-10-

316 34 17
                                    

Marcus leżąc na kanapie, otworzył powoli oczy. Czuł ciężar na sobie, gdzie oczami powędrował do miejsca czucia tego ciężaru. Kiedy zlokalizował miejsce, zobaczył dziewczynę, która siedziała na nim i patrzyła z dziwnym wzrokiem, jakby potwora.  Nie wiedział, iż Susan, tak sprawdza jego stan zdrowia. Wystraszył się. Zaczął krzyczeć. Zrzucił z siebie Susan, która upadła z hukiem na podłogę. Wybiegł Marcus z domku. Tom minął się z Marcusem i nie widział jak chłopak ucieka. Wbiegł do domku, Tom widząc na podłodze Susan, szybko podbiegł. 

-Co się stało? Gdzie Marcus?- pytał Tom, klęcząc i pomagając wstać córce. Susan z pomocą wstała i popatrzyła na Toma.

-Musiał debil się wystraszyć tego, że zaczęłam go badać.- powiedziała oburzona, i zaczęła strzepywać z siebie piach, który miała na swoich ulubionych spodniach. Tom zmierzył ją.

-Musiałaś to robić? Przecież widziałaś jak zareagował na mnie..- mówił Tom, gdzie podszedł do komody i zaczął wybierać ciuchy- Pójdę po niego, o tej porze w lesie jest niebezpiecznie, a ty zostaniesz w domu na wypadek, gdyby wrócił- mówił Tom, i założył koszulkę.- Słuchasz mnie ?- odwrócił się do miejsca, gdzie wcześniej stała dziewczyna. Nie widząc jej, Tom zaczął się rozglądać- Susan?.. - nie było jej nigdzie w zasięgu jego wzroku. Szybko podbiegł do drzwi i krzyknął- Susan! Masz Szlaban jak wrócisz!- po czym westchnął i przetarł oczy jedną ręką.- O ile... wrócisz..

W tym czasie w domu Edda

Zielonooki właśnie skończył brać prysznic. Wychodząc z łazienki, trzymał w lewej ręce ręcznik i jeszcze wycierał włosy. Miał na sobie jedynie dolną część od piżamy. Kierował się do salonu, gdzie tam siedział na fotelu i oglądał swój ulubiony serial, Evan. Chłopak bardzo lubił filmy psychologiczne, jak i filozoficzne. Siedział z podkulonymi nogami, zaś rękę miał przy buzi.  Zawsze trzymał kciuka na ustach, kiedy myślał. Edd, na ten widok uśmiechnął się pod nosem. Podszedł do chłopaka, wcześniej zabierając pilota ze stołu.

- Starczy już. Idź spać.- powiedział zielonooki siadając na kanapie, niedaleko chłopaka. Ręcznik, którym wcześniej jeszcze wycierał włosy przełożył sobie przez szyję.

- Co? Jest dopiero 23..- powiedział Evan z błagalnym, lecz trochę z poirytowanym głosem.

-To już jest 23, a ty jutro do szkoły- uśmiechnął się Edd do chłopca.

- Ughh.. Jutro piątek, nie mogę sobie jeden dzień odpuścić?- mówił chłopak, gestykulując rękoma- Przecież to nawet szkoły nie przypomina, to jakaś budka, gdzie wszystkie dzieci z różnego wieku tam chodzą. To przypomina świetlicę bardziej..- popatrzył się na Edda, śmiejąc się, kiedy mówił ostatnie słowa. Edd spokojnie wstał i podszedł do chłopca.

-Więc w takim razie idź spać, bo jutro masz iść do świetlicy i koniec tematu.- powiedział brązowowłosy i wyszedł z salonu zostawiając za sobą Evana z naburmuszonymi polikami.

Chłopak jeszcze chwilę siedział, przy zgaszonym telewizorze. Rozglądając się spojrzał na otwarte okno. Nagle zerwał się, i podszedł do okna zasłaniając je zasłoną, po czym poszedł do swojego pokoju. Zamknął się w nim i czekał, aż Edd pójdzie spać. Kiedy ta chwila nadeszła, i chłopak usłyszał jak Edd zamyka drzwi do swojej sypialni, gdzie już z niej nie wychodził, chłopak wziął swoje codzienne ciuchy. Ubrał się w nie, po czym zszedł po cichu na dół. Podszedł do okna, które wcześniej zostawił otwarte. Przed schyleniem się do okna, Evan rozejrzał się jeszcze za sobą. Po czym nachylił się i sprawnie wyszedł przez okno. Uśmiechając się pod nosem szedł tak przed siebie. Nie wiedział dokąd, aby tylko iść.  Od czasu do czasu patrzył na rozgwieżdżone niebo. Myślał nad wszystkim, jak i o niczym. Przez swoją nie uwagę, zaszedł do granic miasta 96. Chłopak nigdy po za murami nie był. To znaczy, tak jakby. Gdyż nie urodził się w mieście 96. Nie pamięta do końca swojego dzieciństwa, co się dokładnie stało, że znalazł się tutaj.  Pamięta jedynie mocne światło, krzyki osób. Krzyk swojej matki, który nigdy nie zapomni. Hałas, smród spalenizny. Tylko tyle pamięta z dzieciństwa. Edd, też za bardzo nie chce o jego matce rozmawiać. Wie tyle, ile Edd chce, aby wiedział. Dlatego wie, że nie urodził się w tym mieście jak wszyscy jego znajomi ze szkoły. Że miał matkę, która bardzo go kochała. Evan domyślał się, iż nie jest prawdziwym synem Edda. Jednak nigdy nie miał odwagi, aby zapytać się w prost. Chłopak myśląc tak, rozejrzał się za strażnikami muru. Nikogo nie było w pobliżu. Delikatnie, ale zarazem szybko podszedł do muru. Zaczął szukać dziury, lub czegoś po czym mógłby się wspiąć. W końcu znalazł to czego szukał. Była to nie wielka dziura, jednak chłopak wiedział, że dla niego będzie idealna. Kucnął przy dziurze, jeszcze wcześniej rozglądając się. Zaczął się przymierzać do niej. Westchnął, kiedy stwierdził, iż będzie musiał zostawić kurtkę.  Odłożył ją na bok, miał zamiar ją później wziąć. Nachylił się, i wypiął tyłek. Kiedy był już w połowie, usłyszał dwóch strażników. Wystraszony, zaczął szybciej się przeciskać. Jednak w biodrach, nie mógł się przecisnąć. Serce zaczęło mu mocniej bić, kiedy usłyszał ich coraz bliżej. Zaczął mocniej się szarpać, wierzgał nogami, aby się przecisnąć. Adrenalina mu bardziej podskoczyła , kiedy  usłyszał jednego ze strażników.

- Hej! Kto tam jest?! Wychodź!- powiedział jeden ze strażników- Wyłaź natychmiast z rękoma do góry, bo strzelam!- zaczął krzyczeć jeden ze strażników, gdzie obaj wymierzyli w mur swoje bronie. Chłopak słysząc, co mówił strażnik, jeszcze bardziej zaczął się szarpać. W końcu po próbach, przecisnął się przez dziurę. Zaczął biec przed siebie wystraszony. Dwaj strażnicy podbiegli szybko do dziury. Westchnęli widząc, iż intruz im uciekł. Chcąc zawrócić i dalej kontynuować patrol, jeden z nich zauważył coś leżącego koło dziury. Schylił się i pokazał swojemu partnerowi. Podszedł bliżej partner i wziął do ręki kurtkę.

- Czy to kurtka..- nie dokończył strażnik, zaś drugi kiwnął głową, Zaczęli obaj szybko iść w stronę domu swojego szefa- Myślisz, że to porwanie?- zapytał się.

- Nie wiem, ale jeśli tak, to mamy przejebane- powiedział drugi patrząc na swojego partnera, gdzie obaj przyspieszyli kroku. 

Evan przez prowadzony strach, wbiegł do lasu. Biegł, i biegł. Zatrzymał go dopiero wystający korzeń, przez który się potknął. Leżąc tak po upadku, dopiero wtedy Evan złapał oddech. Położył się na plecach patrząc w górę. Było ciemno, nic nie widział. Drzewa zasłaniały wszystko. Kiedy w końcu wyrównał oddech, usiadł na dupie i zaczął się rozglądać. Skulił nogi, i zbierało mu się do płaczu. Nie wiedział, gdzie jest. Nie widział nawet, gdzie jest. Strasznie się bał. Podniósł głowę, kiedy usłyszał szelest krzaków, jak i nawoływanie. Słyszał, iż ktoś biegnie w jego stronę.

-1048 słów-

Zdjęcie, które widzicie na samej górze jest adekwatne, do tego co czuje, po przeczytaniu ostatnich komentarzy pod rozdziałem 9..

Powinniście im podziękować, bo dzięki temu zebrałm się w sobie, i o to jest następny rozdział :D

Proszę, nie... II ( TomTord)Where stories live. Discover now