-14-

281 34 17
                                    

Dwie godziny później w domu Toma, godz. 5:34

Przez otwarte okno wkradał się mimowolny wiatr, który poruszał delikatnie kwiaty stojące w doniczkach na parapecie.  Wiatr ten otulał także trzy osoby, które leżały na jednym dużym materacu. Świeży powiew wiatru na twarzy obudził Ewana. Chłopak leniwie otworzył oczy, które nie współpracowały z nim. Obraz był zamglony, rozproszony, przez co Ewan musiał znowu je zamknąć i przetrzeć rękoma, po czym znowu je otworzył. Nie podnosząc się, chłopak rozejrzał się po pokoju. Obrócił głowę i zobaczył Marcusa, który spał obok niego, podnosząc się na rękach chłopak zobaczył, iż za Marcusem śpi Susan. Usiadł bardziej poprawiając się i próbując sobie przypomnieć co się stało. Dopiero po chwili zorientował się, iż jest w obcym kompletnie miejscu. Otwierając szerzej oczy, chłopak raptownie wstał. W tym momencie usłyszał hałas z podwórka. Chłopakowi zakręciło się trochę w głowie, przez szybkie podniesienie się i musiał oprzeć się szafeczki nocnej, która była obok materaca. Trzymając się szafeczki podszedł bliżej okna, przez które wyjrzał. Zobaczył jakiegoś mężczyznę, który bez koszulki dosłownie rąbie drewno przed domem. Ewan w ogóle nie potrafił rozpoznać mężczyzny, nie znał go.  Wtedy przypomniał sobie, iż jechał autem ze swoim ojcem i z nowymi przyjaciółmi. Westchnął spoglądając na jeszcze śpiących towarzyszy i powoli zszedł na dół po schodach, trzymając się poręczy. Będąc już na dole, Ewan rozglądał się po domu. Cały parter był otwarty. Czyli kuchnia, jadalnia jak i salon były w jednym wielkim pomieszczeniu.  Po lewej stronie od schodów były drzwi. Wyszedł na zewnątrz.  Chciał się dowiedzieć od tego mężczyzny wiele rzeczy, miał mnóstwo pytań. Podchodząc bliżej do tego mężczyzny,  który w ogóle nie zauważył chłopaka, tylko dalej rąbał drzewo, Ewan mógł dostrzec na jego plecach blizny. Mężczyzna był w podartych,  do kolan jeansach. Chłopak nie pewnie wyciągnął rękę w stronę mężczyzny, dając rękę mu na ramię, chcąc obrócić go.  Mężczyzna w tym momencie chciał się zamachnąć siekierą, jednak kiedy poczuł rękę, szybko się obrócił, gdzie widząc chłopaka uśmiechnął się do niego i odpowiedział.

- O...Już wstałeś?

W tym samym czasie w Mieście 96

Miasto, które zazwyczaj żyło spokojnie, tym razem ogarniał go chaos. Był okropny szum, harmider jak i głośne wycie syren z karetki. Karetka podjechała pod szpital, który jako z nie licznych budynków ocalał. Dwóch ratowników wyciągało z karetki  Paula, który nie przytomnie leżał na noszach. W środku szpitala na sali operacyjnej leżał sam Green Leader. Lekarze jak i pielęgniarki co chwilę wychodzili  z sali operacyjnej, po czym szybkim tempem wracali.  Z pokoju ordynatora wyszło dwóch lekarzy, którzy kierowali się w stronę sali operacyjnej, gdzie leżał Edd. Szli dość szybkim korkiem, gdzie drugi podał wyniki badań ordynatorowi.

-Tu jest komplet badań, które na szybko zrobiliśmy.- mówił. Ordynator spojrzał na wyniki, które szybko oddał.

- Jak do tego mogło dojść..- powiedział ordynator skręcając w drugi korytarz.

-Dwóch strażników bramy usłyszało ogromny huk, po czym jak poszli sprawdzić, zobaczyli wysoki ogień, więc odrazu podbiegli. Jak zobaczyli, że to nasz Green Leader odrazu wezwali pomoc udzielając przy tym pierwszej pomocy.- wytłumaczył lekarz.

-Nie o to pytam..- stanął nagle ordynator patrząc na lekarza. Spojrzał na plakietkę, gdzie widniało nazwisko "Sorel".- Widzę, że jesteś tu nowy Sorel, ale pytałem jak mogło się to stać, że Leader o mało nie stracił życia. Jak mogło do czegoś takiego dojść- zaczął iść już ordynator- Gdzie był sam bez obstawy, dobrze wie, że wojna dalej trwa, więc dlaczego sam się wybrał.

- Sądzi Pan, że to był przypuszczony atak?- spojrzał Sorel na ordynatora.

-Sądzę tylko to, aby teraz nasz Leader jak najszybciej wyzdrowiał..- spojrzał poważnie na lekarza, obaj byli już na korytarzu, gdzie na końcu niego znajdowała się sala operacyjna. - Jesteśmy w tym momencie osłabieni bez naszego przywódcy, jakby Red Leader się o tym dowiedział, odrazu by..- westchnął - Nawet nie chce myśleć co by się stało.- spojrzał na Sorela - Nikt nie może się o tym dowiedzieć, rozumiesz?

-Tak, rozumiem.- odpowiedział poważnie Sorel po czym obydwoje weszli na salę. Minęli wtedy lekarza, który wyszedł szybko z sali. Lekarz ten szedł w stronę pokoju dla pielęgniarek. Ściągnął rękawiczki, maskę jak i czepek na głowie. Przed wejściem do pokoju pielęgniarek rozejrzał się czy nikt go nie widzi. Na jego szczęście wszyscy byli teraz zajęci Eddem jak i Paulem.  Szybko wszedł zamykając na klucz drzwi. Podciągnął rękaw, gdzie wbił kod na zegarku. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy kod został wysłany. Patrząc przed siebie podszedł do okna, zostawiając na stoliku rękawiczki, po czym zaczął rozglądać się na piękne jeszcze miasto 96.

-Już nie długo, i ta strefa będzie należeć do Red Leadera.- powiedział pod nosem, po czym zaczął się śmiać. Jednak długo się nie śmiał, gdyż usłyszał, że ktoś próbuje wejść do pokoju. Szybko założył maskę i otworzył drzwi, przed drzwiami stała zdziwiona pielęgniarka.

-Dlaczego doktor się zamknął?- weszła odrazu do pokoju.

-Przepraszam, musiałem na chwilę odpocząć od tego hałasu, zebrać myśli..- tłumaczył się szpieg bardzo spokojnie, aby nie wzbudzać podejrzeń. Pielęgniarka spojrzała na fałszywego doktora.

- Niech doktor idzie na salę, dobrze wie doktor,że każde teraz ręce są tam potrzebne.- powiedziała po czym otworzyła szafkę z lekami. Szpieg przytaknął jej i poszedł odrazu w stronę sali, wcale nie miał zamiaru ratować przywódcy wroga. Jednak nie mógł wzbudzać podejrzeń. Pielęgniarka odprowadziła go wzrokiem, po czym spojrzała na rękawiczki, które fałszywy doktor zostawił. Były czyste, bez żadnej krwi. Wzięła woreczek i wsadziła te rękawiczki do worka nie dotykając ich swoimi placami.  Wychodząc z pokoju, rozejrzała się tylko i wyszła ze szpitala odrazu dzwoniąc przez telefon.

-Mam to..- powiedziała pielęgniarka chowając rękawiczki bardziej do torby i wsiadła w auto, po czym odjechała.

-907 słów-

Proszę, nie... II ( TomTord)Where stories live. Discover now