-16-

229 31 11
                                    

Ciche i spokojne jeziorko stało na uboczu lasu. Wiatr delikatnie ruszał taflę wody. Jezioro odbijało duże i zielone drzewa, jak i jeszcze większą skałę, która otulała jeziorko do połowy. Na brzegach jeziora rosły przepiękne kwiaty, miejsce nigdy nie doznało krzywdy wojny. Nagle jezioro wzburzyło się, tafla wody zaczęła już szaleniej ruszać się. Szybkie wzburzenie wody spowodowały pewne łapy zwierzęcia. Konkretnie psa. Który skakał i łapał, a bardziej to próbował łapać wodę.

-Damon!- krzyknął właściciel psa. Pies obrócił w stronę głosu swojego właściciela.- Aport!- pies szybko podążył wzrokiem na to co rzucił jego właściciel. Szybko pobiegł w tamtą stronę. Właściciel psa siedział nie daleko jeziorka. Na ziemi pod drzewem. Chronił się przed słońcem, które i tak przedostawało się przez liście drzew wprost na jego piegi. Śmiał się, kiedy pies nie zauważył w którą stronę patyk poleciał, chociaż miał tuż obok siebie. Gwizdnął właściciel- Damon!- pies jak na rozkaz podbiegł do właściciela, gdzie odrazu zaczął go lizać po twarzy i trącić nosem jego rękę. Matt, odrazu zaczął go głaskać.- Jesteś głupi tak jak twój właściciel wiesz o tym?- śmiał się i znowu wziął patyk, najpierw mu go pokazał. Po czym jednym ruchem rzucił. Pies pobiegł za patykiem. Matt spojrzał w górę, gdzie podniósł lewą rękę, aby oczy chronić od słońca. Uśmiechnął się pod nosem. Zaczął myśleć, o tym, co było. Bardzo często tu przychodził właśnie, gdyż to miejsce strasznie przypominało jego dawne życie. Spokojne, piękne, a co najważniejsze szczęśliwe. Później wojna, porwanie, miłość ta jedyna i szybka strata jej na własnych oczach. Podkulił nogi gdzie spuścił głowę. Nie mógł sobie wybaczyć, iż zaślepiony zemstą, tak bardzo skrzywdził swojego przyjaciela. To nie na nim jeśli już powinien się wyżywać. To nie tak powinno wyglądać. Najgorsze jest to, że czasu nie cofnie. Chociaż tak bardzo pragnie. Im bardziej czas płynie, im staje się starszy, tym bardziej widzi, że w życiu nie ma bohaterów. Nie ma się kilku żyć. Upadek bardzo boli, a im więcej tych upadków tym wstać z kolan jest coraz ciężej. Miłość, jest bardzo trudna, to nie romans w telewizji, czy bajka gdzie wszystko ma "happy end". W końcu gdy nie możesz spać, nie możesz śnić, a skoro nie możesz śnić, to jakie życie ma znaczenie? Był bardzo zły na świat. Na życie, na wszystko. Ale powinien się starać być lepszym niż świat, a nie gorszym i ranić wokół osoby, które były ważne w jego życiu. Czasami jest lepiej po prostu odpuścić. I czekać. Czas leczy rany, ale blizny pozostaną. Dobrze o tym wie, ale ma nadzieję, która trzyma go przy życiu. Uśmiechnął się pod nosem na tą myśl, kiedy nagle poczuł mokry nos na ręce. Podniósł głowę i spojrzał na psa, który przyniósł już dawno patyk i czekał na nagrodę w postaci głaskania. Matt uśmiechnął się do psa- No już Damon- zaczął go głaskać- Jak myślisz, czy kiedyś Tom mi wybaczy? Zmieniłem się, mam nadzieje, że będę miał jeszcze szanse chociaż go przeprosić.. - wytarł wcześniejsze łzy przeszłości, której nigdy nie wymaże i wziął od niego patyk. Wstał i chciał rzucić, ale usłyszał jak coś mocno i głośno hukło. Szybko spojrzał w tamo miejsce. Zauważył czarny dym, gdzie nie daleko się unosił. Spojrzał na psa- Chodź sprawdzimy co się dzieje..- powiedział gdzie zaczął biec. Pies biegł obok niego. Matt zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Dał rękę na psa, gdzie ten czując na grzbiecie rękę właściciela usiadł, po czym położył się też się chowając. Matt widział auto. Nie widział dokładnie czyje auto, ale było widać, że dachowało. Chciał podejść, ale szybko cofnął się słysząc jak z nad przeciwka krzaki się ruszają. Bardziej się schował. Pies zaczął warczeć. Matt spojrzał na psa i uspokoił głaskaniem- Cii.. Bo jeszcze nas usłyszy..- powiedział cicho Matt. Widział fioletowego potwora, który wyciąga z auta jakieś osoby, to były dzieci. Matt patrzył się uważnie, kiedy nagle zobaczył swojego syna. Tak, to na pewno był jego syn. Matt, aż zrobił krok na przód. Wiedział po prostu że to jego syn jest wyciągany z wozu. Uśmiechnął się mimowolnie, ale był też zaniepokojony tym potworem. Sam nie wiedział co ma myśleć, wyglądało to jakby potwór chciał pomóc, ale to potwór. Tak sobie tłumaczył Matt. Chciał podejść, kiedy potwór położył jego syna na trawie z daleka od auta. Jednak usłyszał strzał, szybko spojrzał i widział jak potwór zabiera jego syna i pozostałe dzieci. Matt szybko wybiegł wprost do tego auta. Zajrzał do środka. Zobaczył Edda i Paula. Zamurowało go. Musiał szybko myśleć, więc jeszcze obejrzał się w stronę, gdzie potwór mu znika. Schylił się do tego auta i włączył nadajnik, który odrazu głośno zaczął działać. Oznaczał niebezpieczeństwo. Wiedział więc, że nie długo żołnierze Edda przybędą, obrócił się w stronę gdzie uciekł mu potwór. Schylił się jeszcze po jakąś rzecz, która należała do tych dzieci, a była to czapka Evana. Dał psu, aby powąchał i zaczął biec. Był dobry w tropieniu, szczególnie że miał ze sobą psa. W końcu po godzinie, dotarli pod jakiś domek. Matt ostrożnie patrzył i obserwował, kiedy nagle ten potwór z tego domku wyszedł. Matt bardziej się schował zza krzakami. Miał już rękę na broni. Potwór szedł jakby zza domek. Matt w tym czasie wyciągnął broń z namierzaczem. Kiedy potwór wrócił wymierzył. W tym momencie potwór zamienił się - Tom...?..- odrazu opuścił broń, i z niedowierzaniem patrzył, jak Tom przed wejściem do domku się rozciąga. Matt uśmiechnął się pod nosem- Znalazłem cię..

-883 słów-

Proszę, nie... II ( TomTord)Where stories live. Discover now