#18 Koniec?

221 6 10
                                    

Spokojnie spacerowaliśmy zadowoleni z życia bo po co się smucić jak wszystko wyszło idealnie? Nasz przyjemny i cichy spacer przerwała jakaś kobieta z koszem róż do sprzedania.

-O dzień dobry pani Franiu, miło panią widzieć.

-O to ty Blanko nie poznałam cię, Jak tam kochana dobrze się czujesz?

-Tak, miło że pani pyta. A pani jak się czuje?

-Wiesz słoneczko tu boli tam boli, Ale jakoś trzeba to przetrwać.

-Rozumiem, No nic ja panią żegnam do widzenia.

-Do widzenia kruszynko pozdrów tatę.

-Dobrze.

Pomachałam jej na dowidzenia. Przeszliśmy jakiś kawałek w ciszy do puki Maks nie zechciał zadać pytania.

-Kto to był?- Spytał zaciekawiony.

-No więc to kobieta której kiedyś pomogłam jej w pewnej rzeczy.

-Jakiej?

-Ehh, pomagałam jej nieść zakupy pod sam jej dom i prowadzić sklepik, który zamknęła kilka dni przed moją "śmiercią".

On w znaku że zrozumiał kiwnął głową. Doszliśmy do fontanny przy której był plac zabaw, w tym samym momencie ja, Maks i Jack-Jakc popatrzyliśmy na siebie rozumiejąc że każdy z nas chce iść na plac zabaw. Dostojnym krokiem przeszliśmy odległość która nas dzieliła od raju dla dzieci, Maks zabrał na ręce swojego brata na ręce i pobiegł z nim na zjeżdżalnie, osobiście dziś nie miałam dużej ochoty na plac zabaw więc podeszłam do fontanny, usiadłam na krawędzi, patrząc w moje odbicie, dostrzegłam coś dziwnego, Ale kiedy chciałam się przyjrzeć zostałam brutalnie wepchnięta do wody, ostatnie co mogło się usłyszeć do mój krzyk i plósk. Jak najszybciej wynóżyłam się z wody. Brutal który mnie wrzucił zaczął się śmiać, ja z resztą też, nie ukrywajmy to było śmieszne. Jedyny osobnik który mógł mnie wrzucić był moim chłopakiem. Ochlapałam go na co zdezorientowany popatrzył na mnie zdziwiony. Ja za to jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.

-Dobra dość śmiechu, chodź trzeba pilnować twojego brata.

W dobrych humorach i cali mokrzy przeszliśmy na plac. Szukałam      Jack-Jakca, kiedy go znalazłam jakiś facet przy nim stał i do niego gadał. Ja wystraszona pobiegłam w tamtym kierunku, obawiając się tego faceta.

-Dzień dobry czy coś się stało? -Zadałam pytanie, a Maks zabrał na ręce dziecko.

-Nie nic się nie stało.

-Dobrze.

Miałam już odchodzić, ale zatrzymał mnie ten facio.

-Może chcesz się wysuszyć?

Maks i Jack-Jakc już poszli na huśtawkę, ja niestety zostałam zatrzymana.

-Nie trzeba.

-Nalegam, mogę cię podwieść do domu.

-Na prawdę nie trzeba.

Odwróciłam się. On chwycił mnie za włosy, tak że prawie upadłam.

-Idziesz teraz ze mną, Jak nie odstrzele im łby.

-Ta chciał byś. Nie odważysz się.

Wyciągnął pistolet i zaczął celować w ich stronę.

-Chcesz się założyć?

-Okej, nie masz jaj żeby strzelić.

Strzał.

Kula nie doleciała do nich dzięki mojej telekinezie. Kula upadła na ziemię.

Iniemamocni i ja [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz