Żyć czy umierać? Zastanowię się.

645 95 59
                                    

- Jak to kurator? - mimo przespanego całego dnia byłem ledwo żywy. Plisetsky zniknął, gdy jeszcze spałem i wrócił dopiero po kilku godzinach. Nie wnikałem w to, gdzie się zapuszcza, był prawie dorosłym chłopakiem, a ja nie poczuwałem się do obowiązku, żeby go niańczyć. Ale wzmianka o kuratorze trochę mnie zdezorientowała, zwłaszcza po ostatniej wizycie na policji. 

- Zorientowali się, że od kilku miesięcy nie pojawiłem się w sierocińcu, nie wspominając już o szkole. 

- Tak jakbyś nie mógł raz na miesiąc tam iść na odwal się - jego nieodpowiedzialność narzucała nam na głowę zainteresowanie różnych instytucji, a to nie było, ani mi, ani jemu teraz do niczego potrzebne. Po śmierci Mikaela wszystko się zmieniło na naszą niekorzyść, zwłaszcza moją. Nie chciałem przez nieuwagę demona trafić za kratki. 

- Teraz jesteś mądry.

- Mam ci tłumaczyć tak oczywiste sprawy?

- Nic nie musisz mi tłumaczyć! Mam własne życie, wspomniałem o tym tylko dlatego, żebyś potem się nie czepiał. 

Z łomotem opadającego krzesła wstał i powędrował do łazienki, gdzie zatrzasnął się na zasuwkę i od razu odkręcił kran, żeby nalać wodę do wanny. Obrażał się jak małe dziecko. Kto miał mu wypominać takie sprawy, jeśli nie ja? Nie miał matki, ojca, ani żadnego pierdolonego krewnego. Miał tylko mnie, a wypinanie się na jedyną osobę, która jako tako się nim interesuje to czysta głupota. 

Zrobiłem sobie mocną kawę. Zupełnie odpuściłem egzaminy zostawiając wszystko na wrzesień, nie miałem najmniejszych szans na zdanie ich  w terminie. Z łazienki dobiegał do mnie szum wody, a w mieszkaniu zrobiło się cieplej od parującego gorąca. Plisetsky lubił kąpać się praktycznie we wrzątku, uważał, za przyjemne parzące mrowienie i czerwienienie skóry, jak u raka. Buchająca para z gorzkiego napoju jeszcze bardziej potęgowała we mnie uczucie gorąca. Podniosłem się z siedziska na parapecie jaskółki spoglądającej z poddasza budynku i w kilku krokach pokonałem cały pokój. Załomotałem w drzwi łazienki. 

- Wychodź stamtąd! 

Zero odzewu denerwowało mnie jeszcze bardziej niż zaborcze NIE. 

- Ogłuchłeś tam?! - uderzyłem w drzwi jeszcze mocniej, aż drgnęły w zawiasach pod naporem mojej siły. Nacisnąłem na klamkę. Zaryglowane od środka. Uderzenie odbiło się na popękanej skórze mojej dłoni. Na pożółkłych drzwiach został niewielki, czerwony ślad. 

- Plisetsky kurwa... pogadajmy na spokojnie. 

- Uspokój się, wtedy wyjdę - odezwał się dosyć cicho. Czy on się bał? 

- Jestem spokojny. Wyjdź. Proszę - zacisnąłem pięści aż do bólu. Nie wiedziałem czy to jego strach mnie bardziej frustruje, czy samo to, że muszę stać pod tymi drzwiami jak idiota i czekać na jego łaskę. Chyba wyłapał mój fałsz, bo nie słyszałem chlupoty wody i poruszanego ciała. Dobrze znał się na takich gnidach, jak ja. Spokojny ton nie oznaczał, że przestałem być zagrożeniem. 

- Wyjdę. Później. 

- Jak chcesz kurwo! 

Wkurwiony kopnąłem w drzwi i wróciłem na swoje miejsce przy szybie wychodzącej na ulicę przed kamienicą. Złapałem za kubek, zanurzyłem w nim górną wargę, żeby poparzona dała odrobinę ukojenia moim nerwom. Siedział tam 10 minut, 15, pół godziny. Dopiero po 50 minutach, kiedy mój kubek stał już pusty, a ja pogrążyłem się w czytaniu psychodramy, wreszcie zamek zaskrzypiał, a drzwi otworzyły się wypuszczając ze środka chmurę pary. Nawet nie oderwałem spojrzenia od tekstu, gdy usiadł na przeciwko mnie i podkulił nogi aż do brody. 

Zagubieni II Otayuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz