Otabek pov.
Zmuszałem się do malowania. Codziennie na nowo. Myślałem, że tym sposobem uda mi się wyrzucić resztkę emocji, do odczuwania, których zmuszał mnie Demon. Kiedyś mi to pomagało, teraz problemy mnożyły się jak bakterie. Plisetsky zgodnie z nakazem kuratora, poszedł do pracy. Miał pojawiać się tam trzy razy w tygodniu. I ja myślałam nad znalezieniem czegoś na wakacje. Z zaoszczędzonych pieniędzy nie zostało wiele. Marnowanie czasu w mieszkaniu stało się dla mnie zbyt naturalne. Nie chodziło o wyrzuty sumienia, ale potrzebowałem środków do życia, a na pomoc matki liczyć nie mogłem.
Kupiłem jedno płótno i najtańszą sztalugę. W domu miałem lepszą, ale nie chciałem się tam pojawiać. Na pewno nie niezapowiedziany, kiedy istniało prawdopodobieństwo, że spotkam JJ'ia. Farby zdążyłem zabrać przy wyprowadzce, choć wyglądała ona dosyć chaotycznie. Musiałem szarpać się wtedy z matką, która nie zamierzała łatwo odpuścić.
Postanowiłem namalować krajobraz za oknem. Zwykła szara ulica urozmaicona małym smaczkiem. Za winklem bramy wjazdowej, ledwo oświetlona majaczyła ciemna postać, a na rogu nieotynkowanej ściany widniał prawie, że niewidoczny ślad krwi.
Każdy szczegół zajął mi czas do wieczora, ale skończyłem obraz. Zostawiłem go do wyschnięcia przy otwartym oknie. Wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Wytarłem brudne ręce, nie chciałem zostawiać wszędzie śladów farby. Drzwi otworzyłem automatycznie, bez wstępnych analiz, że może powinienem sprawdzić, kto postanowił mnie odwiedzić.
- Dobry wieczór Otabek.
Głos należał do mojej przeszłości, pamiętałem go z nocnych, nieprzespanych koszmarów i narkotykowych schiz. Było za późno, żeby zamknąć drzwi i odciąć się od jego toksycznej obecności. Twarda gula stanęła mi w gardle, przez co ciężko było mi oddychać.
- Pan Nikiforov.
Miał taki miły głos. Taki sam, jak wtedy, gdy pierwszy raz zaprosił nas do swojego szkolnego gabinetu psychologa, próbując uporać się z bałaganem. W czasie, kiedy wszytko było iluzją i moją zakłamaną rzeczywistością. Prawda spadła mi na głowę, jak ten komediowy fortepian na komika w czarno-białej produkcji filmowej. Zawiodłem się na nim, doprowadził do samobójstwa dziecka, zmanipulował nas wszystkich, oszukał, wykorzystał, takiego zła nie spodziewałem się napotkać na swojej drodze.
- To pan.
- Ja - uśmiechął się - mogę wejść?
Pozorant. Po co pytał? Chciał mi udowodnić, że nie mam żadnej władzy, nawet we własnym mieszkaniu. Nie powstrzymałbym go, ani mentalnie, ani siłowo. Odsunąłem mu się z przejścia.
Przekroczył próg, wcześniej wycierając skórzane buty z połyskiem, o wycieraczkę. W pełnym ubraniu wierzchnim powędrował przez krótki korytarzyk i wszedł do salonu. Wyglądał dobrze, bardzo dobrze. Widać, że odzyskane pieniądze nie poszły na marne, o ile jego nienaganne ciuchy i wygląd światowego biznesmena można uznać za ,,niezmarnowane,, środki.
Przyciągał aurą. Wywoływał efekt aureoli. Piękni ludzie nie mogą być źli, każdy by mu zaufał. Nie tylko kobiety, był jak afrodyzjak, jak bajecznie drogie, wytrawne wino. Oparł parasol zakończony srebrną rączką o szklaną ławę i usiadł w fotelu, odpinając guzik marynarki.
- Ładny obraz - wskazał na moje dzisiejsze dzieło - masz talent.
- Po co pan wrócił?
- Od kiedy jesteś taki bezpośredni?
- Trochę się zmieniło od pańskiego odejścia.
- Nie tylko u ciebie.
Przez moment myślałem nad pytaniem skąd wie gdzie mieszkam, ale czy miało to sens? Nikiforov był nieobliczalny, mógł mieć wtyki wszędzie. Obserwować nas, podsłuchiwać. Nie. Wpadałem w paranoję.
CZYTASZ
Zagubieni II Otayuri
Fanfiction|Zakończone| Druga część opowiadania ,,Zagubieni,,. Beka i Yuri mieszkają razem pół roku. Pół roku od zdarzenia w mieszkaniu Victora i połączenia ich losów na stałe. Pół roku życia w świadomości posiadania defektu, walki z rodziną, nienawiści połą...