Rozdział 9

8.7K 263 8
                                    

Dzisiejsze niebo było pochmurne, padał deszcz i atmosfera była gęsta. Nie czułam się dzisiaj najlepiej. Kiedy tylko rano się obudziłam miałam dziwne przeczucie, że dzisiaj coś się stanie. Jeszcze ta pogoda... Leniwym krokiem powędrowałam do kuchni. Matta już nie było, zostawił mi kartkę, że musiał jechać wcześniej do pracy. Zjadłam uszykowane śniadanie przez Matta i sama ruszyłam w stronę mojej pracy. Po dotarciu na miejsce, w kawiarni panowała cisza. Gdzie są wszyscy? Otworzyłam więc kawiarni i pierwsi klienci z parasolkami wtargnęli do środka ogrzać się i napić mocnej kawy aby się obudzić. Byłam sama aż 2 godziny, a dzisiaj miałam być na zmianie razem z Martiną. Coś musiało się stać. Byłam niespokojna i przerażona jednocześnie Nikt nie odbierał ode mnie telefonu. Nawet Matt. Wiem, że ma spotkanie ale zawsze wysyłał wiadomość, że ma w tej chwili ważne spotkanie i odezwie się później. Siedziałam za ladą i nerwowo stukałam palcami o blat. Coś się stało czułam to. Tylko co? Było mało klientów dzisiaj zważając na tą paskudną pogodę. Co się dziwić, każdy chciałby teraz leżeć w ciepłym łóżeczku z kawą. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie trzask drzwi do kawiarenki. Uniosłam głowę do góry i ujrzałam przerażoną twarz przyjaciółki. Szybko wstałam i pobiegłam do niej. Stała przestraszona.

- Marti, co się stało? Gdzie ty byłaś tyle czasu? Nikt nie odbiera ode mnie telefonu ani ty ani nawet Matt.- ja sama stałam się nerwowa.

- Cam... był...  - nie mogła skleić zdania w całość. Zaprowadziłam ją do stolika i dałam wody. 

- Camilla... on tam był...-  jej spojrzenie wpatrywało się we mnie.

- Kto był? Gdzie?

- Był wypadek na głównej drodze. Tir stracił panowanie przez deszcz i wjechał w samochód osobowy - o boże.

- Nic Ci nie jest Martina.. - nie dała mi skończyć.

- Camilla w tym samochodzie był Matthew.

W tym momencie mój świat się rozpadł na kawałki. Moje dłonie automatycznie znalazły się na ustach a z oczu poleciał strumień łez. Płakałam całą sobą i krzyczałam. Chciałam, żeby to był sen. Żeby to był pieprzony sen.

- Nie powiedz,że to nie prawda. Błagam - mówiła przez płacz - Błagam powiedz, że on żyje. On musi żyć. Nie - zaniosłam się płaczem i upadłam na kolana.

- Cam on żyje, zabrali go natychmiast do szpitala. Jest silnym mężczyzną i am dla kogo żyć. Chodź musimy jechać do szpitala. 

***

Nie mogłam usiedzieć w poczekalni. Siedziałam przed salą operacyjną razem z rodziną Matta. Wszyscy byli przerażeni. A ja? Z moich oczu wciąż kapały łzy. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Chciałam się obudzić. Ale to nie był pieprzony sen. To była rzeczywistość. Czemu kurwa dzisiaj musiała być taka pogoda? Czemu musiała jechać tamtą ulicą? Dlaczego on? Kiedy w moim życiu zaczyna się układać nagle staje coś gorszego. Dlaczego Matt? To ja powinnam tam leżeć za niego. To ja powinnam cierpieć. Nie on. Nie mój bohater, mój mężczyzna. Teraz? Naprawdę teraz? Teraz kurwa kiedy zaczęłam wierzyć, że moje życiu może się zmienić, kiedy się już zmieniło wraz z pojawieniem się tego człowieka w kawiarni. Życie mnie nie nigdy nie oszczędzało i to jest na to dowód. Zawsze musi być pod górkę. Czy to tak trudno zrozumieć, że chce odrobiny spokoju, szczęścia i miłości mężczyzny, który leży na sali operacyjnej. Matt wróć do mnie.  Płakałam. Nie kontrolowałam tego.

- Błagam, wróć do mnie - poczułam dłonie na moich ramionach. Spojrzałam na mamę Matta.

- Wróci do Ciebie kochanie. Jest silny i ma dla kogo wrócić.- dodała mi otuchy.

- Nie mogę go stracić. Kocham go - powiedziałam patrząc się ze łzami w oczach na Panią Henderson.

- Kochanie kochacie się oboje. Od was aż bije miłością. Jesteście dla siebie stworzeni.  Na nikogo jeszcze tak nie patrzał jak na Ciebie. Z miłością i troską. Jesteś dla niego oczkiem w głowie.

Nigdy więcejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz