-11-

375 32 83
                                    

Delikatny, nocny wiatr poruszał liśćmi drzew. Jeden z tych liści był nie wystarczająco silny i poddał się delikatnej sile wiatru. Niesiony był ku dużego domu. Opadając na posesję, leżał niczym nie strudzony wędrowiec. Kiedy nagle za bramę wjechało auto. Prędkość, która była nadana temu autu spowodowała poruszenie liścia, który wyruszył w kolejną podróż.

Z auta wysiadło dwóch mężczyzn. Mężczyzna po stronie kierowcy, przeczesał ręką włosy wysiadając, zaś pasażer z przodu poprawił ubranie. Mężczyzna po stronie pasażera sięgnął do tyłu auta i wziął teczki. Obaj jednym krokiem zaczęli iść w stronę domu. Kiedy byli przy dużych czerwonych drzwiach, jeden z nich wyciągnął rękę w stronę dzwonka, po czym zadzwonił. Nie czekali długo, gdyż właściciel tego ogromnego domu zszedł na dół. Otworzył im drzwi, ziewając.

-Nie za wcześnie przychodzicie?- odezwał się właściciel domu.

- Przepraszamy za zakłócenie ciszy nocnej panie Red Leaderze, ale mamy sprawę nie czekającą zwłoki.- odezwał się mężczyzna, który robił za kierowcę. Drugi mężczyzna, podniósł teczki , bardziej je przykładając do swojej klatki, tak aby rogacz je zauważył.

- Musi TO Szef zobaczyć- oznajmił pasażer. Obaj mężczyźni byli ubranych w garniturach, czarnych jak ta noc. Tord zmierzył mężczyznę, który był pasażerem, i spojrzał na dokumenty w teczce, po czym kiwnął głową, aby weszli do środka. Mężczyźni bez zastanowienia się odrazu weszli, gdzie właściciel domu zamknął za nimi drzwi.

W tym samym czasie w środku ciemnego lasu.

Marcus biegł przed siebie, czując za sobą oddech jakiegoś zwierzęcia, nie wiedząc, iż to była tylko Susan. Nie patrzył pod nogi, po prostu biegł przed siebie. Kiedy nagle Marcus potknął się o coś, co wydało dźwięk bólu i niezadowolenia. Podnosząc się na rękach i kolanach spojrzał do tyłu, szukając powodu, przez który się potknął. Zobaczył człowieka, który trzymał się za głowę. Był to młody chłopak. Marcus z początku usiadł na dupie cofając się, gdyż myślał, że jest  jednym z nich. Chłopak, który został brutalnie podeptany przez Marcusa, widząc go też się cofnął dupą. Marcus widząc, iż chłopak nie jest groźny i też się boi jak on, nabrał powietrza i je z ciężkością wypuścił.

-Myślałem, że jesteś jednym z nich..- powiedział Marc próbując się uspokoić. Chłopak spojrzał na niego zdziwiony.

-Jednym z "nich"?- patrzył- Kogo masz na myśli?- pytał się zdziwiony chłopak, Marc szybko na czworaka podszedł do chłopaka łapiąc go za ramiona.

-Tu są potwory!- krzyczał Marc- Musisz mi pomóc! Ja nie wiem, gdzie jestem!- Marcus potrząsał chłopakiem, gdzie temu trochę zaczęło się kręcić w głowie, i też złapał Marcusa za ramiona, gdzie tak samo zaczął go potrząsać.

-Kiedy kurwa ja też nie wiem gdzie jestem!-krzyczał chłopak. Marcus przestał momentalnie go potrząsać i spojrzał na niego.

-Ale.. Że jak nie wiesz? Co ty tu robisz?-pytał Marcus puszczając chłopaka.

-To samo mogę się ciebie zapytać..- westchnął chłopak. Marcus rozejrzał się, po czym wstał otrzepując dupę z liści jak i z piachu.

-Musimy stąd się wydostać - mówił Marcus rozglądając się, gdzie spojrzał na siedzącego jeszcze chłopaka - Razem..- powiedział uśmiechając się do chłopaka. Podał chłopakowi rękę- Jestem Marcus..- cały czas się uśmiechał, zapominając, iż nie dawno był śmiertelnie przerażony. Chłopak spojrzał na rękę po czym na Marcusa. Wyciągnął rękę w stronę Marca.

-Evan..- chłopak skorzystał z pomocy i wstał. Marcus Patrzył na chłopaka.

-To.. Masz jakiś plan?- zapytał się Marcus. Evan wzruszył ramionami, i zaczął się rozglądać.

Proszę, nie... II ( TomTord)Where stories live. Discover now