Pomóc Od Przyjaciół

19 1 1
                                    

Dzisiaj przyjeżdża Victor do dziewczyn. Phoebe już z nim jest, ale Prue nie chce z nim rozmawiać. Przyjechał wcześniej, bo ma być ślub Piper i Leo. Szczęściarze. Ja za to dalej mam żałobę, która nigdy się nie skończy. I coś się dzisiaj stało. Zaczęło się w nocy. Nie mogłam zasnąć i prawie cały czas wymiotowałam. Wstałam o 7 rano i siedziałam na dole i masowałam brzuch. Coś się dzieje z malcem. Boję się o niego. Gdy bóle się nasiliły próbowałam zadzwonić do Neal'a, ale nie odebrał. Pewnie jest na operacji lub ma wolne i śpi. Dobra, pora wstać i pójść do dziewczyn. Ale kiedy uszłam malutki krok, ból się nasilił i cicho krzyknęłam. Błagam, niech ktoś mi pomoże. Po paru minutach, które były dla mnie wiecznością usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - wysapałam.
- To ja, Victor. Posłuchaj... - kiedy mówił wszedł do mojego domu i przerwał widząc mój stan- Co się stało?
- Nie wiem. Mam boleści brzucha, prawie cały czas wymiotuję. Boję się - wyłkałam.
- Spokojnie. Chodź, zawioze cię do szpitala. Dasz radę iść? - powiedział chwytając mnie za dłoń.
- Chyba tak- wysapałam.
I tak jak wcześniej uszłam malutki krok i znowu silny ból w brzuchu.
- Veni, co się dzieje?
Podniosłam wzrok i zobaczyłam Elijah. Nie wiem, czy mu zaufać.
- Wiem, że jesteście skłóceni, ale tu chodzi o zdrowie twojego syna. - rzekł poważnie Victor.
On ma rację. Dla dobra synka powinnam na jakiś czas zaufać mu. I tak on jest lepszy niż Klaus.
- Mam boleści brzucha. Nie wiem, co się dzieje.- wytłumaczyłam.
- Też nie może chodzić, jak widzisz. Pomóż mi ją zanieść do auta. - dodał ojciec Czarodziejek.
Wszedł niepewnie i chciał pomóc mi iść, ale znowu zabolał mi brzuch. Elijah w tym momencie bardzo mnie zaskoczył, ponieważ wziął mnie na ręce i zniósł do auta. Posadził mnie z tyłu, a on obok mnie. Victor sasiadł za kierownicą i pojechał szybko do szpitala. Te szybkie tempo mnie minimalnie dobijało, więc sama z siebie chwyciłam Jelenia za dłoń dla otuchy.
- Spokojnie, zaraz będziemy na miejscu - uspokajał mnie. - Kiedy zaczęły się bóle?
- W nocy. Były też wymioty, ale rano mi przeszły - odpowiedziałam - Co się stało? Masz jakieś podejrzenia?
- W ciąży każda kobieta ma wymioty i mdłości. Słyszałem coś o wcześniejszych skurczach, ale to nic takiego...
I już nic więcej nie powiedział, bo zaczęłam mrozić go wzrokiem. Ta, to nic takiego. Niech to powie moja macica i malec. Zaparkowaliśmy przed szpitalem i Elijah szybko wysiadł po wózek. Powoli usiadłam na nim. I w tym momencie zaparkować mój kochany lekarz. Trochę zesztywniał, gdy zobaczył swojego kolegę z pracy. Cicho jęknęłam, ponieważ ten ból był silniejszy.
- Neal, później będziesz się na niego gniewać. Coś się dzieje z synem.
- Prosze jej pomóc. Zadzwonię po dziewczyny i powiem im sytuację. Może Piper odklei się od tego Ducha Światłości i przyjedzie tu. Nie uwierzysz, że spotyka się z nim, chociaż wie, co przeżyłem  z Patty i jej Strażnikiem. Te Anioły to problemy.
- Bardzo interesujące, ale później mi to powiesz. Ja tu cierpię. - przerwałam  mu.
Ciekawe, co się stanie, gdy dowie się, że jestem hybrydą. No to wtedy dałby mi wykład. Neal zaczął mnie pchać w stronę szpitala.
- Helen, zawieź pacjentkę do osobnej sali. Ma przedwczesne skurcze i trzeba ją zbadać. Za chwilę przyjdę - poprosił jedną pielęgniarkę.
Wzięła mnie i pojechaliśmy na 4 piętro. Elijah też z nami był. Chyba chce zadośćuczynienia. Pielęgniarka wbiła mi weflon w rękę i pomogła położyć się na łóżku.
- Co to się stało, że pomagasz? Czyżbyś przestał się słuchać swojego brata od 7 boleści. - spytałam głaszcząc się po brzuchu.
- Venica, proszę cię. Po tej kłótni z Piper zacząłem dopiero rozumieć, co zrobiłem. A przede wszystkim tobie. To, co zrobił Kol'owi to... Śni mi się po nocach. Powiedziałem Klausowi to wszystko. Nie rozumie tego wszystkiego.
W tej chwili wszedł Neal ze sprzętem do badania.
- Dalej masz skurcze? Pan Victor powiedział, co się dzieje.
- Tak, dalej mam. Co to może być? - spytałam zaniepokojona.
- Mam pewne podejrzenia. Ale muszę cię zbadać. Dasz radę się rozebrać?
- Spróbuję.
Powoli ściągnęłam spodnie i przykryłam je kołdrą, by mój były mnie nie podglądał.
- Victor coś powiedział, że dziewczyny mają problemy. Że Prue utknęła w Pętli Czasu, Phoebe została postrzelona.
- Co? - spytałam zaskoczona podnosząc głowę - Jeżeli miało mnie to uspokoić, to słabo ci to idzie. Muszę im pomóc.
Chciałam usiąść, ale znowu dostałam skurczu. Spojrzałam na Elijah.
- Jeżeli chcesz odzyskać nasze zaufanie, to im pomóż. I powiedz Victor'owi, że Duchy Światłości są dobre. Chyba wiesz czemu ich nienawidzi.
Kiwnął głową, że rozumie i poszedł. Położyłam się bardziej wygodniej i zaczął mnie badać. Trochę czułam się niekomfortowo. Coś milczał, a ja się coraz bardziej stresowałam
- Neal, co się dzieje?
- Chyba wiem, czemu miałaś te skurcze. To skurcze Braxtona-Hicksa. Są niegroźne. One po prostu przygotowują cię powoli na ból, który pojawi się pod koniec ciąży. Za chwilę przepisze ci leki i lądujesz do końca ciąży do łóżka.
- To nie jest mój styl. Zapomniałeś.
- Ale masz zwolnienie od swojego ojca. On też jest za tym, byś odpoczywała. To są plotki od mojego narzeczonego.
- Potwierdzone. A mam prośbę. Możesz mi wypisać coś na hormony. Mam dosyć tego płaczu, a już zwłaszcza przy durnych domowych rzeczach.
- Przykro mi, ale musisz sama to przetrwać.
Jęknęłam załamana z oczami pełnych łzami. Neal za to zachichotał.
- Dobra, możesz jeszcze tu trochę odpocząć, a później do domu odpoczywać.
Już szedł w stronę drzwi, kiedy postanowiłam zadać mi pytanie, które męczyło mnie od bardzo dawna. Jeszcze nikogo o to nie zapytałam. Ale na swojego lekarza i najlepszego przyjaciela mogę zawsze liczyć.
- Neal. Mam do ciebie pytanie. Nie związane z ciążą.
- Dobrze. Pytaj- zachęcił uśmiechem podchodząc do mnie.
- Jak dobrze wiesz, byłam szefową w hotelu. Ale zrezygnowałam z tego dla dziecka. Paru moich przyjaciół z tej starej pracy zaczęło mi mówić, że ten nowy kierownik jest tyranem. A to syn założyciela tego hotelu. Otóż tak jak on i przyjaciele chcą, bym znowu kierowała tym, ale z domu. A jak i te prace lubiłam jak i nauczanie młodych czarodziei. Co mam zrobić?
- Odpoczywać- odparł.
- Neal, proszę. Wiem, że jestem prscoholokiem, ale jestem taka jaka jestem. Wiń geny, nie mnie.
- Venica. Widzę, że tu nie chodzi tylko o pracę. Ale o ciebie - powiedział siadając koło mnie- Powiedz, co się dzieje.
- Szczerze... To przez te wszystkie lata opiekowałam się czarownjcami, że nie zwracałam uwagi na swoje potrzeby. Ale kiedy okazało się, że jestem w ciąży i zaczynam być powoli człowiekiem, to nie wiem, co ze sobą zrobić. Kiedyś myślałam, że moja pasją jest nauczanie czarodziei magii. Kiedy dowiedziałam się, że moim ojcem jest Gideon, dyrektor i najpotężniejszy Starszy, to bardziej się przyłożyłam do nauki i edukowania. Ale po tym, gdy byłam przez pewien czas recepcjonistką, a później przez krótki czas kierownikiem, to po tej przygodzie spotkałam normalnych, śmiertelnych przyjaciół. Gdybym dalej pracowała w Szkole, to dalej bym robiła to, co przez 600 lat u boku ojca, a gdybym znowu pracowała w hotelu, to bym była bliżej przyjaciół. Co mam robić?
Słuchał tego bardzo skupiony. Wygadałam się orze wszystkie czasy. Musiał mnie ktoś posłuchać, bo to mnie męczyło bardzo długo.
- Dobrze, pomyślmy tak. W Szkole masz ojca, który uczy cię kontroli magii. Z tego, co Philip powiedział, twoja babcia pomogła założyć te Szkołę. A w hotelu i na ziemi masz przyjaciół, tam odkryłaś, że kochasz Kol'a... Chyba nie muszę Ci podpowiada, co powinnaś wybrać. Przyjaciele czy rodzina...
- Doktorze Goldberg, pacjentka spod 10 zaczyna rodzic. - przerwała mu pielęgniarka wchodząc do środka.
- Dobrze, już idę. Proszę odpisać pacjentkę. Już może iść do domu. Pomyśl o tym, Ven. Wierzę, że wybierzesz dobrze.
Po tym wyszedł, a ja miałam już prawie wiedziałam, co zrobić.

Następnego dnia czułam się już o wiele lepiej. Nie byłam tylko na kolacji u dziewczyn, ponieważ byłam zmęczona. Siedziałam za to w salonie z laptopem na kolanach i sprawdzałam maile. Była tam wiadomość od Gregory'ego. Napisał w nim, że zwolnił swojego syna i chwilowo siedzi na stoku. Czeka z nie cierpliwością na moją odpowiedź. Już miałam do niego zadzwonić, ale ktoś zapukał do drzwi. Poszłam otworzyć i zamarłam. To była Phoebe z Cole'em i Victorem.
- Cześć, ciociu. Jak się czujesz?-spytała Phoebe.
- Już lepiej, dziękuję. Co on tu robi? - spytałam patrząc na niego.
- Wróciłem. Będę wam pomagał. Cieszysz się?
Nic nie odpowiedziałam i spojrzałam na ojca dziewczyn.
- Dziękuję za wczorajszą pomoc, Victor. Gdyby nie ty, to nie wiem, co by się stało.
- Proszę. Elijah mi powiedział, co się stało. Przykro mi. I też ja chciałem przeprosić za to, co mówiłem o Aniołach. Ty jesteś wyjątkiem.
- Dziękuję. Zatrzymasz się w hotelu czy wolabyś tu? Mam jeden wolny pokój. - zaproponowałam
- Dziękuję za propozycję. Chętnie skorzystam.
Po tym wszedł do salonu. Phoebe i Cole widać, że czują się niekomfortowo.
- Zapraszam. - powiedziałam szerzej otwierając drzwi.
Phoebe uśmiechnęła się szerzej, przytuliła mnie i weszła że swoim diabelskim chłopakiem. Co będzie dalej, czas pokaże.

Szkoła Magii czy hotel? Trudny wybór. Jak myślicie, co wybierze nasza ulubiona bohaterka?

Venica CrownWhere stories live. Discover now