Powrót do normy

566 87 18
                                    


Była 10. Może 11. Nawet 12 nie byłaby zdziwieniem. Dopiero, gdy słońce stało wysoko, pojawił się w mieszkaniu. Pierwsze kroki pokierował do łazienki. Odbicie w lustrze stało się obrazem jego wnętrza. Na policzku piekła go jeszcze nieświeża rana. Mocno cięta, dosyć płytka, nie przedziurawiła mu policzka na wylot. Zaschnięta krew tworzyła jeden, wielki strup w kształcie spływających zacieków.

Nie czuł nic. Atak paniki jaki złapał go na ulicy był jak eksplozja. Wszytko co się w nim wzbierało przez ostatnie parę miesięcy wybuchło dominując strachem i silnym lękiem. Ale emocje opadły, to co miało z niego ujść, odeszło, a on został sam. Z pustą głową i spokojem na sercu.

- Widzę, że znalazłeś drogę do domu.

Beka stanął w otwartych drzwiach łazienki.

- Myślałem już, że przetrącili ci kark i leżysz w jakiejś bramie. Ale w sumie, mówiliby o tym w wiadomościach. W końcu już południe.

- Cieszyłbyś się? - nachylił twarz nad zlewem. Słowa ledwo mogły wyjść przez zaciśnięte gardło pod zgiętym karkiem.

- Czy ja wiem. Musiałbym się stąd wyprowadzić, znowu by mnie przesłuchiwali, kolejny potencjalny trup na mojej liście. Za dużo kłopotów.

- I tyle? Tylko to by cię martwiło?

- A co? Pytasz, czy płakałbym nad twoim ciałem?

- Wiem, że nie.

- To po co głupio pytasz?

- Głupotą zwykle idzie w parze z naiwnością.

Nadal nie wszedł wgłąb łazienki. Opierał się o framugę drzwi i patrzył na zgarbione plecy.

- Gdzie byłeś?

- A co za różnica? - odkręcił kran, zimną wodą opłukał dłonie. Zrobił z nich łódeczkę i nabrał ją, ochlapując sobie twarz.

- W sumie żadna - chciał odejść, ale Jurij postanowił skorzystać z okazji, gdy jest mu wszytko jedno.

- Być może Madina tu dzisiaj przyjdzie.

- Co?

- Będzie chciała cię przekonać do powrotu.

- Skąd wie gdzie jestem? - wreszcie zrobił dwa kroki bliżej. Zatarł granicę między obojętnością, a ukrywaną chęcią świadomości tego co się działo.

- Powiedziałem jej.

Milczał. Jurij nie potrzebował tłumaczenia się, jeśli Beka ma być zły, to będzie, a to jakich argumentów użyje nic mu nie da. Obrócił się w stronę bruneta. Nawet jeśli zdziwił się on raną widniejąca na twarzy Jurija, to w ogóle tego po sobie nie pokazał.

- Powiedziałeś.

- I tak w końcu by się dowiedziała.

Spokój tej chwili był złudny. Jurij dobrze zdawał sobie sprawę, co dzieje się we wnętrzu starszego. Jego twarz mogła być stoicka, a emocje płytkie, ale niektórych spraw nie potrafił bagatelizować. Kwestia rodziny była jego zapalnikiem.

- Przyjdzie dzisiaj, tak? - zadał pytanie zupełnie spokojnie.

- Prawdopodobnie. Nie wiem na sto procent.

Odległość między nimi zmalała.

- Chcesz, żebym odszedł? - zaskoczył Otabek. Ton z jakim zadał pytanie był odrobinę proszący, jakby na prawdę zależało mu na jego opinii.

- Nie.

- Dlaczego?

- Dobrze wiesz dlaczego.

Zagubieni II Otayuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz