1.

11.7K 239 60
                                    

Drodzy podróżni, pociąg Intercity z Kraków Główny do Łódź Widzew, przyjedzie z godzinnym opóźnieniem, za utrudnienia przepraszamy.

Super, pomyślałam. Wiem, że polska komunikacja pozostawia wiele do życzenia, ale, żeby spóźnić się godzinę? Aż godzinę! Człowiek po pierwszym weekendzie z rodziną, z którą widuje się podczas dłuższych przerw, spieszy się do domu, żeby przygotować się na wykłady, a oni z takim opóźnieniem. Na szczęście niedaleko jest moja ulubiona kawiarenka. Zabrałam plecak i poszłam w jej stronę, trasa na skróty zajmowała zaledwie siedem minut, więc nie było mowy o dłuższym spacerku. Kolejny pociąg do Łodzi planowo miałam za półtorej godziny, więc nie musiałam się bać, że ten przyjedzie szybciej niż miał. Mimo że prawie wszystkie jechały z Krakowa, moja miejscowość położona była bliżej Łodzi. Samochodem miałam tam ledwo dwie godziny, ale taniej wynosił mnie bilet na pociąg, niż tankowanie paliwa. Wkrótce doszłam do celu. Było jeszcze otwarte, na szczęście, przecież było już po dwudziestej. Spojrzałam na tabliczkę, która była na drzwiach, otwarte do 21:30. To mój szczęśliwy dzień, wypije coś ciepłego, może przeczytam kawałek ulubionej książki. Ulubionej, bo rzadko mam czas na czytanie książek, więc ta była drugą w ciągu tego roku. Zamówiłam gorąca czekoladę, na to bitą śmietanę z jakąś polewą, do jedzenia oczywiście mój ukochany sernik, bez rodzynek. Nienawidzę ich i ludzi, którzy je jedzą.

Po dziesięciu minutach na moim stoliku pojawiło się zamówienie. Blond włosa kelnerka ciepło się do mnie uśmiechnęła, co szybko odwzajemniłam. Lubiłam miłych ludzi, ludzi, którzy nie plują jadem na wszystkich i wszytko. Upiłam łyka i otworzyłam książkę, cieszyłam się chwilą. Przez chwilę zagłębiłam się w smaku mojego napoju, delektowałam się nim, jakby zaraz miał zniknąć z powierzchni ziemi. Czytanie przychodziło mi łatwo, ciche rozmowy w lokalu, oraz spokojna muzyka, nie przeszkadzały mi w studiowaniu lektury. Literka po literce i tak znalazłam się w 1/4 książki. Oderwałam na chwilę wzrok od romansu i spojrzałam na swój stolik. Pusty kubek po napoju i talerzyk, również pusty, aczkolwiek cały w okruszkach. Miałam ochotę na więcej, mogłabym tu przesiedzieć jeszcze kilka godzin, ale takich nie miałam. Spojrzałam na zegarek, mój pociąg będzie za dziesięć minut. Musiałam się spieszyć. Na stoliku zostawiłam pięćdziesiąt złotych, które spokojnie wystarczyły na rachunek i drobny napiwek dla kelnerki. Jeszcze z portfelem w ręce wybiegłam na pociąg. Spieszylam się, jak tylko mogłam, następny był po północy. Nie miałam tyle czasu, jutro ważny egzamin, musiałam na nim być. Zadyszana dotarłam na swój peron, spojrzałam w zegarek, zostały mi dwie minuty, zdążyłam. W oddali ujrzałam jasne światła pociągu, nadjeżdża, jeszcze trochę i będę w domu.

Czas w pociągu mijał szybko, wykorzystałam go na odsypianiu. Moją spokojną podróż zakłóciło coś, czego się nie spodziewałam. Kontrola biletów, ale nie to spędziło sen z mych powiek. Mój plecak, w którym były bilety, a raczej jego brak. Stałam, jak osłupiała, a kontroler czekał. Wytłumaczyłam mu, jak wygląda sytuacja i zapytałam, czy mogę kupić bilet u niego, przecież portfel miałam w kieszeni kurtki. Chyba miał dobry dzień, bo zgodził się bez żadnych zbędnych komentarzy. Gdy odszedł włączyłam przeglądarkę internetową, aby znaleźć numer do owej kawiarni, w której leży teraz mój plecak. Jednak nikt nie odbierał telefonu, nie dziwiło mnie to, było już po 22, kawiarnia była zamknięta, trudno spróbuję jutro. Szkody nie były jakoś ogromne, oprócz plecaka wartość miał tylko mój tablet, który został w środku. Notatki mogę przepisać, nie było ich dużo, właśnie założyłam nowy zeszyt. Na szczęście klucze miałam w wewnętrznej kieszeni kurtki, chwała mi za to. Gdyby nie to noc spędziłabym najpewniej u przyjaciółki. Na szczęście raz już je zgubiłam, dlatego od teraz zawsze mam je w tej kieszeni, w końcu kurtki nie zapomniałam jeszcze nigdy.

Rano przed wyjściem na uczelnie zadzwoniłam tam jeszcze raz, usłyszałam, że nic tam nie zostało. Pewnie ktoś sobie zrobił prezent i go "pożyczył". Nie pozostało mi nic innego, jak ubrać się, zrobić lekki makijaż i wybrać się na uczelnie. Dziennikarstwo od zawsze było moim marzeniem, lubiłam pisać, często prowadziłam różne blogi. Uważałam, że mogę wykorzystać ten talent, jakoś przysłużyć się tej planecie, pisać o problemach, może ktoś je kiedyś rozwiąże. Mimo, że uczyłam się tam dopiero dwa miesiące, to szło mi naprawdę dobrze. Matura z Polskiego wyszła mi na piątkę, więc na te studia dostałam się bez żadnych problemów. Zabrałam torebkę, do jej środka włożyłam notatnik, długopis i kubek z kawą. Zakluczyłam drzwi i wyszłam na autobus, miałam zapas piętnastu minut, więc nie musiałam się spieszyć. Lubiłam mieć wszystko zaplanowane, spontan jest fajny, ale dopiero gdy nie niesie za sobą konsekwencji. Nie lubiłam obrywać za swoje błędy, dlatego starałam się ich nie popełniać. Zawsze byłam ostrożna, bynajmniej tak mi się wydawało. Na uczelni pojawiłam się pięć minut przed rozpoczęciem zajęć, przywitała się z przyjaciółką i zaczęłam ten pracowity dzień.

Gdy zajęcia w końcu się skończyły, mogłam z ulgą wrócić do domu. Przede mną jeszcze cały tydzień ciężkiej pracy. Nauka nie była jakaś straszna, jeśli się coś lubi, to ucząc się sprawia się sobie radość. Jednak każdy chciałby czasem trochę więcej luzu. Około szesnastej stałam już przed klatką. Wpisałam kod, otwierający drzwi i weszłam na górę po schodach. Na trzecie piętro trochę się szło, ale bałam się wind, więc wolałam wysiłek fizyczny. Ostatnia prosta i będę mogła rzucić się na kanapę. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam dwa razy w lewą stronę. Już miałam wchodzić gdy poczułam kogoś za sobą.

-Czekałam na Ciebie. - usłyszałam za sobą czyjś głos.

Tylko mojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz