Nocny, północny wiatr kiwał liściami drzew. Wiatr wydawał się być nie spokojny, jakby zwiastował coś destrukcyjnego. Drzewa były posadzone wzdłuż ścieżki, jakby była wydeptana przez milion innych stóp. Tą ścieżką szedł Tord. Rozglądał się, nie pamiętał , aby kiedykolwiek był w takim miejscu , a przede wszystkim, co on tu robi. Szedł przed siebie, wzdłuż tej ścieżki. Im dłużej szedł, tym wiatr stawał się mocniejszy, przez co drzewa coraz bardziej się kołysały. Wyglądały jakby dawały ukłon Tordowi. Leader szedł przed siebie, jakby nie zważając na to. Miał ręce w kieszeniach i szedł w sumie spokojnie, chociaż w głębi swej czarnej duszy czuł nie pokój. W końcu dotarł na koniec ścieżki, rozejrzał się. Na końcu owej ścieżki była rzeka, a może morze? Sam jednooki nie mógł tego stwierdzić. Widział jedynie, iż nie ma dalej przejścia. Rzeka rozciągała się przed nim od lewej do prawej i nie było widać końca. Miał już się cofać, kiedy nagle zauważył na środku tej rzeki stojącą postać, nie dużego wzrostu. Zmrużył oko, aby przypatrzeć się tej osobie, oraz wyciągnął ręce z kieszeni. Kiedy przestała być dla niego nie znajoma ta postać, odrazu wskoczył do tej rzeki. Woda sięgała mu poniżej pasa, więc mógł dotrzeć do tej osoby. Tą osobą był Tom. Tord z uśmiechem na twarzy przebijał się przez wodę, która zdawała się być ciężka i bardzo lepka jak smoła.
-Tom! Kochanie!- krzyczał szczęśliwy Tord, gdyż znalazł w końcu jego.
Tom stał i patrzył się z uśmiechem na Torda, wyciągnął ręce do niego, jakby chciał, aby się przytulił Tord. Nie ruszał się z miejsca. Tord idąc do Toma, zauważył jak woda, która wcześniej była krystaliczno-przezroczysta, teraz stawała się być coraz ciemniejsza. Zmartwił się, jednak szedł dalej. Woda natomiast z ciemnego swego koloru zmieniała się na jasny karmazyn. Jednooki widząc to, chciał przyspieszyć ruchy nogami, które tylko stawały się coraz cięższe. Spojrzał szybko na czarnookiego, aby zobaczyć czy wszystko w porządku z nim i czy stoi dalej w tym samym miejscu. Tom miał już spuszczoną głowę. Tord myśląc, iż Tom wystraszył się tej wody, zaczął go nawoływać.
-Tom! Kochanie! Chodź do mnie! Nie bój się!- dalej próbował przedrzeć się przez wodę do niego. Był coraz bliżej - Tom! Proszę, spójrz na mnie!- zaczął trochę panikować Tord, gdyż czarnooki nie reagował na jego wołanie. Z karmazynowej wody, zaczęły się wyłaniać ludzkie szczątki, a nawet czasem tylko części ciała. Martwe ciała, które było widać na nich upływający czas, dryfowały spokojnie wraz z czerwoną wodą. W końcu czarnooki podniósł głowę i spojrzał na jednookiego.
-Tord! Pomóż mi! Proszę! - zaczął płakać Tom, gdzie spojrzał na Torda. Schował swoją twarz w swoje dłonie. Jednooki rękami zaczął odsuwać od siebie dryfujące martwe zwłoki, przedzierając się do niego.
- Już idę do ciebie! Nie bój się ! Jestem tu z Tobą!- krzyczał Tord, mając nadzieje , że to jakoś uspokoi go. Łzy Toma zmieniały na kolor tej rzeki. Tord był już blisko - Wszystko.... Będzie....- Wyciągnął rękę do płaczącego Toma, gdzie próbował złapać jego, objąć w swe ramiona i już nigdy nie wypuścić - Dobrze....- nagle Tord poczuł jak coś, lub ktoś chwyta jego. Ciała z początku martwe, ożyły. Chwyciły w pasie Torda i zaczęły ciągnąć go w dół. Tord przez ich siłę został wciągnięty do wody. Rzeka, która wcześniej sięgała mu do pasa, teraz nie miała dna. Jednooki próbował się wyrywać, walczyć z nimi. Kiedy tak walczył, zauważył znajome twarze. Twarze zabitych przez niego osobiście osób. Przeraził się, nie mógł oddychać. Spojrzał w górę, widział jak oddala się od stojącego w wodzie Toma, który dalej płakał. Wyciągnął do niego rękę. Próbował krzyczeć do niego. Jednak karmazynowa woda tłumiła wszystkie jego krzyki. Z wyciągniętą ręką ku górze, Tord wypuścił ostatnie resztki powietrza, które miał w płucach. Czując, że to już koniec, przymknął oczy. Kiedy nagle jednooki zerwał się otwierając szerzej oczy.
-TOM!! - wykrzyczał. Rozejrzał się. Był w swoim pokoju. I siedział na łóżku, mając kołdrę na swoich nogach, jak i wyciągniętą przed siebie rękę. Opuścił tą rękę, przetarł oczy. Był cały spocony, jak i szybko oddychał. Usiadł już normalnie na łóżku, ściągając z siebie kołdrę a nogi wystawiając poza łóżko. Próbował sobie przypomnieć sen, dlaczego tak szybko oddycha i dlaczego wykrzyczał imię swojego ukochanego. Na próżno, gdyż nie mógł sobie niczego przypomnieć. Jego przemyślenia przerwało pukanie do drzwi.
-Wejść! - krzyknął Tord, wstając i ubierając się.
- Mamy zgłoszenie, iż był wypadek Green Leadera. Nie daleko lasu. Podobno jakieś zwierzę zaatakowało jego auto. Miał ze sobą pasażerów. Niestety na miejscu był tylko Green Leader i jego podwładny, reszty nie znaleziono.- mówił jeden z żołnierzy.
- Wiadomo kim byli jego pasażerowie?- zapytał się Jednooki ubierając płaszcz.
-Nie sir, ale jest mowa o trójce dzieci, tylko tyle wiem.- patrzył się żołnierz na swojego Leadera.
-Pokażcie mi to miejsce..- powiedział Tord, po czym obaj wyszli z sypialni. Wsiedli do czerwonego auta, gdzie kierowca już czekał na nich. Pojechali na wskazane miejsce.
-808 słów-
YOU ARE READING
Proszę, nie... II ( TomTord)
FanfictionKontynuacja pierwszej części"Proszę, nie.." Minęło 10 lat od wydarzeń. Tord tak jak obiecał wychowywał Marcusa jak własnego syna, nie mówiąc nic o prawdziwym jego ojcu. Matt zapadł się pod ziemie i słuch o nim zaginął. Edd i Paul stali się rebeliant...