Witam moi kochani!
Przykro patrzeć jak bardzo spadła oglądalność przez ferie ale tłumaczę to tym, że każdy z nas chce się wyszaleć na śniegu i nie spędza czasu przed ekranem. Ci którzy nie przeczytali poprzednich rozdziałów, zapraszam, bo wiele się wydarzyło. Tymczasem życzę wam miłego początku czy końca ferii.
Mam nadzieję, że niedługo znowu się zczytamy 😉
Wasza śnieżna Ultraviolet na snowboardzie 🌍😁😎
PS. Zdjęcie z wakacji żebyście mieli klimat lata ;)Poranek wdziera się do namiotu natarczywymi promieniami słońca. Zamykam oczy i pozwalam by ciepło obudziło mnie ze snu. Podnoszę się z pryczy, a mój wzrok pada na Damiana, który leży w rozkopanych kocach. Śmieję się cicho, a on uśmiecha się na ten dźwięk.
- Możesz to powtórzyć? - pyta z błogim uśmiechem na zaspanej twarzy. Śmieję się szczerze z jego reakcji, a on otwiera leniwie niebieskie oczy i wbija we mnie spojrzenie pełne uwielbienia.
- Muzyka dla moich uszu - mruczy cicho i podnosi się z łóżka. Wtedy wraca do mnie piekło ostatnich dni. - Hej, co się dzieje? - pyta. Widocznie moje myśli są wypisane na twarzy.
- Wiesz jak się czuje Krzemień? - pytam w odpowiedzi. Czarny wzdycha ciężko.
- Rondel mówił, że nie było z nim za dobrze kiedy zostawiał go w namiocie z Pigułą - mówi udręczonym tonem i spuszcza wzrok. Patrzy na swoje buty wystające spod pryczy, czekające na jego stopy.
- Pójdę sprawdzić co u niego - mówię i zaczynam szykować się do wyjścia. Mina Damiana mówi mi, że wolałby abym z nim została, ale nie zatrzymuje mnie. Też wstaje i powoli szykuje się na powitanie kolejnego dnia. Zapinam pas od bojówek i wychodzę z namiotu żwawym krokiem. Czuję na sobie spojrzenie Czarnego, ale nie odwracam się do niego. Niemal biegnę do namiotu Krzemienia. Boję się co zobaczę po odsłonięciu wejścia.
Krzemień leży na pryczy. W jego namiocie jest duszno. Czuję kwaśny zapach wymiocin, który wzbudza u mnie nudności. Na szczęście udaje mi się je opanować. Nie śpi. Patrzy w sufit nieobecnym wzrokiem. Jego brak reakcji na moją obecność uważam za zaproszenie.
- Jak się czujesz? - pytam, czekając aż przeniesie wzrok miodowo brązowych oczu na mnie. Odsuwam pofalowaną burzę ciemnych, mokrych od potu włosów z jego czoła.
- Chyba jest lepiej - mówi ze słabym uśmiechem na ustach. - Przejęłaś się mną.
- Po prostu wiem co czujesz - odpowiadam pewnym głosem. - Straciłam na tej wojnie już chyba wszystkich - dodaję i wbijam wzrok w ziemię.
- A Czarny? Kim on właściwie dla ciebie jest? Raz macie się ku sobie, raz nie rozmawiacie ze sobą cały dzień - zasypuje mnie pytaniami. Podnosi się do pozycji siedzącej i patrzy na mnie badawczo.
- To chyba nieco skomplikowane - odpowiadam przestraszona. Przestraszona tego, że nie znam odpowiedzi. Przypominam sobie co wydarzyło się między mną, a Rudym przed wyjazdem i czuję, że nudności się nasilają.
- Rozumiem. Jesteś jedną z tych, których głowa zajęta jest wojną, a nie miłostkami - podsumowuje Krzemień z uśmiechem na swojej bladej twarzy.
- Może napijemy się herbaty? - niezbyt zgrabnie zmieniam temat. Krzemień uśmiecha się jeszcze szerzej.
- Dobry pomysł. Czas się ponieść po tym niefortunnym upadku. Nie mogę cały czas leżeć na ziemi. Mam pod swoimi skrzydłami drużynę - mówi chłopak bardziej do siebie niż do mnie, przeczesując włosy ręką. - Poza tym przydałaby mi się kąpiel.
- No to już do jeziora! - wołam uradowana jego zmianą humoru. Poprawia mu się, jestem pewna.Ubrana w samą bieliznę biegam po niedużym pasie piachu nad jeziorem. Śmieję się jakbym chciała zagłuszyć strzały dochodzące z wioski, które stały się dla mnie taką codziennością, jak strzały słyszane na ulicach Warszawy. Damian biegnie za mną ubrany jedynie w bieliznę i również śmieje się jakby to wszystko co nam się przydarzyło nie miało miejsca. Jakbyśmy nie przyjechali tu pomścić naszego majora, Alka i Karola. Nie pozwalam by myśl o nich rozbrzmiała ponad moim śmiechem. Chłopak dobiega do mnie i podnosi jak księżniczkę. Biegnie dalej ze mną na rękach i śmieje się jeszcze głośniej. Wpada ze mną na rękach do wody, a ja piszczę, roześmiana. Tafla jeziora wylatuje w powietrze i ochlapuje mnie i jego. Śmiejemy się, dyszymy od szaleńczego biegu przez plażę. Czuję każdy jego mięsień. Oplatam jego szyję rękoma i wtulam się w niego.
- Gotowa? - szepcze mi do ucha nieśmiałe pytanie. Kiwam głową, a on delikatnie opuszcza mnie do wody. Jest zimna, przyjemnie chłodzi rozgrzane mięśnie. Po chwili do wody wbiega Krzemień z całą swoją drużyną. Błyszczące niczym kryształki krople wzbijają się w powietrze i ochlapują wszystkich dookoła. Wojna gdzieś znika gdy stoję między nimi wszystkimi, małymi dziećmi i młodzieżą w moim wieku. Uśmiecham się. Ktoś na brzegu włączył gramofon przyniesiony z wioski. Pierwsze dźwięki spokojnej muzyki docierają do moich uszu.
- Czy mogę druhnę prosić do tańca? - pyta Damian z błyskiem w błękitnych oczach.
- Ależ oczywiście, druhu - odpowiadam i zakładam mu ręce na szyję. Łapie mnie w talii i prowadzi lekko się kołysząc. Woda stawia opór naszym nogom, ale jest to przyjemne. Wszyscy dobierają się w pary i tańczą z nami. Patrzę mu w oczy, on odwzajemnia to spojrzenie. Słońce ogrzewa naszą odkrytą skórę. Taniec, powolne ruchy, które pozwalają zapomnieć o piekle jakie rozgrywa się każdego dnia. Piosenka kończy się ustępując miejsca kolejnej.
- Mógłbym tak z druhną tańczyć do końca świata - mówi Damian, a z jego oczu bije s z c z e r o ś ć. Ta jedna rzecz, której tak pragnę między nami. Pragnę szczerości w tym świecie kłamstw. Przytulam się do niego. Obejmuje mnie silnymi ramionami.
- Nigdy cię nie puszczę, słyszysz? - szepcze mi do ucha. - Nigdy.
- Kocham cię - odpowiadam mu. Żadne inne słowa nie pasują do jego wyznania. Odsuwam od siebie głos, który przypomina mi co działo się pomiędzy mną, a Rudym.
- Ja ciebie też - odpowiada w moje włosy. Kołyszemy się jeszcze chwilę w rytm muzyki, przytuleni do siebie, a ja marzę żeby ta chwila nigdy się nie skończyła.
CZYTASZ
Batalion „Sokół"
AdventureWokół latają pociski. W myślach nucę wesołą, jakby zapraszającą do walki piosenkę. "Dziewczyno z granatem w ręce...". Spoglądam na Czarnego, mrużąc oczy od otaczającego nas kurzu. Widzi mnie. Pierwszy raz od dawna jesteśmy wolni. Tańczymy pośród odł...