Jak bardzo zła jest ta wiadomość?

394 74 38
                                    


- Co ty tu robisz?

- Mówisz tak jakbyś nie kazała zadzwonić do mnie swojej nowej przyjaciółce - wszedłem do domu Mili bez zaproszenia. Denerwowało mnie, że tak sztucznie dziwi się widząc mnie w swoim progu. Odwróciłem się do niej i bezradnie rozłożyłem ręce.

- Jakiej przyjaciółce? O czym ty mówisz?

- Przestań. Po prostu powiedz o co chodzi i miejmy to z głowy.

- Nikomu nie kazałam do ciebie dzwonić. Wręcz przeciwnie, nie chciałam cię widzieć.

- To chyba się nie zgrałyście, bo niejaka Sara wręcz mi groziła.

- Zabije ją... - szepnęła pod nosem.

Minęła mnie i wspięła się na górę po szklanych schodkach. Zdecydowałem się iść za nią, skoro już straciłem trochę czasu, to wolałem mieć Milę i jej bezsensowne tajemnice za sobą. Weszła do pokoju, ale zostawiła dla mnie otwarte drzwi. Usiadła na łóżku i nerwowo złączyła kolana. Zacisnęła je mocno, jakby bała się swoich lekkomyślnych zapędów, pod wpływem których same się przede mną otworzą. Chyba nawet bym nie skorzystał. Noc w łazience dwa dni temu zostawiła po sobie jakieś dziwne poczucie, że nie potrzebowałem nikogo oprócz Demona do zaspokajania swoich potrzeb. Mogłem pozostać tylko przy nim, na stałe, a nie znudziłbym się jego ciałem tam szybko, jak wszystkimi przypadkowymi osobami podczas wielu przygód.

Usiadłem przy biurku, gdzie jak zwykle walały się lakiery do paznokci, a większość z nich otwarta i wyschnięta. Stąd ten okropny smród podobny do farb. Kiedyś w moim pokoju taki zapach nie wietrzał nawet podczas tych nieszczęsnych, wiosennych porządków, pod wpływem zimnego wiatru zza otwartych okien. Teraz, już odrobinę za nim tęskniłem.

- Powiedz coś wreszcie - machnąłem ręką, przewracając niechcący kilka lakierów. Jeden z nich wylał się na biurko.

- Nie chciałam ci tego mówić.

- Specjalnie dla ciebie się fatygowałem. Wyduś to.

- Nie bądź na mnie zły. Przecież wiersz, że to przypadek.

- Mila, do rzeczy.

Mimo szczerych intencji wsadzenia sobie spraw Mili głęboko w dupę i wyrzucenia tego z pamięci, zaczynałem się denerwować. Ona rzadko kiedy brzmiała aż tak poważnie. A co jeśli chodzi o JJ'ia? Co jeśli ten skurwiel Nikiforov załatwił go, by dać nam nauczkę? Nie, chyba matka pierwsza dzwoniłaby do mnie w histerii.

- Mila... - wstałem i podszedłem do niej. Usiadłem obok, chwytając jej dłoń. Starałem się dodać jej otuchy, żeby jak najszybciej wyrzuciła z siebie, co ją gryzie. Nie wyrywała się, sama mocniej zacisnęła palce i opuściła zamglone oczy na nasze złączone dłonie. Nie mogła patrzeć na nasz kontakt w taki sposób. Ale też nie miałem odwagi jej zabronić. W końcu przyszedłem tu po konkrety, nie ckliwe chwile.

- Beka, ty kogoś masz, prawda? Tak na poważnie.

- Czy ja kiedykolwiek miałem kogoś na poważnie?

Zraniłem ją, w końcu byliśmy razem przed kilka, za długich lat. Ale czy taki patologiczno - rozwiązły twór, jaki tworzyliśmy, dało się w jakiś sposób nazwać związkiem? Musiała wiedzieć, że byliśmy dla siebie zabawą i odskocznią, nie prawdziwym, szczerym uczuciem.

- Nie. Widocznie nigdy cię nie znałam.

- Sama wiesz jak było. Ani ty, ani ja, nie traktowaliśmy tego poważnie.

- Ja się starałam.

- Nie widziałem tego.

- Bo byłeś ślepy, jesteś ślepy, na wszelkie uczucia. Odrzucasz wszystkich, mówisz, że miłość nie istnieje i boję się, że nie zgrywasz bad boya, a naprawdę tak myślisz.

Zagubieni II Otayuri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz