22. Moja krew

1.3K 109 94
                                    

*Marek

Wpierw był ogłuszający huk.
- Pojebało Cię?! - krzyknął starszy.
Przestraszyłem się, zamknąłem oczy.
- Ogarnij się! - ponownie podniesienie głosu przez starszego.
Po otwarciu narządu wzroku, był dym i potłuczone szkło.
- Zaraz Nas rozjebiesz, opanuj się do diabła! - ostatnie co usłyszałem od bruneta.
Doprowadziłem do wypadku.

~~*~~

Toczyłem walkę z własnymi powiekami, nie mogłem ich unieść do góry.
Od spodu zaczęły przechodzić małe, bardzo niewyraźne promienie światła.
W dalszym ciągu nie mogłem ich podnieść na tyle, by moje oczy widziały więcej.
Jednak nie dałem swoim powieką dać za wygraną, pokonałem je.

Światło słoneczne, mimo że nie było widoczne, raziło mnie niemiłosiernie, przez co musiałem nieco przymrużyć oczy.
W ten sposób pozwoliłem się również wyostrzyć memu wzrokowi, który przedtem strasznie mnie ograniczał, rozmazując obraz.
Czułem, jak po podbródku, cały czas tym samym torem spływała mi jakaś ciecz.
Podnosiłem lekko prawą rękę, w celu usunięcia tego czegoś z podbródka, po czym spojrzałem na nią.
Nadgarstek, którym otarłem ciecz, był czerwony.
Teraz wiedziałem, że to była krew, moja krew.

Spojrzałem na przednią szybę, a raczej jej pozostałości.
Bliżej ramy, wciąż było kilka, ostro zakończonych, fragmentów szkła.
Zaraz za nimi, był dobrze wykonany kawałek muru.
Kawałek muru, który okazał się betonowym filarem wiaduktu.
- Cholera, co ja narobiłem... - szepnąłem.
Spod zniekształconej maski pojazdu, wydobywały się niewielkie kłęby dymu, które chcąc nie chcąc, wdychałem.
Drażnił mnie cholernie, aż w pewnej chwili, przyprawił mnie o kaszel.

Mój instynkt samozachowawczy nakazał mi oddalać od siebie kłęby, więc zacząłem machać przed poranioną twarzą bolącymi rękoma.
Na moje szczęście, wiatr zaczął wiać w inną stronę, przez co dym również zmienił kierunek albo totalnie wygasł.
Szarpnąłem za klamkę od drzwi, które o dziwo się otworzyły.
Nogami też mogę poruszać, nie jest źle.
- Niezłego farta mieliśmy, nie Łukasz? - powiedziałem, po czym uświadomiłem sobie jedną rzecz.

O ja pierdole, zająłem się sobą, jakbym był tu sam!
Natychmiast odwróciłem głowę w lewą stronę i nie wiedziałem czy się cieszyć czy płakać.
Nie było go na miejscu kierowcy.
Moją uwagę przykuło również to, że drzwi z jego strony były wyrwane, nie było ich tam.
Momentalnie krew w moich żyłach zastygła, wypadł przez przód czy bok?

- Łukasz! - wrzasnąłem, gdy udało mi się o własnych siłach wydostać z auta. - Gdzie jesteś?
Poruszałem się na tyle szybko, na ile pozwalały mi siły.
Dodatkowo adrenalina oraz strach przeplatający się z modlitwą motywowały mnie do wykonania każdego, najmniejszego ruchu.

Co ja najlepszego zrobiłem? Właściwie, dlaczego to zrobiłem, kurwa mać.
Jak głupi musiałem być, by zacząć się z nim szarpać?
Sam nie wiem, co we mnie wstąpiło, jakiś diabeł czy coś w tym rodzaju.
Zacząłem oględziny miejsca zdarzenia, auto było niemal doszczętnie rozwalone.
Jednak to był najmniejszy problem, jaki miałem w tej chwili na głowie.
Przeszłem na lewą stronę, mój oddech momentalnie przyspieszył.
Serce zaczęło mi walić jak szalone, a hormony wytwarzały coraz więcej adrenaliny.
Moje modlitwy nie zostały wysłuchane, znalazłem Łukasza, nieprzytomnego Łukasza.

- Boże drogi - krzyknąłem i natychmiast do niego podbiegłem.
Padłem przed nim na kolana, po czym delikatnie przejechałem dłonią po jego twarzy, a raczej po tym co było z niej widać.
Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek zobaczę go w takim stanie.
Twarz była niemal cała we krwi, gdzieniegdzie można było dostrzec jak blada była jego skóra.
- Łukasz, obudź się, przepraszam Cię - mówiłem przez łzy.

Spanikowałem, nie wiedziałem co robić.
Ręce drżały mi jak cholera.
Co tu się dzieje, boję się, ta cała sytuacja odbiera mi zdrowy rozsądek.
- Łukasz, proszę Cię! Spójrz na mnie, błagam - powiedziałem drżącym głosem.
Gdybym nie złapał za tą pierdoloną kierownicę, cholera!
Czemu nie da się cofnąć czasu, o chociażby kilka minut, dlaczego kurwa?
- Nie zostawiaj mnie samego, Łuki - wybełkotałem.

Rozpłakałem się jak małe dziecko, któremu odebrano zabawkę.
Kto mi powie, dlaczego byłem taki zjebany kilka minut temu?
Przecież to było pewne, że takie będą konsekwencje naszej ostrzejszej wymiany zdań.
Co Cię podkusiło Marek, by tak gwałtownie podjąć tak chorą decyzję, co do cholery?
- N-nie z-zostawię Cię - usłyszałem nagle cichy, bardzo cichy głos Łukasza.

Podniosłem na niego wzrok, który przez łzy i tak mi ograniczał widoczność.
- Tak bardzo Cię przepraszam, wybacz mi - powiedziałem kładąc swoją, wciąż drżącą, dłoń na jego ręce.
- J-jesteś cały? - spytał.
Jak zwykle, myśli o mnie w pierwszej kolejności, nie o sobie jak ja.
Ugh, dlaczego on jest taki, dlaczego wciąż się mną przyjmuje, mimo że ja jestem takich samolubem.
- Mi nic nie jest, a co z Tobą? - odpowiedziałem.

Głupie pytanie, przecież widzisz jak jest, jak musi walczyć by powiedzieć cokolwiek.
- Boli w pizdu, wszystko - rzekł.
Słyszałem, że jest bliski płaczu, głos za bardzo mu się załamywał.
- Ciii, wiem - odparłem delikatnie przejeżdżając po jego policzku, ścierając tym samym krew znajdującą się na nim. - Zaraz wezwę pomoc.

Wooooow Mareńku, dopiero teraz wpadłeś na ten jakże znakomity i genialny pomysł?
Gratuluję sobie zapłonu, jest taki szybki.
Natychmiast włożyłem rękę do kieszeni spodni, po czym wyjąłem z niej telefon, który, ku mojemu zdziwieniu, nie miał na sobie nawet jednej ryski.
Jednak jeszcze zanim zadzwoniłem pod numer ratunkowy, wbiłem na mapy google by sprawdzić gdzie jesteśmy.
Było to totalne pustkowie, żadnego auta, ani innego pojazdu.
Tak, bo po co patrzeć na znaki, przecież są mapy google!

Jezu, jak ta babka z centrali mnie wkurzała ciągłymi, bezsensownymi pytaniami "A po co, dlaczego, w jaki sposób".
Kurwicy można dostać, nosz ja pierdziele, państwowa medycyna powala swoim działaniem.
- Za niedługo będą, wytrzymasz? - pytasz się jakby zaraz miał wstać i zacząć biegać.
Eh, Marek, pomyśl zanim cokolwiek powiesz.
- A mam... inną opcję? - widziałem, że próbował się delikatnie uśmiechnąć.
Nawet w takiej chwili, starał się cokolwiek wymusić na sobie, bym ja czuł się lepiej.
Ktoś mi wyjaśni, dlaczego i jak on to robi?
Przecież mało brakowało, a chwilę temu zabiłbym Nas oboje.

- Łukasz przepraszam, gdybym nie zaczął się z Tobą szarpać... - zacząłem mówić ponownie siadając obok niego.
- Trudno się mówi, stało się i tyle Marek - rzekł przymykając oczy.
- Łatwo Ci powiedzieć, ty chciałeś dobrze - powiedziałem roniąc łzę.
Czekałem na odpowiedź od niego wpatrzony w ziemię.
W końcu po kilku sekundach czekania w głuchej ciszy,
przeniosłem wzrok na niego.
- Łukasz, słyszysz mnie? - spytałem.
Odleciał, znowu zostałem sam na sam ze sobą i swoim sumieniem.
Sumieniem, które miało rację mówiąc, że zjebałem na całej linii.

- Marek? - usłyszałem nagle za sobą głos, którego już od dawna nie dane było mi słyszeć.
Tak, za mną znajdowała się ta osoba, z którą kojarzyłem ten głos.

______________________________________
Cześć misie <3
Kto nawiedził Marusia?
Jak myślicie xd?

Selamlar

EDIT! : Z racji, że wracam do szkoły oraz na wszelkie zajęcia dodatkowe i nie wyrobię z pisaniem rozdziałów jednego na każdy dzień, mam do Was pytanie.

W jakie dni byście chcieli rozdziały (tylko nie pod rząd, plis xd)?
Sądzę, że tak dwa, trzy tygodniowo bym dała radę ;)

Z innej perspektywy [KxK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz