10.

3.2K 121 0
                                    

Minęło kilka minut, w końcu widziałam. Obok mojego łóżka siedziała zatroskana mama, za nią stał mój tata. Widać było, że trochę im ulżyło. Ja nadal źle się czułam i byłam wystraszona, ale dziękowałam Bogu za to, że żyje. Widać, że mój anioł stróż odwalił kawał dobrej roboty. Byłam wdzięczna tamtemu policjantowi, gdyby nie jego refleks i wyczucie, mnie by dziś nie było. Postanowiłam sobie, że znajdę osobę, która uratowała mi życie. Chciałam napisać pismo do komendanta miejskiego, o udzielenie danych tamtego właśnie snajpera. Liczyłam w głębi serca, że się zgodzi. Po chwili rozmyśleń, wróciłam myślami na ziemię. Porozmawiałam krótko z rodzicami i jechałam na kolejne badania, jeśli wszystko pójdzie dobrze już jutro mnie wypuszczą. Bałam się zostawać sama, zapytałam mamy, czy mogę pojechać na kilka dni do nich, zgodziła się bez niczego. Kiedy wróciłam z badań, był już późny wieczór, rodzice pojechali do mnie, obiecali, że przyjadą jutro z moimi rzeczami. Cieszyłam się, że chociaż kilka dni będę z kimś.

Rano obudził mnie dźwięk sms-a. Mama napisała, że za godzinę będą wyjeżdżać, miałam więc czas, żeby się spakować i ogarnąć. Rozmyślałam nad tym co się stało i jak się czuję mała Ala. Kiedy wracałam myślami do tamtego zdarzenia, łzy same zbierały mi się w oczach. Nikomu nie życzyłam takiej "przygody". O krok i mogłam nie żyć. To straszne uczucie, gdy ktoś decyduje o twoim życiu. Kiedy pada na ciebie wyrok, chociaż oprawa w ogóle Cie nie zna. Nie wie kim jesteś, czy czymś zawiniłeś. Po prostu wybiera sobie, że dziś ty jesteś na celowniku, jutro już ktoś inny zajmie twoje miejsce. Tej nocy śnił mi się ten dół, później ciało mojego oprawcy. Płakałam na samą myśl, że to ja mogłam mieć dziurę w głowie po kuli. Podeszłam do okna, mimo zimnego wiatru, przez chmury przebijało się słońce. Uchyliłam okno, by choć na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza. Jednak chwila ta nie trwała wiecznie, pielęgniarka upomniała mnie o zamknięcie okna. Uczyniłam to pokornie, lecz z bólem serca. Ruszyłam w stronę moich rzeczy, zebrałam wszystko do torby i usiadłam na łóżku. Zebrałam wszystko, choć nie było tego dużo. Siedziałam w ciszy, czekałam na mój wypis i na rodziców. W końcu wszedł stary lekarz z siwą brodą. Podał mi wypis i skierowanie. Podziękowałam i wyszłam z oddziału. Mama czekała już na parkingu, tata wyszedł po mnie, żeby zabrać ode mnie rzeczy. W końcu mogliśmy pojechać do domu. Podróż sama w sobie nie mijała mi źle, chociaż wolałabym być wtedy w łóżku. Oparłam głowę o szybę i zasnęłam. Czułam tylko, jak szyba samochodu drga od nierównej nawierzchni.

Kiedy byliśmy już na miejscu wyszłam z samochodu i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Łapałam je tak, jakby miało mi go zaraz zabraknąć. Zaczęłam zauważać małe rzeczy, zaczęłam się cieszyć, że mogę nim oddychać. Spojrzałam w górę, niebo było czyste i błękitne. Pogoda idealna na spacer, postanowiłam ją wykorzystać. Weszłam do domu i odłożyłam swoje rzeczy w moim pokoju, którego rodzice nadal nie ruszyli. Obejrzałam się w lustrze, wyglądałam średnio. Jakoś tak przeciętnie, inaczej niż zwykle. Byłam przemęczona i osłabiona. Jednak nie chciałam odpoczywać. Zeszłam na dół i chwyciłam za smycz, zawołałam psa i zapięłam mu ją na obroży. Założyłam kurtkę, szalik i czapkę, otworzyłam powoli drzwi i poczułam delikatne szarpnięcie. Mój kudłaty przyjaciel chciał się chyba wybiegać, jednak ja wolałam powolny spacer. Szłam miarowym tempem w rytm muzyki, która grała mi przez słuchawki. Nigdy nie ruszam się z domu bez słuchawek, kocham się czasem wyłączyć przy jakiejś dobrej muzyce. Mijałam sąsiadów, uśmiechali się ciepło, nawet Ci, którzy mnie nie lubili, chyba każdy już wiedział co się stało. Nie ukrywałam, że trochę mnie to przytłaczało. Postanowiłam skrócić swój spacer i poszłam szybkim krokiem do domu. Gdy byłam już w środku, przy stole siedziała mama. Ta kochana kobieta właśnie robiła mi herbatę. Cieszyłam się, że Ją mam. Usiadłam do stołu i posłałam jej skromny uśmiech. Upiłam łyka herbaty i rozdelektowana jej smakiem zamknęłam oczy. Na ziemię sprowadziła mnie mama, zapytała mnie, jak się czuje. Odpowiedziałam jej zbywająco, że u mnie wszystko w porządku. Nie chciała mnie chyba więcej męczyć, odpuściła zadawanie pytań. Skończyłam szybko herbatę i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i sprawdziłam godzinę w telefonie. Było po dwudziestej. Zabrałam z walizki ciuchy i poszłam pod prysznic. Szybko opłukałam się w ciepłej wodzie. Nie miałam siły na dłuższą kąpiel. Wyszłam i ubrała się w piżame. Spojrzałam jeszcze szybko w lustro, wyglądałam lepiej, jednak musiałam się położyć. Powlokłam się do łóżka, chociaż nie miałam ochoty spać, bałam się. Bałam się dosłownie wszystkiego. Odkryłam kołdrę i pod nią weszłam. Włączyłam sobie facebook'a. Zapowiadało się na to, że będzie to długa noc. Jednak mój organizm temu zaprzeczył, usnęłam z telefonem w ręce.

Klęcze. Jest zimno, pod nogami mam mokrą trawę. Przede mną jest dół, ten sam co wtedy. Ziemia jest jeszcze wilgotna, wszędzie wystają resztki korzeni. Pogoda się popsuła, jakby wiedziała co miało mnie spotkać. Usłyszałam męski głos, wiedziałam czyj, znałam go już doskonale. Nie zastanawiałam się nad sensem słów, które do mnie mówi. Skupiłam się na wietrze i tym, że robi mi się słabo. Łzy ciekły mi mimowolnie z twarzy. Gdyby padał deszcz, zwaliłabym wszystko na niego. Jednak na deszcz się nie zapowiadało. Usłyszałam przeładowanie, moje serce w tamtym momencie, jakby przestało bić. Wiedziałam, że to już koniec. Byłam gotowa na to, że już nigdy nie zobaczę ludzi, których kocham. W końcu strzał, padłam na ziemię. Moja twarz stykała się z mokrą trwą, bałam się, że nie żyje. Nie mogłam się ruszyć, strach sparaliżował moje ruchy, nie byłam w stanie nic zrobić. Próbowałam się podnieść, jednak nadaremno. Wychyliłam głowę resztkami sił, a więc jednak żyje, zastanawiałam się, kto w takim strzelał. W dole, który miał być moim grobem, ujrzałam ciało mego oprawcy, to dziwne, że wpadł tam, nie dotykając mnie w żaden sposób. Chyba, że po prostu tego nie czułam. Nagle dostałam jakiś impuls, wokół wybrzmiały hasła policjantów, a ja byłam gotowa do ucieczki, powstałam i zaczęłam biec. Nie przebiegłam dużego dystansu, ktoś z powrotem obalił mnie na ziemię. Trzymał mocno i zdecydowanie, jakby upolował właśnie zwierzynę. Zaczęłam się dusić, prosiłam, żeby ze mnie zszedł. Uczynił to, pozwolił mi wstać. Jednak nie mogłam biec, złapał mnie za szyję, pożegnał się, powiedział, że tak będzie lepiej i.. puścił mnie, byłam wolna. Zaczęłam uciekać, jednak później strzelił, prosto w serce, które bolało, bolało tak że..

Wstałam o trzeciej w nocy, moje serce biło, jakby zaraz miało wyskoczyć. Bolała mnie cała klatka, wręcz mnie dusiło. Długo nie mogłam zasnąć, znowu miałam zły sen, znowu umierałam. Znowu się bałam.

_______________________________________
Kocham cie skarbie, jesteś najlepsza ❤️

Tylko mojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz