Rozdział 22

724 47 8
                                    

- Jestem! - Rachel już prawie zasypiała, kiedy usłyszała głos Aleca. Westchnęła cicho i otworzyła oczy. Jej przyjaciel w pewnych sprawach potrafił być zbyt nadopiekuńczy.

Dziewczyna odwróciła głowę w stronę drzwi i spojrzała na chłopaka. Miał na sobie inne ubrania niż przedtem, a jego włosy były lekko wilgotne. Przynajmniej trochę o siebie zadbał.

- Jadłeś coś? - spytała.

Chłopak uniósł brwi i odparł z rozbawieniem:

- Tak, mamo - po czym podszedł do Rachel i wręczył jej książkę. Dziewczyna przyjęła ją z wdzięcznością. - Wybacz, że grzebałem ci w rzeczach, ale pomyślałem, że przydałaby ci się ta książka, którą niedawno kupiłaś. Pamiętam jak się nią zachwycałaś.

Dziewczyna przycisnęła ją do piersi.

- Nie zdążyłam przeczytać jej do końca. Dziękuję! Kochany jesteś.

Chłopak uśmiechnął się do niej i... czyżby lekko zarumienił? Nie, musiało jej się tylko wydawać.

Alec usiadł na krześle obok jej łóżka.

- Przepraszam, że tak nagle zmienię temat, ale cały czas się nad tym zastanawiam - na jego czole pojawiła się zmarszczka - Kiedy dostałaś tego, hm, "ataku", spojrzałaś na mnie i zaczęłaś krzyczeć, a potem zemdlałaś. Co się wtedy stało?

Rachel doskonale zapamiętała to co zobaczyła.

- To były chyba halucynacje, bo... - zacięła się - Zamiast ciebie widziałam Barricade'a - wyznała cicho - Strzelił do mnie ze swojego działa, a potem straciłam przytomność.

Z każdym jej słowem chłopak coraz bardziej marszczył brwi.

- Ale jego tam nie było.

- Jasna cholera, przecież wiem, Alec! - krzyknęła dziewczyna. Zobaczyła zaskoczenie na twarzy przyjaciela. Westchnęła - Przepraszam. Przepraszam, ja po prostu... boję się.

Brunet spuścił głowę i schował twarz w dłoniach. Po chwili znów był w poprzedniej pozycji.

- Rachel, wiem, że nasze życie zmieniło się nieodwracalnie, ale... nic nie trwa wiecznie. Trzeba zaakceptować to, co zaoferował nam los...

- Czyli śmierć? - przerwała mu dziewczyna łamiącym głosem.

Alec zamknął na chwilę oczy.

- Rach, ja też boję. Boję się, że w każdej chwili możemy stracić siebie nawzajem. Ale musimy jakoś dać radę. - wziął ją za rękę - Nie możemy się poddawać, musimy spróbować przetrwać w tym nowym świecie.

Czy on w ogóle siebie słyszał? Przetrwać? Przecież kilka razy mogli umrzeć! Wystarczył jeden fałszywy ruch, złe położenie, i już byliby martwi.

Rachel zabrała rękę.

- Jakim cudem, Alec? Jakim cudem? Ten świat jest powalony, nie ma tutaj dla nas miejsca.

- Nie masz wyjścia. - brunet pokręcił głową - Decepticony na pewno już wiedzą, że pomagamy Autobotom. Barricade będzie nas szukał. - wbił wzrok w Rachel.

Miał rację, ale dziewczyna nie chciała tego wszystkiego słuchać. Przybrała pokerową twarz.

- Potrzebuję odpoczynku.

Twarzc chłopaka wyrażała zaskoczenie. Wyglądał na urażonego. Wstał gwałtownie z krzesła.

- Też tak uważam. - odparł sucho, po czym wyszedł z sali.

Rachel przyłożyła dłoń do czoła. Co w nią wstąpiło? Nie chciała być chamska dla Aleca, przecież w tych trudnych chwilach powinni się wspierać. Przyjaciel pomagał jej jak tylko mógł, a ona jeszcze robiła mu takie sceny. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie płacz! - upomniała się. Nie chciała pokazywać swoich słabości.

Ostatnio bardzo często bywała rozdrażniona. No cóż, wiele przeszła, ale to nie usprawiedliwiało jej zachowania. Alec też wiele stracił, a mimo wszystko nie robił takiego cyrku jak ona.

Postanowiła dać Alekowi czas. I sobie też. Kiedy emocje opadną, wszystko powinno się ułożyć.

Mimo że obudziła się około godzinę  temu, miała już dość leżenia. Ratchet co prawda zakazał jej ruszać się z łóżka, ale przecież dochodziła do zdrowia. Strasznie chciało jej się siku, więc musiała wstać. Sorry, Ratchet, natura wzywa.

Powoli podniosła się do pozycji siedzącej obawiając się zawrotów głowy. Ale nic się nie wydarzyło. Zadowolona z takiego obrotu spraw, wstała z łóżka i stanęła na zdrową nogę, a po chwili dołączyła do niej ta zwichnięta. O dziwo nie czuła żadnego bólu. Jej prawa noga była w bardzo dobrym stanie.

Zorientowała się, że miała na sobie szpitalną koszulę. Aha, super. Mogła mieć tylko nadzieję, że to maszyny zdejmowały jej ubrania, a nie ktoś niepożądany. Rozejrzała się po pomieszczeniu szukając choćby prowizorycznej toalety. Bingo! Na końcu pomieszczenia zobaczyła drzwiczki z napisem WC. Kolejny dowód, że urzędowali tu ludzie. Przynajmniej taki plus.

Postąpiła krok do przodu, potem kolejny. Podłoga była zimna pod jej bosymi stopami. Nie odczuwając żadnych niepożądanych dolegliwości ruszyła szybszym krokiem w stronę toalety.

I to był błąd. Poczuła jak się przewraca. Nie mogła nawet wyciągnąć rąk, żeby zaasekurować upadek, bo czuła jakby jej kończyny odmawiały posłuszeństwa. Upadła więc uderzając głową o podłogę. Syknęła czując pulsujący ból czaszki. Próbując nie tracić przytomności, zamrugała szybko oczami i chciała wstać. Na próżno. Nie czuła kończyn. Nie zasypiaj! - upomniała siebie w myślach. Jednak jej oczy zachodziły mgłą i nic nie mogła na to poradzić. Usłyszała jeszcze dźwięk otwieranych drzwi i ujrzała zamgloną sylwetkę robota, który mówił coś do niej. Słyszała jego głos, ale wydawał się być jakiś odległy. Potem ogarnęła ją ciemność.

Hej!

Wiem, że ciągłe omdlewanie Rachel może być trochę irytujące albo nudne, ale wierzcie mi, nie bez powodu tak się dzieje ;)

A skoro jest to pierwszy rozdział w 2019, to chciałam Wam życzyć wszystkiego dobrego, żeby ten rok był dla Was pełen pozytywnych niespodzianek! :)

Przeszłość zawsze wraca - Transformers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz