- Ruby czemu w korytarzu jest krew? -zapytałem dziewczyny spoglądając na nią niepewnie.
-Nie wiem...
-Ey co jest, odkąd wróciłaś coś jest nie tak? Co się stało? -dociekałem.
-Mój przyjaciel nie żyje... -przyznała, z jej oczu zaczęły lecieć łzy.
Przytuliłem ją do siebie głaszcząc po włosach. Było mi jej strasznie szkoda. Jest taka młoda, a życie wcale jej nie oszczędza.
-Przykro mi kochanie. -powiedziałem głaszcząc ją po policzku.
-Ney będziesz na mnie zły?
-Dlaczego miałbym być? -spojrzałem na nią podejrzliwie.
Wyciągnęła rękę i oddała mi żyletkę. Nie byłem zły, byłem bezsilny. Podciągnąłem rękawy jej swetra, na jej ręce była długa, nie za głęboka rana. Krew zdążyła już zaschnąć pocałowałem ją i spojrzałem w jej smutne oczy.
-Chodź opatrzymy to...