Anonimowe źródło

538 84 48
                                    

Sceny przemocy! Znęcania się psychicznego i fizycznego! 18+

Jurij pov. 

Impreza okazała się domówką na obrzeżach miasta. Madina miała niezłe znajomości, chyba wybrałem nie tę połówkę rodzeństwa, którą powinienem. Cały czas trzymała mnie za rękę. Widziałem w jej oczach  strach. Bała się takich tłumów ludzi. Mimo, że wszyscy goście byli w moim wieku czułem się od nich tak odrębny. Uśmiechałem się pod nosem słuchając ich wymuszonych przekleństw, niewinnych pocałunków i alkoholu w kubeczkach. Dom gospodarza był jak wielka forteca i miał chyba wszystkie udogodnienia jakie mogłem sobie wyobrazić. Od razu przez myśl przebiegł mi obraz mieszkania po ciotce w sypiącej się kamienicy. 

- Jurij, to jest Lidia, to jej dom i jej impreza. 

Kiwnąłem tylko głową, nawet nie miałem ochoty otwierać ust. Przyjrzała mi się z błyskiem w oku i jakąś szybką, niebezpieczną myślą. 

- To twój chłopak Madi?

- Tak, od niedawna - przewróciłem oczami, ale dziewczyna uznała to za przejaw mojej obojętności, a puste laski zawsze leciały na bad boyów - nie chodzi do naszej szkoły. 

- No właśnie nie kojarzę cię... Jurij, tak?

- Tak! - odpowiedziała Madina za głośno i za szybko. Była tak zdenerwowana, że aż zrobiło mi się jej trochę żal, a gdyby nie wciągnęła mnie tu podstępem, to pewnie nawet bym jej współczuł. 

- Bawcie się dobrze, wrócę do was później, to pogadamy - odbiegła w stronę drzwi frontowych, by wpuszczać kolejnych gości. 

Przeszliśmy dalej, gdzie wielki salon aż pękał w szwach, a za nim, dużymi, szklanymi drzwiami wychodziło się na rozległy taras. Wziąłem ze stołu niebieski kubek. Sikacz w środku śmierdział jakimś owocowym, słodkim gównem. Wypiłem wszystko jednym łykiem, żeby zabić smak, a poczuć tylko procenty, natychmiast łapiąc za drugi kubek i trzeci. By przetrwać ten wieczór musiałem się znieczulić. Muzyka była zdecydowanie za głośna, ludzie nie mogli przekrzyczeć ani jej, ani siebie nawzajem. 

- Jurij, wyjdziemy na taras? - zapytała Madina ściskając małą torebkę. 

- Chodźmy na górę.

- Co? - wytężyła słuch. Nie chciałem walczyć z dźwiękiem z głośników, dlatego złapałem jej dłoń i pociągnąłem za sobą. Przemknęliśmy między ludźmi. Ktoś szturchnął Madinę, dosyć mocno zderzyła się żebrami z barierką schodów.

- Jak łazisz?! - warknął chłopak w okularach przeciwsłonecznych. Trochę drinka wylało się na białą koszulkę. Był niższy i chudszy ode mnie, ale wyszczekany za dwóch. Trzymał kurczowo za rękę swoją dziewczynę w drogiej, perłowej sukience  - ale z ciebie pokraka, ja pierdole! Mam cię nauczyć jak się chodzi idiotko!? 

Widziałem jak łzy stają jej w oczach. Zacisnęła usta w cienką linię. Nie mogłem patrzeć na tę nieporadność. Znów pociągnąłem ją siłą, ale zatrzymaliśmy się za winklem kuchni. 

- Powiedz mu, że chcesz go przeprosić i zabierz na górę. 

- N-nie chcę.

- Zaufaj mi. Ładnie go przeprosimy, nie masz się o co bać - spojrzałem głęboko w oczy dziewczyny, by dodać jej odwagi. Smarknęła i zgodziła się szybkim kiwnięciem głową. 

- Poczekam tam.  

Przeszedłem nad śmiesznie żałosną tasiemką mającą być zakazem - na górę nie ma wstępu. Nawet nie zauważyli jak wspiąłem się po schodach i zanurkowałem w pierwszym znalezionym pokoju. By Madina wiedziała gdzie zniknąłem, powiesiłem na klamce swoją bransoletkę. 

Zagubieni II Otayuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz