Powiedz prawdę

411 80 55
                                    


Yuri pov. 

Przyjdź pod ratusz 

Numer nieznany. 

Podejrzewałem, że to Victor. W połowie drogi do wyznaczonego miejsca nabierałem pewności, a gdy usiadłem na ławce pod ratuszem byłem przekonany, że to właśnie on wysłał wiadomość. Nie bałem się Nikiforova, teraz, ani w czasach szkolnych, kiedy ja grałem ucznia, a on psychologa, tylko jemu jakoś lepiej wychodziła ta rola, dobrze umiał się wpasować, przybrać czyjąś skórę. Ja tego nie potrafiłem i dlatego za gównianą grą ciągnęło się gówniane życie. Gdybym jeszcze oprócz rozumu miał trochę przebiegłości Nikiforova pokonałbym każdą przeszkodę stawianą mi przez pierdolony los. Zamiast napychać mi głowę kłamstwami, którymi raczył wszystkich, mógł mi bardziej zaufać i uchylić rąbka tajemnicy. Najwyraźniej nigdy mi nie zaufał. 

- Dobrze, że jesteś Yuraćka - usiadł obok mnie na ławce. 

Mały placyk przed ratuszem był ponury i cichy, nikt nie spacerował, bo było zbyt chłodno. Noc przyszła zdecydowanie za szybko. Dopiero co wyszedłem z mieszkania zostawiając Otabeka sam na sam z telefonem. Miałem nadzieję dogonić Madinę i wtrącić słówko apropos jej wyprowadzki, ale nie spotkałem jej przed kamienicą. Szybko się ewakuowała. 

- Jaki problem masz tym razem?

- Zaraz problem, może chciałem się z tobą zobaczyć. 

- Odbędziemy rozmowę wychowawczą jak za dawnych lat? 

- Nie mam na to ani czasu, ani ochoty i ty pewnie też. 

- Kiedyś tak nie mówiłeś. 

- Kiedyś, kiedyś. Kiedyś ma to do siebie, że było w przeszłości, a przeszłość zostaje za nami, nie idzie na przód. 

Nie patrzyliśmy na siebie. To mogłoby przywołać jakieś wspomnienia, może sentyment, a po co nam to? I tak mieliśmy za dużo problemów, żeby przejmować się strzępkami tej dawnej relacji. 

- Sam garnąłeś się do pomocy. 

- I teraz oczekuję wzajemności. 

- A myślałem, że to tak bezinteresownie, z dobrego serca. 

- Możesz oskarżyć mnie o wiele, ale na pewno nie o dobre serce - zachichotał. Natychmiast przypomniał mi się ten charakterystyczny chichot, wywoływałem go jakąś głupią uwagą, albo obelgami. Nadal byłem dla niego małym dzieckiem, z którego nawet pyskówkami, a co dopiero zdaniem, się nie liczył . Ciekawe czy do żony też miał taki stosunek, czy miał go do Katsukiego. Wydawało mi się, że jestem bezpieczny, a może jego sentyment i wcześniejsza pomoc przez tyle lat, była przygotowaniem na właśnie taki moment, nie pewny, ale możliwy, gdy to ja muszę wykonać dla niego jakieś zadanie. Czyżby planował aż tak długo na przód oraz tak skrupulatnie? 

- Kiedyś nawet cię o nie posądzałem, nie uwierzyłbym, gdyby ktoś stwierdził inaczej. 

- Wiesz czego próbowałem cię nauczyć przez te wszystkie lata? Żeby w każdej sytuacji i w stosunku do każdego stawiać się na wygranej pozycji. Kiedy wyciągałem cię z kozy, tłumaczyłem przed nauczycielami, odsyłałem opiekunki z ośrodków zamkniętych z kwitkiem, czy usprawiedliwiałem kradzieże i różne występki oczekiwałem, że pewnego dnia mnie zaskoczysz. Że z uśmiechem i miłą do bólu gębą staniesz przed tymi spróchniałymi babami i powiesz - wiem, że zrobiłem źle, ale jest tak niewinny jak to tylko możliwe, a w myślach już będziesz wiedział, że wygrałeś i nic nie mogą ci zrobić, bo ludzi, którzy błądzą, ale żałują, mniejsza o to, że nieszczerze, nie kara się, a zapamiętuje, jako tych, którzy zasługują na drugą szansę i trzecią i dziesiąta i dwudziestą i setną. 

Zagubieni II Otayuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz