Ślub Piper

18 1 1
                                    

Dzisiaj nadszedł ten dzień. Na który tak długo czekała moja 2 ulubienica i jej Anielski kochanek. Cholera, ale im zazdroszczę. Tej białej sukni, pięknego garnituru, prześliczne i wzruszającej ceremonii. Cholera, też tak chcę. Ja z Kol'em też zaczęliśmy planować ślub, ale dzięki wielkiemu Klausowi jestem sama. Wielkie dzięki, baranie. Dobrze, że Victor trzyma mnie przy duchu. Chociaż czasami mnie denerwuje pytaniami o Duchy Światłości. To mnie troche obraża, ale dzielnie to wytrzymuje.
Właśnie zeszłam na dół i zobaczyłam, że siedzą w kuchni i piją kawę. Był tu też Elijah, który powoli odzyskuje moje zaufanie. Dziewczyny też zaczynają mu udać, a już zwłaszcza Phoebe. Rozmawiali o magii. Co to się stało?
- Więc Venica oprócz mocy Aniołów ma moce wicca?
- Tak. Od strony babci. Miała moce wizji, a ja jeszcze dostałam telekineze i projekcje dotyku. - odparłam-Genialny temat na ślub, panowie. Nie powinniście pomoc Leo ubrać garnituru?
- Wiesz. Jak każdy ojciec nie lubię męża męża mojej córki. Ona robi tak jak Patty. Zbliża się do swojego Anioła. Zamiast z nim współpracować, to... Te Duchy Światłości to....
Odwróciłam się do niego i czekałam, aż skończy. Od razu umilkł i dokończył kawę. Dokończyłam robić kawę i śniadanie.
- Czy to kawa zbożowa? - spytał Elijah.
- Tak. Obrzydliwa i bezpłciowa kawa zbożowa. I kanapki. Spokojnie, trzymam się diety.
Zauważyli, że mam jakiś zły humor.
- Veni, czy coś się stało? Kolejne dawki hormonów? - spytał Victor.
- Tak. I też jest coś innego. Nie chcę o tym rozmawiać. - odparłam beznamiętnie pijąc te obrzydliwą kawę.
Tu chodzi oczywiście o mojego zmarłego narzeczonego. Tęsknię za nim. I to bardzo. Dzisiaj coś by się wydarzyło. Z tych myśli wyrwały mnie otwierane drzwi. To była Prue z jakąś listą.
- Dobra, babcia już jest i pomaga nam przygotować ołtarz, Piper się szykuje. Mamy coś niebieskiego, starego, ale nie mamy czegoś pożyczonego.
- Już chwilka. I tak nie będzie mi to już potrzebne.
Mówiąc to wstałam i poszłam do salonu. Wciągnęłam z szuflady moją ulubioną czerwona chustke. Odwróciłam się do Prue i jej podałam z uśmiechem.
- Proszę. To moja ulubiona chusta, z którą się nie rozstawałam od 1970 roku. Teraz należy do was.
- Ale to twoja ulubiona...
- Wiem. Już mi nie będzie potrzebna. Idź im to daj, a my zaczynamy się powoli szykować. Na serio muszę nałożyć te ohydną różową sukienkę?
- Tak. Idź się ubieraj, a my wszystko załatwimy. - powiedziała Prue- Cole już się pojawił. Wy też się zbierajcie, chłopcy.
- My i tak mieliśmy iść. Ty może trochę odpocznij i się ubierz- polecił Elijah.
- Jestem wypoczęta, tylko nie w humorze. Czasami kobietom w ciąży to się zdarza, panie doktorze- dodałam podkreślając dwa ostatnie słowa.
- Dobra , Panna Humorzasta idzie się szykować, a mężczyźni do nas. Phoebe po ciebie przyjdzie.
-Sama mogę przyjść- mruknęłam idąc do swojego pokoju.
Weszłam tam i odetchnęłam z ulgą. Prawie tam wybuchnęłam, ale jakoś udało mi się to powstrzymać. Podeszłam do szafy, by wyciągnąć te sukienkę i zobaczyłam inną, która kupiłam 3 miesiące temu. To suknia ślubna na nasz ślub. Cicho westchnęłam i wzięłam ją w ręce. Ma taki przyjemny materiał i była piękna. Cała z koronki, tylko plecy były gołe. Wspólnie ją wybraliśmy. Usiadłam na krześle koło biurka i przytuliłam ją do siebie. Cholera, muszę to przetrwać. Poszłam wolnym krokiem do łazienki i poszłam się malować i ubierać. Zajęło mi to 20 minut. Wyszłam z łazienki i poszłam znowu do sypialni po torebkę i zmarłam. Siedziała tu Phoebe wraz z Patty. Trzymały moją suknie ślubną. Świetnie.
- Ciociu, co się dzieje? Czemu masz suknie? Planowałaś ślub z Kol'em? - pytała Phoebe.
- Tak. Mieliśmy się pobrać właśnie w ten dzień. Ale nie tutaj, tylko na Bahamach, gdzie się w sobie zakochaliśmy. Mieliśmy już zarezerwowane bilety, ale.... Wyszło, jak wyszło. Chyba sprzedam to. Już mi....
- Nie- powiedziała szybko Patty.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Kiedy spotkasz jeszcze kogoś i będziecie razem szczęśliwi, to ta piękna suknia ci się przyda.
- Nigdy nie będę tak szczęśliwa jak z Kol'em. Jesteśmy bratnimi duszami. Już nigdy się nie zakocham.... Dobrze, to nie jest teraz temat do rozmów. Pora na ślub Piper i Leo.
- Ciociu...
- Phoebe, proszę. W tej chwili nie liczy się moje szczęście, tylko Piper. Chodźmy.
Wyszłyśmy z domu w odmiennych nastrojach. One były szczęśliwe, a ja smutna. Jaka ze mnie egoistka. Zamiast cieszyć się szczęściem mojej podopiecznej, to rozmyślam nad swoim marnym żywotem. Weszłyśmy do salonu i bardzo się zdziwiłam. Tu było wręcz pięknie. Ołtarz, piękny tort... Magicznie. Zazdroszczę i to bardzo. Podeszłam do Prue i zaczęła się ceremonia. Penny miała zacząć ceremonię, ale nagle Prue zemdlała i pojawiła się jej zła projekcja astralna.
- Co się dzieje? - spytałam zaskoczona.
Wtedy do środka wjechał jakiś gość na motorze i zabrał złą Prue.
- O cholera. - szepnęłam.
- Dobra, musimy ją teraz ściągnąć tutaj i ją...
- O nie, nie teras- szepnęłam cicho czując motylki w brzuchu.
- Co się dzieje, Ven.
Nic nie odpowiedziałam, ponieważ mój ojciec wyorbował mnie do Szkoły.
- Tato, to zły moment. Potrzebują mojej pomocy.
- Wiem, ale to niebezpieczne. Powinnaś odpoczywać i czytać książki o macierzyństwie.
- Przypominam Ci, z wychowała wszystkie czarownice z rodu Warren. Znam się na macierzyństwie jak mało kto. O co chodzi?
- Twoi uczniowie chcą się z tobą pożegnać?
Spojrzałam na niego zaskoczona. O czym on mówi?
- Wiem, że się wahasz. Wiem, że praca w hotelu ciebie bardzo uszczęśliwiała. I wiem również, że chcesz mieć normalne życie z dzieckiem. To ci się przyda. Idź do swojego gabinetu, tam już czekają.
Poszłam niepewnym krokiem. Było tam mnóstwo uczniów, co mnie bardzo uszczęśliwiało.
Wypuścił mnie dopiero do domu po północy. Wtedy było po ślubie Piper i Leo. Byłam na niego wściekła. Zamiast mnie odesłać do domu, to pod drzwi domu. Westchnęłam zła i miałam zamiar już tam wejść, ale coś świeciło się u mnie w sypialni. Dziwne, przecież zgasiłam światło. Otworzyłam niepewnie drzwi i zobaczyłam, że wszędzie palily się siwece, a na podłodze były rozsypane płatki róż i lawendy. Tworzyły drogę na schody. Szłam niepewnie do góry. Słyszałam piosenkę, która tańczyliśmy razem na balu. Co tu się dzieje? Ścieżka kończyła się na naszej sypialni. Otworzyłam powoli drzwi i zobaczyłam, że tu wszedzie były róże i lawendy. Był tu też manekin,  na którym była moja suknia ślubna. Była wyłożona  też . Podeszła tam i zobaczyłam, że obok niego była kartka z napisem " Włącz mnie". Nacisnęłam przycisk i leciała bajka nagrana przez Kol'a. Co to ma być? Kiedy doszło do ostatniego momentu, usłyszałam też kontynuację.
- W ten dzień miał być ślub Piper i Leo, ich przyjaciół i rycerzy. Księżniczka była smutna, ponieważ miał być dzisiaj również ich ślub.... - i w tym momencie poczułam, że ktoś ogarnia mi włosy z karku i usłyszałam jego glos- Ale Księżniczka zapomniała, że ma tatę Anioła, a także potężną babcie, która była najpotezniejszą wiedźmą w XIII wieku. Zrobią wszystko, by znowu byli razem. I im się udało.
To niemożliwe. Czy to on? Odwróciłam się o zobaczyłam go uśmiechniętego. Mojego Kol'a, brania duszę. Żywego.
- Kol. To naprawdę ty? Ale jak? - spytałam szczęśliwa zarzucając mu ręce na karku.
- To naprawdę ja. Twoja rodzina wzięła moja duszę i stałem się Duchem Światłości. Nie będę mieć tylko ich mocy. Będę tylko orbować. Bez żadnych konsekwencji. Ale jak tylko dojdzie do przebudzenia mojego ciała, to znikne tydzień przed.
Nie wytrzymałam i pocałowałam go namiętnie w usta. To jest po prostu wspaniały dzień na świecie. A miał być lepszy. Przestał mnie na chwile całować i powiedział.
- Pora na kolejną niespodziankę. Ubieraj suknię. Pora na nasz ślub.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Słucham? Ale jak to? Teraz?
- Przecież szykowaliśmy wszystko na ten ślub. Ale nie na Bahamach, tylko tutaj. Skromna uroczystość. Tylko ty, ja, Melinda, twoja babcia i brat.
- David? On tu jest? - spytalam szczęśliwa.
- Przybędzie na uroczystość. Tak samo jak Melinda i twoja babcia.
Przytulił go szczęśliwa. A będę jeszcze bardziej szczęśliwasza za dwie godziny.

Venica CrownWhere stories live. Discover now