała zamyślenie i dodała: – Ktoś powinien porządnie wyszorować toaletę. – Uśmiechnęła się zwycięsko i wróciła do kuchni.

Simon jęknął donośnie i poniósł się z miną pełną wyrzutów do rozbawionego blondyna, który nie mógł już wytrzymać dłużej i zaczął chichotać.

– Chodź, panie Przebiegły, mamy szkołę – uśmiechając się, przepuścił niższego w drzwiach.

***

Wesołego jajka!

Idk, co się mówi na Wielkanoc XD

Simon to stan umysłu.

PrzyjacieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz