Wiatr kołysał wolno stare drzewa. Deszcz przestał już padać na gałęzie starych drzew, jak i na ogromny dom. Cichy i spokojny wiatr wkradał się przez otwarte okno do pokoju Marcusa. Rześkie i łagodne powietrze unosiło się po pokoju, ruszając delikatnie firanę. Na łóżku siedziała Susan, dalej czekając na Marcusa. Siedziała zamyślona, oparta z rękami do tyłu, oraz z zamkniętymi oczami. Powoli i spokojnie oddychała. Uwielbiała ten zapach po deszczu. Relaksowała się zawsze przy swoim oknie w swoim domu, czując ten zapach. Zawsze nabierała po tym dużo energii. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy nagle jej błogi stan przeszkodził znajomy zapach, i to nie był zapach deszczu. Otworzyła leniwie oczy i zobaczyła stojącego przed nią mężczyznę, cały był zdyszany.
-Tata?- zapytała się Susan, prostując kręgosłup i siadając już normalnie. Tom szybko przeleciał wzrokiem po córce. Zobaczył wbitą w nogę strzałę. Szybko kucnął do córki, gdzie patrzył na strzałę.
-Kto ci to zrobił?- powiedział czarnooki, będąc wściekłym. Spojrzał na Su z dołu. Susan nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż Tom wziął ją na ręce- wracamy do domu i to już - powiedział gdzie kierował się w stronę okna. Susan spuściła głowę tylko i nic nie odezwała się. Wiedziała, że w takim stanie w jakim teraz Tom się znajdował lepiej nawet nie otwierać ust. Nie mówiąc już o odezwaniu się. Tom będąc już blisko okna zamienił się w potwora, dając już jedną nogę na parapet. W tym momencie wszedł Marcus.
-Słuchaj, znalazłem trochę bandaży, ale nigdzie nie mo...- nie dokończył, gdyż podniósł głowę i spojrzał na nich. Tom jak i Susan patrzyli też na niego. Czarnooki z początku miał ochotę płakać, ale ze szczęścia, iż widzi swojego syna po tylu latach. Jednak szybko obrócił głowę widząc przerażenie w oczach Marcusa. W końcu miedzianowłosy nie znał Toma, a już tym bardziej w tej postaci. Marcus, kiedy zobaczył na rekach tego potwora Susan szybko zareagował i sięgnął po swoją kuszę, która znajdowała się obok drzwi i wycelował w Toma.- Zostaw ją ty potworze! - krzyczał Marcus, gdzie czarnooki spojrzał na Susan, ta zaś wyciągnęła rękę, aby miedziany nie strzelał.
-Nie! To mó..- nie dokończyła, gdyż czarnooki wyskoczył z okna. Tom pobiegł odrazu w krzaki, gdzie Marcus pod wpływem adrenaliny też pobiegł za nimi, wyskakując z okna. Niestety spadając na nogi, Marcus skręcił kostkę. Jednak przez adrenalinę, która teraz płynęła w jego żyłach podniósł się i biegł za nimi. Sam był zdziwiony, iż dotrzymuje im kroku. Nie tylko Marcus był zdziwiony, Tom też. Czarnooki wskoczył na gałęzie drzew, mając nadzieje, że zgubi Marcusa. Zaczął skakać po gałęziach uciekając. Jednak Marcus nie tracił ich z oczu i próbował cały czas wystrzelić. W pewnym momencie Marcus przez skręconą kostkę przewrócił się. Tom z Susan na rękach dalej uciekli skacząc po drzewach. Marcus stracił ich oczu. Wstał, gdzie się otrzepał. Zaczął dalej biec. Biegł przed siebie. W końcu, kiedy stanął, aby nabrać oddechu, zauważył, iż nie wie gdzie jest. Zaczął się rozglądać. Nie wiedział, którędy ma wrócić. Zaczął iść, prowadzony przez zapach. Sam nie wiedział dlaczego. W końcu dotarł do małego jeziorka z wodospadem. Szybko schował się za krzakami pod gałęzią jednego z niskich drzew, kiedy zobaczył Toma i Susan. Wycelował szybko kuszę w Toma. Czarnooki puścił Susan, aby ta stanęła na własne nogi.
-Musiałeś tak go wystraszyć?!- krzyczała Susan patrząc na Toma, który był dalej zmieniony w potwora.
- Musiałem jakoś nas stamtąd zabrać.- powiedział spokojnie Tom, w tym momencie Marcus miał już idealnie na celowniku Toma. Jednak poruszył się Marcus, przez co Tom usłyszał go. Wystrzelił Marcus, jednak zanim strzała doleciała do swojego celu, Tom zmienił się w człowieka i złapał strzałę obracając się . Marcus nie mógł uwierzyć własnym oczom. Chciał szybko wstać.
- Jak To!..- nie dokończył, gdyż zapomniał Marcus, iż ma nad głową gałąź. Raptownie, kiedy wstał uderzył się głową o tą gałąź, przez co stracił przytomność. Tom wyrzucił w prost do jeziorka strzałę, którą trzymał w ręce. Susan szybko podbiegła do Marcusa. Tom powolnym ruchem też się zbliżał.
-Nie możemy jego tak tu zostawić.- powiedziała Susan trzymając ciamajdy głowę. Tom wzruszył ramionami.
-Na pewno nie zaniosę go tam skąd przyszedł - zaczął iść w stronę ich domku, czyli w przeciwną stronę.- Nie musiał debil biec za nami.- powiedział, gdzie Susan złapała go za bluzę. Tom obrócił się do niej. Dziewczyna stała i patrzyła się na ojca.
-To do nas zanieśmy go- powiedziała patrząc na Toma, schyliła się i jednym ruchem wyciągnęła sobie strzałę z nogi. Spojrzała na nią- Rana już mi się goi, kiepsko by było gdyby się zagoiła wraz z tą strzałą- zaśmiała się, gdzie Tom patrzył na nią.
-Wiesz dobrze, że mamy zasady- powiedział Tom biorąc od niej strzałę i oglądał ją.
-Tak, tak.. wiem- spuściła głowę- Ale to jeszcze dziecko, nie możesz tak tu go zostawić- powiedziała patrząc na Toma błagalnie, jakby prosiła rodzica o zwierzątko. Tom złapał się za kark i odwrócił wzrok, gdyż wiedział, że jak dłużej będzie patrzył na Susan to ulegnie jej.
-No.. Nie wiem Su..- powiedział Tom mając oczy zawieszone na wodospadzie. Kiedy wrócił wzorkiem na Susan westchnął, gdyż ta dalej miała te oczy szczeniaka.- Dobra.. niech będzie- podszedł do Marcusa- Ale Ty go pilnujesz -powiedział i wziął na ręce chłopaka. Trzymając miedzianego na rekach, odrazu Tom przypomniał sobie pierwsze dni życia Marcusa. Uśmiechnął się pod nosem. Bardzo wyrósł Marcus, odkąd Tom ostatni raz trzymał go na rękach. Patrzył cały czas na Marcusa nie ruszać się z miejsca. Patrzył na jego włosy, jaki mają kolor, na jego piegi. Był tak bardzo podobny do Matta, jednak Tom nie czuł do niego odrazy. Pamiętał dzień w którym Marcus się urodził. Jak trzymał go na rękach, gdzie Marcus miał zaledwie kilka godzin. Wtedy podeszła Susan.
-Tato? Wszystko w porządku?- zapytała się zmartwiona dziewczyna, gdyż widziała na twarzy, jakby smutek, ale i szczęście.
-T-tak.. Chodź, wracajmy do domu -powiedział i szedł mając na rękach nie przytomnego Marcusa, zaś obok szła Susan. Przez całą drogę do domku ich, Susan opowiadała co się jej przydarzyło, jak to się stało, że się spotkali. Tom uśmiechał się przez cały czas, gdyż tylko on wiedział, że są rodzeństwem. Cieszył się Tom w głębi duszy, gdyż w końcu może znowu potrzymać Marcusa na rękach. Mając go blisko siebie, blisko swojego serca. Blisko tego serca, które Marcus pierwsze usłyszał. W końcu pod tym sercem był 7 miesięcy zanim przyszedł na świat. Miedziany miał spokojny oddech, słysząc znowu znajome bicie serca, tak dobrze mu znane a jednak od dawna zapomniane.
-1052 słów-
YOU ARE READING
Proszę, nie... II ( TomTord)
FanfictionKontynuacja pierwszej części"Proszę, nie.." Minęło 10 lat od wydarzeń. Tord tak jak obiecał wychowywał Marcusa jak własnego syna, nie mówiąc nic o prawdziwym jego ojcu. Matt zapadł się pod ziemie i słuch o nim zaginął. Edd i Paul stali się rebeliant...