Czekałem aż JJ wyjdzie z domu. Wiedziałem, że tam jest, bo zanim Madina przestała się do mnie odzywać mówiła, że z nimi zamieszkał. Krople deszczu spływały po ortalionowym kapturze nasuniętym na moje czoło. Do czego to doszło, że musiałem ukrywać się, chcąc wejść do własnego domu. Wolałem jednak moknąć przez całą noc niż spotkać na swojej drodze tę gnidę. Minęła godzina, może półtorej, ale w końcu wyszedł frontowymi drzwiami, wcześniej całując moją matkę w usta. Ojca nigdy tak nie żegnała, rzadko kiedy w ogóle mówiła słowo na do widzenia. Musiałem zdusić w sobie chęć przerwania im miłosnego gruchotania i przeczekać je ukryty za ścianą deszczu.
Nareszcie wsiadł do samochodu matki i odjechał. Nie byłem w domu może od dwóch tygodni, ale czułem się jakby minęło kilka lat. Wszystko zdawało się takie obce, przesiąknięte tym wszędobylstwem pierdolonego JJ'ia. To pewnie wymysł mojego mózgu, ale jeszcze na zewnątrz czułem te tanie perfumy, jakich używał "dla bajery". Podobno miały imitować jakieś kurewsko drogie zapachy. Nie pukałem, w końcu to mój dom i mam większe prawo, by pojawiać się tam niezapowiedziany, niż ten matkojebca.
- Zapomniałeś czegoś kotku? - zacisnąłem mocniej szczękę.
- Najpewniej całego swojego ścierwa. Nie sądzisz, że najwyższa pora, żeby twój kotek się wyprowadził? - powiedziałem wchodząc do kuchni, jakby nigdy nic. Woda kapała ze mnie mocząc deski podłogi.
Matka zamarła słysząc mój głos. Drewniana łyżka zachwiała je się w dłoni, ale zacisnęła na niej palce. Zwróciła się ku mnie z niezrozumiałą miną. Coś między płaczem, krzykiem i strachem.
- Beka.. syneczku - wyszeptała. Ledwo powstrzymałem się od śmiechu. Teraz byłem syneczkiem. W tym właśnie tkwił jej problem. Uważała mnie, czy Madinę za swoje dzieci, tylko wtedy, gdy uznała to za odpowiednie, kiedy pożerały ją wyrzuty sumienia, albo kiedy byliśmy jej do czegoś potrzebni. Czwarta opcja nie istniała. Byłem ciekaw, którą kieruje się w tej chwili - Przyszedłeś.
- Jak widać - usiadłem przy blacie wysepki kuchennej, a ona nieśmiało wykonała kilka kroczków w moją stronę. Próbowałem odgadnąć jak potoczy się ta rozmowa, czego ode mnie oczekuje - Jak życie z nowym chłopakiem?
- Dawno się nie widzieliśmy, a ty od razu zaczynasz temat JJ'ia.
- Możesz wierzyć albo nie, ale to problem numer jeden na mojej playliście.
- Mógłbyś się w końcu z tym pogodzić - drżącą dłonią odłożyła łyżkę i usiadła na krześle obok mnie. Zmarniała przez ostatni czas, wcześniej za bardzo zaślepiała mnie nienawiść, żeby dać radę to dostrzec, teraz widziałem ją z bliska, z czystym umysłem, bez złości. Zamrugała szybko, żeby pozbyć się łez. Jeszcze bardziej szpeciłyby jej zapadniętą twarz.
- Nie przyszedłem tu słuchać twoich pretensji. Nie pogodziłem się z tym i nigdy tego nie zrobię.
- W takim razie po co przyszedłeś?
- Gdzie jest Madina?
- Na górze. Robi zadania na korepetycje.
- Od kiedy ma problemy z nauką?
- Od kiedy życie posypało jej się na głowę. Nie chce się uczyć.
- Czemu patrzysz na mnie, jakby to była moja wina?
- Bo to ty nakręcasz cały konflikt.
Zacisnąłem zęby. Starałem się być spokojnym, ale ona ciągle podjudzała mnie oskarżając jeszcze o nakręcanie konfliktu, który stworzyła sama swoją nieodpowiedzialności i puszczalską naturą. Każde jej słowo brzmiało fałszywie, nieszczerze, ale nie widząc jej oczu nie potrafiłem powiedzieć dlaczego. Nawet naskakiwanie na mnie potrafiła obrócić przeciwko sobie. Była beznadziejna.

CZYTASZ
Zagubieni II Otayuri
Fiksi Penggemar|Zakończone| Druga część opowiadania ,,Zagubieni,,. Beka i Yuri mieszkają razem pół roku. Pół roku od zdarzenia w mieszkaniu Victora i połączenia ich losów na stałe. Pół roku życia w świadomości posiadania defektu, walki z rodziną, nienawiści połą...