Kochani ❤️
Wyjeżdżam na ferie co oznacza, że będę miała problem z internetem. Spróbuję jakoś rozwiązać ten problem żeby do końca ferii wstawić dla was jak najwięcej rozdziałów. Ten rozdział będzie oczami nowej osoby, która znalazła się w trudnej sytuacji więc będzie dość specyficzny.
Mam nadzieję, że się zczytamy 😉
Ultraviolet 🌍KRZEMIEŃ
Biegnę za nim. Ciężko oddycham. Czuję się jakby ktoś ściskał moje płuca. Moje mięśnie pieką jakby były zrobione z żaru. On odwraca głowę, ale nie zwalnia. Krzyczę za nim, że nienadążam. Słychać strzał, a kula przerywa miękką skórę i mięśnie. Ciepła, ognista ciecz zalewa mi ręce, twarz, skleja moje włosy, zalewa oczy.Budzę się w namiocie. Czuję napływającą falę nudności. Ból głowy jest nie do zniesienia. Wstaję i wybiegam za namiot aby zwrócić pozostałości kromki suchego chleba, którą udało mi się w siebie wcisnąć na kolację. Rondel już dawno stoi na warcie z Czarnym, a Piguła poszła spać. Wypluwam z siebie wodnistą maź. Nie chcę nikogo budzić.
W końcu udaje mi się uspokoić żołądek. Siadam na mchu i obserwuję cichy las. On chciał w nim zostać. Chciał zapamiętać ten świat jako cichy i bezpieczny. Nikt nie sądził, że jego śmierć tak bardzo mną wstrząśnie. Z resztą każdym z nas wstrząsnęła śmierć Jacka. Mech jest miękki jak poduszka. Podciągam nogi pod brodę i zwijam się w kłębek pod drzewem.
Idziemy lasem. Cała drużyna podśpiewuje i gwiżdże. Chłopcy skaczą, a dziewczynki z drużyny damskiej, z którą pojechaliśmy na rajd wesoło śpiewają. Prowadzę kolumnę, a Jacek idzie koło mnie. W swoich rękach trzyma mapę. Pokazuje mi gdzie powinniśmy skręcić. Uśmiecham się z dumą wypisaną na twarzy.Łapię głęboko powietrze. To był dzień w którym dowiedzieliśmy się, że wybuchła wojna. Musieliśmy schronić się w lesie. Podnoszę głowę do nieba.
- Nie wiem czy tam jesteś, ale jeśli istnieje niebo, to na pewno właśnie tam się znalazłeś - szepczę do niego. Mam nadzieję, że mnie słyszy. - Bo byłeś małym światełkiem w świecie objętym okrucieństwem i wojną. - mój wzrok spowrotem zostaje wbity w ziemię. Chcę spędzić w tej ciszy wieczność, ale wiem, że muszę powitać nowy dzień i stawić czoła kolejnym wyzwaniom. Jacek na pewno nie chciałby abym zaniedbał drużynę na rzecz jego śmierci. Na pewno będę o nim myśleć, przecież był moim podopiecznym i pozostanie nim na zawsze. Wbrew pozorom był dla mnie wzorem do naśladowania mimo dużej różnicy wieku między nami. Był jednym z najmadrzejszych ludzi jakich znam. Widziałem w nim swojego zastępcę.Stoję w ciemnym lesie. Jest okropnie zimno i ciemno. Stoi tam. Ubrany jest w swój mundur, a na jego piersi widnieje plama krwi, która z czasem się powiększa. Patrzy na mnie z powagą.
- Jacek - mówię spokojnie. Uśmiecha się delikatnie, uspokajająco.
- Druhu, jest druh moim opiekunem krzyża, prawda? - pyta swoim charakterystycznym głosikiem.
- Tak, tak. Oczywiście - odpowiadam zaskoczony prostotą pytania.
- Rozpisze druh ze mną próbę na Młodzika? - pyta chłopiec i czeka na odpowiedź. Drzewa wokół nas poruszają się, ale nie wydają żadnego dźwięku.
- Oczywiście, Jacku - mówię i staram się uśmiechnąć. Chłopiec wybucha perlistym śmiechem.
- Tak się bałem druha o to zapytać - mówi ze śmiechem. - Bo druh jest taki zajęty drużyną. Jest druh dla mnie autorytetem.
- Jacku... - zaczynam, ale chłopiec przerywa mi gestem.
- Mogę druhowi pomóc, jeśli druh chce. Wystarczy, że druh mnie zawoła - mówi z uśmiechem Jacek i staje na baczność. Salutuje mi, a potem powoli się odwraca i idzie w las. Na jego plecach plama krwi jest już ogromna.
- Jacek - szepczę, ale chłopiec już zniknął.Otwieram oczy. Dalej siedzę skulony pod drzewem. Mech był dla mnie poduszką. Jacek. On zawsze przy nas będzie. Jestem pewien.
- Tak Jacku. W razie czego, zawołam cię - mówię sam do siebie. Czuję się jakbym zwariował, ale być może to jedyny sposób aby mój organizm poradził sobie ze stratą?
CZYTASZ
Batalion „Sokół"
AdventureWokół latają pociski. W myślach nucę wesołą, jakby zapraszającą do walki piosenkę. "Dziewczyno z granatem w ręce...". Spoglądam na Czarnego, mrużąc oczy od otaczającego nas kurzu. Widzi mnie. Pierwszy raz od dawna jesteśmy wolni. Tańczymy pośród odł...