Ból I Strata

25 2 1
                                    

Obudziłam się z dużym bólem głowy. Dalej miałam rozmazany obraz po upadku, ale czułam, że mam związane ręce i nogi. Po chwili wróciła mi ostrość wzroku i zauważyłam, że leżę w trumnie ubrana w czarną suknię. Co tu się dzieje?
- Widzę, że już się obudziłaś, kochanie - powiedział Klaus podchodząc do trumny.
- Czego ode mnie chcesz? Przecież nic ci nie zrobiłam? - spytałam wściekła.
- Dużo zrobiłaś. Zaprzyjaźniaś się ze śmiertelnikami, byłaś przez pewien czas kierownikiem sławnego hotelu w San Francisco i, co najważniejsze... Powiedziałaś Nasz sekret jakiemuś gejowskiemu lekarzowi, który powiedział Ci tylko, że masz odpoczywać. Bardzo dużo mu zawdzięczasz, kochanie.
Co? Skąd o tym wie? Przecież Kol nic mu o tym nie powiedział. Nigdy by mi takiego świństwa nie zrobił. Chociaż dobrze, że nie wie o tym, że noszę jego dziecko. I wtedy wyszedł winowajca z cienia.
- Czemu mu o tym powiedziałeś, Elijah? Nie widzisz, że przez ciebie prawie zginął mój przyjaciel? Nie widzisz, że dziewczyny ciebie przez to nienawidzą? Zwłaszcza Piper? - opieprzyłam go.
- Przykro mi, ale to dla naszego dobra. A dziewczyny zrozumieją.
- Nie zrozumieją. Ja tego nie rozumiem.
- Dosyć tych pogadyszek. Już zabiłem Rebekah, ponieważ chciała mnie powstrzymać, tylko Freya uciekła zanim ją dorwałem. Pora na ciebie.
Po tym wyciągnął kołek i już chciał mi wbić go w brzuch. Ale wtedy powiedziałam razem z Jeleniem.
- Tylko nie w brzuch.
- Czemu? Wtedy się szybciej umrze- powiedział zdziwiony Klaus.
- Ponieważ... ponieważ najadłam się fasolki na obiad i boję się, że będą gigantyczne gazy- skłamałam nerwowo chichocząc.
Spojrzeli na mnie pytająco. Dobra, to było słabe kłamstwo. Najsłabsze w całej mojej ponad 600 letniej egzystencji.
- Jakoś to przetrwam- warknął szykując zamach.
- Czekaj!!!! - krzyknęłam przerażona odsłaniając brzuch, w którym się minimalnie wiercił syn- Jest coś, o czym musisz wiedzieć... Otóż ja... jestem w ciąży.
Widziałam, że przybrał już wampiry wyraz twarzy, więc szybko sprostowałam.
- Ojcem nie jest Kol ani nikt inny. Ty nim jesteś. Pamiętasz 3 miesiące przed moją przemianą, że chciałam Ci coś ważnego powiedzieć? Właśnie to. To dziecko przetrwało wszystko. Arszenik, transformacja w wampira, krew, niezliczoną ilość łamanych karków... To wszystko dzielnie przetrwał. Teraz po tylu latach wreszcie się rozwija i chce wyjść na świat. Proszę, zlituj się i nie zabijaj swojego dziecka.
Trochę się zamyślił, a jego brat czekał na jego redakcję. Kątem oka zauważyłam puste kartki. To jest na moją korzyść.
- Czemu wcześniej tego nie powiedziałaś? Wiedziałeś o tym? - spytał wściekły brata.
- Tak. Ten lekarz, którego próbowałem zabić, jest jej lekarzem prowadzącym. Chciałem, by do mnie chodziła, ale się nie zgodziła. Dzięki niemu dalej prowadzi ciąże. - wytłumaczył.
- Ale się podlizujesz. Przestań się go bać i zacznij żyć własnym życiem. - rzekłam załamana. - Aha. I nie życzę sobie, byś odwiedzał swoje dziecko. Zabraniam ci tego.
- Ty mi zabraniasz? Wiesz, kim ja jestem?
- Tak. Świnią, który zapłodnił biedną 16 letnia dziewczynę i zmienił ja wbrew jej woli w wampira. Ale dzięki temu mam super przeznaczenie i narzeczonego, ale kiepskich byłych chłopaków, którzy będą moją rodziną.
I tu się wściekł. Chciał mi przebić serce kołkiem, ale wciągnęłam ręce przed siebie i użyłam telekinezy. W ogóle się nie ruszył, chociaż się nieźle siłował.
- Co się dzieje? - warknął.
- Nie spodziewałeś się tego, prawda? Nie tylko ty jesteś najstarszą hybrydą na świecie.
Po tym orbowałam najdalej od niego. Szczerze, nie nauczyłam się do końca tego robić, bo strasznie mnie mdliło, gdy tak szybką się przemieszczałam. Akurat pojawiła się koło stolik, na którym były te kartki.
- Jestem pod wrażeniem, kochanie. Ale widać, że jeszcze tego nie kontrolujesz. A to mi bardzo odpowiada.
Podbiegł do mnie najszybciej i chciał wbić mi kołek w serce, ale chwyciłam go za dłoń i używając projekcji dotyku włożyłam tę broń do środka.
- Tego się nie spodziewałeś, prawda? - spytałam z uśmiechem.
Ten się wkurzył i odrzucił mnie na przeciwległą ścianę. Krzyknęłam z bólu, gdy upadłam na stół raniąc rękę aż do krwi. Też zaczął mnie boleć brzuch, a to bardzo źle.
- Nie mów, że ciebie to boli- powiedział z kpiną w głosie.
- Klaus, proszę. Mój brzuch...
- Bracie, ona nie żartuje - zauważył Elijah kucajac koło mnie- Ma poważną ranę ciętą. Trzeba ją zabrać do....
Wtedy zobaczyliśmy fioletowe i niebieskie orbingi, które odepchnęły z całej siły Klausa ode mnie. Zobaczyliśmy później mojego tatę, Leo, siostry i Kol, który, o dziwo, był ubrany w garnitur.
- Odejdź od mojej córki- ostrzegł go tata podchodząc do mnie.
- Córki? - spytał zaskoczony Elijah- Faktycznie jesteś córka Starszego. Tak jak wcześniej myślałem.
Tata zaczął mnie leczyć, a już zwłaszcza brzuch.
- Kol czemu jesteś ubrany w garnitur? Co się tu dzieje? - spytałam niepewnie.
- Jak dobrze wiesz, mój brat się tak łatwo nie podda. Będzie chciał cię zabić jak i dziecko. Dlatego postanowiliśmy kogoś wezwać i spytać o zdanie.
- Nie ma innego wyjścia. Przykro nam - dodała Phoebe.
Patrzyłam na nich niepewnie. O czym oni mówią? Jedno spojrzenie na ojca i na mojego narzeczonego i wiedziałam, kogo wezwali. Mojego Anioła Przeznaczenia. O nie.
- Kol, musi być inne wyjście. Będziemy z nim walczyć. Albo zamieszkamy w bezpieczniejszym miejscu. Proszę, nie rób tego- rzekłam powoli wstając i podchodząc do niego.
- Nie. Nie ma innego wyjścia, Ven. - powiedział spokojnie głaszcząc mnie po policzkach.
- Nie pozwolę ci umrzeć za nas. Będziemy walczyć w inny sposób. Nie obchodzi mnie, że to twój brat. Nie pozwolę ci odejść. - mówiłam płacząc.
- Proszę, nie płacz. To szkodzi naszemu dziecku. Venica, dobrze wiesz, że nie ma innego wyjścia. Czułaś, że tak kiedyś będzie. I dobrze wiesz, że tak musi być - powiedział że łzami w oczach.
Przytuliłam się do niego. Czemu tak to się musi skończyć. Dopiero co nam udało się uwinac gniazdko, zrobić pokój, ułożyć życie, a teraz.
- Venica, mam do ciebie prośbę. Chcę, żebyś to właśnie TY mnie zabiła. A nie nikt inny.
Podniosłam zaskoczona głowę. Chyba on nie mówi poważnie.
- Słucham? Kol , nie zrobię tego.- szybko zaprotestowałam.
- Chce, żebyś  ty to zrobiła, ponieważ kocham ciebie i chce, żebyś mnie zapamiętała.
- Ale nie w ten sposób.
Nic nie powiedział, tylko pocałował mnie namiętnie w usta. Czułam jego łzy, tak samo jak on moje. W tych pocałunkach czułam jego ogromną miłość do nas.
- Jestem gotowy, a ty? - spytał się mnie płacząc.
Nic nie powiedziałam, tylko kiwnęłam głową. Chwycił mnie za dłoń i poszliśmy w stronę trumny. Dopiero teraz zauważyłam, że jest o wiele za duża jak dla mnie. Położył się, a ja wzięłam niepewnie kółek.
- Kol... Proszę, nie rób tego. Nie dam rady bez ciebie. Jesteśmy dla siebie przeznaczeni. - szepnęłam.
- Wiem o tym. Ale ja, ty, dziewczyny, Gideon i twój Anioł wiemy, że nie ma innego wyjścia. - chwycił mnie za dłoń, w której trzymałam kółek.
Przybliżył ja do swojego serca.
- Zatrzymaj ten pierścionek. Wrócę do ciebie. Daj naszemu dziecku na drugie imię na moją cześć.
- Obiecuję. Kocham cię - odparłam płacząc.
- Też cię kocham - odparł.
Nachyliłam się i złożyłam na jego ustach najbardziej namiętny pocałunek, który  złożyłam pierwszy raz. Po tym wbiłam kółek w jego serce i umarł. Wybuchnęłam głośnym płaczem.
- Ty idioto!!!!!! - krzyknęła wściekła Piper- Jak mogłeś jej nie powstrzymać i powiedzieć, że mogą być razem. Ty tylko stałeś i patrzyłeś się z boku, kiedy ona cierpi. To jest twój najmłodszy brat do jasnej cholerny. Nie widzisz, że tylko krzywdzisz ją i także nas, Czarodziejki. Byłeś dla nas jak kochany wujek, a teraz zachowujesz się gorzej niż nasz rodzony ojciec. Teraz jesteś dla nas nikim. Zawiodłyśmy się na tobie. Nie podchodz już nawet do naszego domu, bo nawet ciebie nie wpuścimy.
Poczułam, że ktoś dotyka mojego ramienia i orbujemy. To był tata. Znaleźliśmy się w Szkole Magii, gdzie siedział na stole Neal i jego narzeczony. Przytulali się do siebie.
- Venica- powiedział Philip wstając ze stołu. - Tak nam przykro.
-Mi też jest przykro. Przepraszam, że wcześniej nie zareagowałam. Jak dostałam wizję, to dopiero...
- Spokojnie, Ven. Nie obwiniaj się, proszę. - przerwał Neal z bladym uśmiechem. - To nie twoja wina, że on stracił człowieczeństwo. Najważniejsze, że mnie je zmienił w wampira. Wracajmy może do szpitala.
- Dobry pomysł. Moja córka została uderzona w brzuch. Uleczyłem, ale trzeba zrobić podstawowe badania.
- Genialny pomysł. Możecie nas tam przenieść, proszę?
Philip chwycił nas za dłonie i orbowaliśmy. Pojawiliśmy się w jego naprawiony gabinecie.
- Idź do łóżka. Zaraz przyjdę.
Kiwnęłam posepnie głową i szłam wolno w stronę mojego pokoju. Miałam pielęgniarki i inne osoby, ale nie zwracałam na nich najmniejszej uwagi. Wszyscy przestali dla mnie istnieć. Stali się powietrzem, który z ledwością oddycham. Wszystko straciło jakikolwiek sens. Weszłam do pokoju i się przebrałam w piżame. Wyszłam z łazienki i położyłam się do łóżka. Maluszek kopnął.
- Wiem, że cierpisz tak jak mamusia. Też za nim tęsknię. Chcę,  by tu był z nami, ale zrobił to dla naszego bezpieczeństwa. Też bym to zrobiła dla nas. Chciał, byśmy mieli a spokojne życie. Tak jak zawsze chcieliśmy. Obiecuję Ci, synku, że przy mnie i przy ciociach nic nam nie grozi. A przede wszystkim tobie. Już się o to postaram. David Kol Mikaelson. Będziesz mieć nazwisko mojego narzeczonego, a twojego przybranego, kochanego tatusia. On jak i ja kochamy cię nad życie.

Venica CrownWhere stories live. Discover now