-1-

805 52 50
                                    

10 Lat później.

Lato. Gorący i upalny dzień. Lekki wiatr poruszał liśćmi drzew, które ruszały się niczym spokojne fale.  Przy drodze do lasu stał bardzo znany nam dom. Nie wyglądał już jak wcześniej.  Był większy, bardziej nowocześniejszy. Nie był już to wiejski dom jak wcześniej. Była to posesja z willą. Wszystko było tam prawie automatyczne. Furtka, drzwi, okna, oraz cała elektronika w domu. Z tyłu posesji był basen. Błękitna woda odbijała promienie słońca. Na końcu basenu był zrobiony sztuczny wodospad, gdzie można było się tam schować przed słońcem w upalny dzień. Właśnie tam można było dostrzec chłopca. Był w żółtych kąpielówkach do kolan. Miał też na sobie rozpiętą koszulę białą i siedział na jednym ze sztucznych kamieni pod wodospadem, chowając się przed słońcem. Siedział opierając się rekami, które miał z tyłu, zaś nogi w basenie. W pewnym momencie, chłopak podniósł rękę aby przeczesać palcami swoje miedziane włosy.

-Marc! - usłyszał chłopak i obrócił się w stronę dźwięku- Marc, gdzie jesteś? - głos bardzo dobrze mu znany i bardzo ten głos uwielbiał - Marcus?

Chłopak leniwie zszedł ze sztucznej skały i  wyszedł z pod wodospadu wyciągając nogi z basenu.

- Już wróciłeś?- powiedział chłopak w miedzianych włosach wychodząc ze swojej chłodnej kryjówki.

- Tak jak obiecałem - powiedział mężczyzna - Jest 14, przebież się i jedziemy - uśmiechnął się do chłopca. Mężczyzna był ubrany w koszulę z krótkim rękawem, która była w kratkę czerwono czarną. Spodnie miał powyżej kostki czarne. Było widać u niego, iż na prawej ręce ma protezę mechaniczną, a zaś na oku prawym przepaskę. Chłopiec uśmiechnął się do mężczyzny, zaś jego piegi schowały się pod dołkami uśmiechu.

-Dobrze Tato, daj mi chwilę- powiedział chłopiec i pobiegł szybko na górę domu, gdzie miał tam swój pokój. Wchodząc po schodach i idąc korytarzem, minął jeden pusty od 10 lat pokój. Wiedział od Torda, iż pokój ten należy do jego zaginionej siostry. Ciągle się zastanawiał, czy kiedyś ją zobaczy. Czy pozna i czy się polubią. Myśląc tak dotarł do swojego pokoju, gdzie zaczął się przebierać. Tord zostając na dolę, odprowadzał wcześniej Marcusa wzrokiem, po czym spojrzał do góry, zasłaniając oko od słońca.

-Ale skwar..- westchnął jednooki i wszedł do środka klimatyzowanego domu. Nacisnął przycisk na robotycznej ręce, gdzie przesuwne drzwi szklane same się zamknęły za nim. Wszedł do salonu, gdzie później przeszedł do kuchni mijając korytarz, po czym później przedpokój. Postanowił, iż poczeka na chłopaka w kuchni i przy okazji napije się wody. Wchodząc do kuchni napotkał ich osobistego kucharza, którego Tord imienia nigdy nie potrafił zapamiętać.- Oo.. Dzień dobry Horacy.- powiedział jednooki, po czym się uśmiechnął do mężczyzny. Facet stał przy wysepce krojąc bardzo zwinnie i szybko warzywa do obiadu. Był nie zbyt wysoki i dość przy kości. Miał Czarne i długie włosy jak i bródkę, która na dole była związana. Mężczyzna słysząc, iż jego szef znów pomylił jego imię westchnął.

- Hieronim, sir.. Hieronim- mówiąc ostatnie słowo obrócił się do swojego szefa, przestając na chwilę kroić świeże warzywa. Tord uśmiechnął się znowu i złapał się za tył głowy lekko drapiąc się.

- No tak.. Dzień dobry Hieronim.. - powiedział jednooki i podszedł do zlewu gdzie po drodze chwycił szklankę i nalał sobie czystej i oczyszczonej wody z kranu. Kiedy szklanka napełniła się krystaliczną wodą, Tord obrócił się w stronę kucharza opierając się o blat.- Co dzisiaj wymyśliłeś na obiad? -powiedział Tord chcąc utrzymać ich konwersację. Mężczyzna wcześniej wracając już do krojenia, tym razem nie przestał kroić i nie podnosząc głowy odpowiedział swojemu szefowi.

- Glazurowany burak ćwikłowy podawany będzie z wędzonym szpikiem wołowym, jabłkami, szczawiem i polane sosem buraczkowym.- powiedział kucharz pokazując na każdy wypowiedziany produkt.

-Brzmi trochę wiejsko..- odpowiedział jednooki, gdzie w głębi duszy cieszył się, iż w końcu coś normalnego zjedzą a nie ciągle grzyby matsutake lub wołowinę Kobe. Kucharz oburzył się słysząc co powiedział rogacz.

-Jak nie będzie smakowało, to wrócimy do poprzedniego menu.- powiedział kucharz uśmiechając się i podnosząc wzrok na jednookiego.

-Nie,nie, nie..  Glazurowany burak? Brzmi świetnie..- powiedział szybko rogacz i odłożył już pustą szklankę do zlewu i wychodząc z kuchni mruknął pod nosem- Mam nadzieje, że się tym najemy żarciem dla anorektyków ..

-Słyszałem!- krzyknął kucharz obracając się w stronę wyjścia z kuchni, gdzie zmierzał Tord.  Jednak rogacza już tam nie było. Oburzony zachowaniem swojego szefa wrócił dalej do krojenia warzyw. Jednooki Czując już się bezpiecznie od morderczego wzroku kucharza, po tym co powiedział, stanął w przedpokoju, gdzie zaczął rozglądać się za Marcusem. Widząc, iż chłopak jeszcze nie zszedł, podniósł głowę do góry.

-Marcus! Nie zachowuj się jak kobieta przed randką i schodź już na dół, bo nie zdążymy.- Krzyknął Tord jednak nie słysząc odzewu z góry postanowił, iż pójdzie po chłopaka. Stawiając prawą nogę na pierwszy schodek, coś mu mignęło w salonie po lewej stronie zdrowego oka. Chciał obrócił głowę jednak postać, która spowodowała to mignięcie już stała przed nim. Jednooki wystraszył się i szybko cofnął się do tyłu, łapiąc się za klatkę piersiową.- Dostanę kiedyś przez ciebie zawał.

-Jak na razie to jedyne co możesz dostać to 2 godziny czasu spędzone ze swoim synem- uśmiechnął się miedziany. Gdzie mówiąc to dał ręce do tyłu i wypinał z dumą swoją chuda klatkę piersiową. Jednooki uśmiechnął się i poczochrał włosy chłopca psując jemu jego idealny wygląd.- No ej! Układałem to..- chłopak naburmuszył poliki i zaczął układać swoje miedziane włosy. Tord nie czekał i zaczął wychodzić z domu, gdzie drzwi przed nim automatycznie się otworzyły. Idąc w stronę samochodu na swojej posesji, Tord wiedział, iż w tamtym momencie strasznie przypominał Matta. Jednooki już wcześniej zauważył, iż Marcus ma typowe zachowania Matta, zaś o wyglądzie to już lepiej nie wspominać. Marcus był bardzo podobny do Matta, jednak miał też cechy wyglądu Toma. Z początku ciężko było Tordowi, aby przekonać się do chłopca. Jednak z czasem ta więź pomiędzy nimi, stawała się coraz mocniejsza. Gdzie efekty dbania, starania, zapewnienia bezpieczeństwa jak i miłości widać do dzisiaj. Właśnie.. Miłości. Tord kochał Marcusa jak własnego syna, choć nim nie był. Jednak Tord go wychował i uważał się za jedynego ojca Marcusa.  Nic nie wspominał chłopcu o jego prawdziwym ojcu. Jedynie o Susan i Tomie. Na razie chłopiec nie pyta jak to możliwe, iż mężczyzna zaszedł w ciąże. Jednak kiedyś Tord będzie musiał mu wszystko wytłumaczyć. Chłopak ma 10 lat i nie interesuje się jeszcze "takimi sprawami". Bynajmniej jednooki miął taką nadzieje. Z myśli Torda wyrwał go Marcus, który dogonił jednookiego, gdzie stał oparty o auto. - Jedziemy?- uśmiechnął się chłopak. Z podekscytowania chłopak prawie, że latał.

-Wsiadaj..- odwzajemnił uśmiech rogacz, po czym obaj wsiedli do auta i ruszyli oddalając się od domu, w stronę miasta nazwanego przez Torda Strefą 88. Było to duże miasto i całkowicie zajęte przez Torda. Było bezpieczne i bardzo pilnowane przez żołnierzy jednookiego. Green Army nie miała tu wstępu i byli rozstrzeliwani jak tylko zbliżali się. Chłopak siedział jak poparzony, zaś Tord tylko się uśmiechał i wjechał na teren 88.


- 1128 słów-

I'm back bitches!!

Proszę, nie... II ( TomTord)Where stories live. Discover now