-8-

285 34 39
                                    

Na skraju miasta 77

Miasto 77 jest to w sumie wieś, które już od początku znikło z mapy. Nikt nie pamięta o jej istnieniu. Wieś z lotu ptaka wyglądało na opuszczone. Wymarłe miasteczko, które nawet roślina nie czuję się w tym mieście dobrze. Żadne zwierze, żaden owad, żaden gryzoń. Nic tam nie ma, oprócz pozostałości po domach czy gospodarstwach. Kiedyś to miasteczko tętniło życiem. A nazywało się VillanHills. Pomimo małej populacji, każdy sobie pomagał. Każdy żył jak brat z bratem. Miasteczko wręcz idealne. Jednak wszystko co piękne, kiedyś musi się skończyć. Tak się stało z tym miasteczkiem, od czasu wojny. Miasteczko, przez swoją lokalizację było częstym miejscem, gdzie czołgi Red Army jak i Green Army stykały się. Miasteczko przez to bardzo ucierpiało. Każdy, kto przeżył wyprowadził się z bólem serca. Miasteczko pozostawione samo sobie powoli ale skutecznie umierało. Przez ciągłą walkę między armiami, nie zostało zbyt wiele z tego miasteczka. Jednak po pewnym czasie armie zmieniły lokalizację toczącej się wojny. Zostawiły w końcu biedne miasteczko. Jednak na ratunek, było już za późno. Wiele nie wypałów bomb, wiele łusek zamiast zielonej trawy. To miasteczko, nie było już takie same. Na samym końcu tego miasteczka znajdował się pewien domek. Był obity dechami znalezionymi w innych gospodarstwach. Wyglądał jakby zaraz miał się przewalić na prawy bok. Jednak konstrukcja była stabilna. Był to domek z jednym pokojem, łazienką i wychodkiem. Z domku wyszedł mężczyzna, wysoki, dobrej postury. Wychodząc mężczyzna rozciągnął się. Miał na sobie jedynie, białe ale jednak już sprane bokserki. Podrapał się po brzuchu, kiedy przestał się rozciągać i ziewnął. Mężczyzna poszedł do wychodka. W tym czasie z domu wyszedł też czworonożny przyjaciel człowieka. Był to owczarek niemiecki. Był dużej budowy. Tak samo jak jego właściciel, na prowizorycznym ganku pies się rozciągnął, wydając przy tym jęk nie wyspania. Kiedy pies skończył z podskakującą sierścią podbiegł do swojej miski, która była na ganku. Była to miska wody. Zawsze na ganku stała, gdyż nabierała dzięki temu wody przez specjalny zbiornik, który właściciel przymocował, aby deszczówka lała się do tej miski. Właściciel wyszedł z wychodka, kiedy pies się poił. Nie zwracając na psa, mężczyzna wszedł do domu, gdzie odrazu pokierował się w stronę małej ale swojej kuchni. Wyciągnął parę rzeczy z szafek, jak i podniósł miskę psa z podłogi. Pies, kiedy usłyszał dźwięk zabieranej miski, szybko podbiegł do swojego właściciela, czekając na ich rutynę. Właściciel do miski wrzucił znaleziona puszkę przy eksploracji innych miast, zaś sobie zaczął smażyć zwykłe jajko. Przeczesał rękami swoje rude włosy, stojąc przy gazówce. Spojrzał na dół i widział swojego psa, który wiernie czekał na swoją miskę. Mężczyzna się uśmiechnął.

- Zaraz dostaniesz, Damon.. Musisz jeszcze chwilę poczekać - powiedział mężczyzna kiedy zaczął mieszać jajko na patelni.- Jak razem to razem jemy.. Nie ma wyjątków - zaśmiał się. Sięgnął jeden talerz, który był w szafce. Nałożył sobie jajecznicę. Gdzie idąc do stolika wziął też miskę dla psa. Siadając do niego, podał na podłogę miskę a swój talerz położył na stole - Smacznego, Damon.- powiedział uśmiechając się. Pies odszczeknął mu, jakby mu podziękował i zaczął jeść. To samo zrobił właściciel.

Po porannej toalecie, mężczyzna ubrał się w szarą koszulkę, gdzie na to nałożył morową kurtkę. Spodnie miał z materiału, gdzie po bokach kolan miał kieszenie. Zaś buty, idealne do podróży po górach. Wziął plecak, który powiesił sobie na ramieniu. Strzelbę na drugie ramie. Wyszedł tak z domu, gdzie pies nie odstępował go ani na krok. Stojąc na ganku i poprawiając sobie wszystko mężczyzna spojrzał na psa.

-No to idziemy na zakupy, Damon - uśmiechnął się, gdzie pies zaczął machać ogonem i znów mu odszczeknął. Słońce dawało o sobie znać. Przez co mężczyzna musiał znowu przeczesać rękami swoją rudą czuprynę. Był to oczywiście Matt. Obaj ruszyli wzdłuż miasteczka. Po czym pokierowali się w stronę lasu. Był to szybko skrót, dzięki czemu po 2 godzinach znaleźli się w sąsiedniej wiosce. Miasteczko podobne było do tego 77. Jednak tam żyli ludzie i próbowali żyć w miarę normalnie. Matt wiedział w którym domu może zawsze coś podwędzić. Zawsze robił to samo. Chował się i czekał na dogodną okazję. Pies mu wtórował. Matt, kiedy zauważył okazję na wejście do domu, szybko skorzystał, gdzie pies zostawał na straży. Miał szczekać, kiedy ktoś się zbliżał. Matt odrazu wbiegł do kuchni. Zaczął zabierać wszystko co tylko sięgnął. Nagle pies zaczął szczekać. Od razu Matt uciekł przez tylne drzwi, chowając się w krzakach. Właściciel domu stał z wyprostowanymi rekami, gdyż bał się psa. Kiedy Matt był bezpieczni zagwizdał. Pies jak na komendę, odbiegał i biegł do swojego Pana. Pies cieszył się na widok swojego Pana, na co Matt dał mu nagrodę w postaci pogłaszczenia go. - Dobry pies..- śmiał się Matt. Wstał i zaczął iść gdzieś indziej. Do innego domku. I tym samym sposobem okradł 4 rodziny. Zadowolony z łupu, Matt zaczął wracać z psem do domu. Niestety zbyt długo mu zajęło okradanie i było już dość ciemno. Przez co szedł nie w tą stronę co powinien. Kiedy Nagle usłyszał krzyk. Szybko schował się a pies wraz z nim. Nic nie widział. Kiedy miał już wstawać, sądząc iż to fałszywy alarm, nagle zobaczył dwie osoby. Od razu się schował. Jedna osoba była wyższa od drugiej. Było ciemno i osoby, które widział Matt były za daleko, aby mógł stwierdzić kto to jest. Jednak doliczył się nie dwóch a trzech osób. Jedna osoba była noszona na rękach przez tego wyższego. Próbował mrużyć oczy, aby widzieć kto to jest. Niestety nie skutkowało. Zrezygnowany i pewny, iż jego też nie zobaczą, wstał. Zaczął iść w przeciwnym kierunku. Jednak Damon, coś wyczuł. Zaczął wąchać w stronę tych ludzi. Matt spojrzał na psa widział, w tym czasie ta wyższa osoba co nosiła jeszcze jedną osobę zauważyła go.- Hej.. co jest?- zapytał się zdziwiony, gdzie kleknął do psa. Jednak Damon, nie przestawał wąchać. Nagle pies się zerwał do biegu w stronę tych obcych ludzi. Szczekał, warczał. Matt szybko pobiegł za nim.- Damon!- krzyknął. Zdążył dobiec, gdyż pies chciał przeskoczyć pień zamiast go obejść. Złapał szybko psa trzymając go mocno. Siedział na dupie oparty o ten pień i przytrzymywał psa. Kiedy wychylił głowę zza pnia, nie było już tych ludzi. Westchnął, gdzie spojrzał na psa.- Nie dobry pies! - krzyknął gdzie puścił go. Damon skulił się- Nie dobry! A co jeśli by byli chorzy! I byś się zaraził! - krzyczał Matt stojąc nad psem i groził palcem. Po czym widząc spuszczony łeb psiaka westchnął. Kucnął do niego. Złapał za pysk psa obiema rękami i patrzył mu w oczu- Nie chcę, aby coś ci się stało, jesteś mi potrzebny, nie tylko do kradzieży, ale do życia też. Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz? Kocham cię Damon..- powiedział Matt gdzie przytulił się do psa. Pies przekrzywił głowę. Wyglądało to tak, jakby pies też się tulił do Matta. Rudzielec wstał i otrzepał kolana. Spojrzał na psa i się uśmiechnął- Wracajmy do domu. - pies zaczął machać ogonem, gdzie Matt znów go pogłaszczył. Obaj po 2 godzinach dotarli do domu. Jednak Matt nie zdawał sobie sprawy z tego, iż właśnie widział Toma, jak i swojego syna.

-1160 słów-

Proszę, nie... II ( TomTord)Where stories live. Discover now